About sweet chestnuts, chocolate and birthday party for Henri Toulouse Lautrec

above / powyżej: CHOCOLATE SWEET CHESTNUT TART FOR TOULOUSE-LAUTREC / CZEKOLADOWO-KASZTANOWA TARTA DLA TOULOUSE-LAUTREC’A BY CUISINE AND ART


pl

Henri Toulouse-Lautrec “The Flower Seller” / “Kwiaciarka” 1894; from/z: wikiart.org

Cakes, birthday cakes, flowers. Oops, the flowers are already sold! All of them! It means plenty of guests are coming for Henri Toulouse-Lautrec’s Birthday Party! There is something for everyone – Ralph Fleck with his cream cakes and a cheesecake! Jeff Koons as always in full swing – pink and shiny – “Cake” with a rose – Henri will be touched! And we will get fat!

TortenstŸck 2/VII (SchwarzwŠlder) 1993 …l/P. 50 x 60 cm
Ralph Fleck, Piece Of Cake 2/VII (Schwarzwäld Cake), 1993; from/z: www.ralphfleck.de
Ralph Flecke Torte SahneTortenstck8_XII_98
Ralph Fleck, Piece Of Cake 8/XII (Cheesecake), 1998; from/z: www.ralphfleck.de
Jeff Koons Cake
Jeff Koons, Cake / Ciasto, 1995-1997, from/z: www.jeffkoons.com

I have been learning for years how to prepare them, as I have written here before. Handling them is still not my favorite thing to do, but I have to say, that now I know perfectly how! First of all keep children as far away as possible, because everything is hot, very hot to be honest with you, and every paw will be burned! You need to act quickly, when sweet chestnuts burn the fingers they are the easiest to be peeled. Mean, aren’t they? Small nasty little bastards, that’s all! Anyway, I do it as fast as possible. Afterwards everything is easy peasy. I finally chop them in a food processor, I dry them, I grind them and I dry and I grind once again to obtain flour. Sometimes I do not grind, but just freeze the finely chopped sweet chestnuts. And do you know what? They are still not my favorite things to eat! After all that hassle! But they exist, I have them – organic and for free – and they are very rich in vitamins (especially vitamin C), minerals, antioxidants and fiber. Thanks to them I can enjoy The Best Chocolate Tart Ever, which will play the role of The Birthday Cake for Henri this year. In short – it is worth it! It is worth having burn paws! This cake, this tart, this delicacy has become my Culinary Heaven. My Revelation. Constant Surprise. World Champion. Gluten Free Masterpiece (which significantly expands the group of potential eaters too). And last but not least – it is 3 desserts in 1! Really! Gobbled hot is like a delicate, fluffy chocolate mousse on a crunchy base. Eaten the next day (if it would still be there the next day…) is like a crazy mad heavenly chocolate cheesecake. Yes, like a cheesecake – nothing else describes its texture better than cheesecake (don’t ask me why). And frozen is also amazing – like the softest chocolate parfait! How good is that – just perfect for a celebration of Henri’s birthday! 

CHOCOLATE SWEET CHESTNUT TART FOR TOULOUSE-LAUTREC

BASE

160 g wholemeal flour
80 g potato starch (you can use corn starch too)
80 g sugar
160 g butter
pinch of salt

CHOCOLATE SWEET CHESTNUT FILLING

100 g sweet chestnut flour
125 ml milk
200 ml cream
80-100 ml water
pinch of salt
2 tbsp cocoa powder
50 ml strong coffee (espresso or instant coffee made of 2 tsp) to intensify the chocolate flavour

100 g dark chocolate
125 g butter

3 egg yolks
150 g sugar or 3 big tbsp honey

3 egg whites

Knead the dough from all the ingredients for the base. Roll it very thinly on a pre-floured surface. Place it in a 24 cm springform cake tin (I put in just on the base, not on the sides). Bake it for 15 minutes in a preheated oven at 180°C.

Whisk the sweet chestnut flour, milk and cream together until completely combined. Pour it into a pan and cook it gently on a low heat until thickened, whisking continuously.

Finally chop the chocolate, put it into a heat-proof bowl, add chopped butter. Put the bowl on the top of a pan with boiling water in it on a low heat. Melt the chocolate with butter, whisking non-stop.

In a separate bowl whisk egg whites until soft peaks form.

In another bowl whisk egg yolks with sugar or honey. Mix it with the sweet chestnut mixture and the melted chocolate / butter mixture. Add the whipped egg whites very gently – spoon by spoon, slowly stirring from bottom to top with long spoon movements. This method prevents the mixture loosing air and will create a fluffy cake.

Pour the mixture on the pre-baked pastry. Put it into 180°C oven for 30 min and not a minute longer. Yes, the cake will be wobbly in the middle, but it is fine, it will set while cooling (if you do not eat it when warm of course). Switch off the oven and open it, not allowing the cake to bake any longer (because if so – it will be too dry and too dense).

Eat it directly from the oven as a hot mousse on a crunchy base.
Eat it cold the next day as a chocolate “cheese”cake (with no cheese).
Freeze any remaining piece and rediscover it later as a heavenly parfait.

You can add some whipped cream or mascarpone to break the depth of the chocolate flavor. I didn’t, but on my photo you can see a beautiful small white shape (plus some pecans) – this is a ceramic meringue made by the great French ceramicist Gisèle Garric about whom I have written before on the Cuisine And Art fb page.

I’m going to Henri Toulouse-Lautrec’s birthday party. Good company and a wealth of flavours – what more could you want?



JADALNE KASZTANY, CZEKOLADA I TOULOUSE-LAUTREC URODZINOWY

Ciasta, torty, kwiaty. Ups, kwiaty już wyprzedane! Wszystkie! Dobrze, że Henri zdążył przynajmniej kwiaciarkę nam przedstawić! Widać goście tłumnie na urodzinową balangę Toulouse-Lautrec’a się wybierają! W słodkościach nic tylko wybierać – Ralph Fleck z tortami z kremem oraz sernikiem, Jeff Koons jak zawsze pełną parą, imprezowo – różowo i błyszcząco – tort z różą – Henryk będzie wzruszony, utuczymy się wszyscy!

TortenstŸck 7/XII (Himbeersahne) 1998 …l/P. 50 x 60 cm
Ralph Fleck, Piece Of Cake 7/XII (Raspberry And Cream Cake), 1998; from/z: www.ralphfleck.de

W międzyczasie sprawdzam czy bydlaki ugotowały się. „Bydlaki” mówię o nich z czułością, bo w końcu nie ma żadnego powodu by źle myśleć lub źle traktować jadalne kasztany.

Moja z nimi historia z całą pewnością by nigdy się nawet nie zaczęła, gdyby nie natura zbieracza, która w moim przypadku jest wyjątkowo silna. Silniejsza nawet niż brak miłości kubków smakowych do tychże kasztanów. Naprawdę mogłabym bez nich żyć i nie tęskniłabym nawet za nimi! (To jest tak było do teraz, do czasu „magicznej” tarty czekoladowej.) Ale jak idę na spacer i pod nogami pojawia mi się kolczasty dywan z gigantycznych kasztanów, to muszę je zebrać. Po prostu muszę, bo żadne jedzenie nie może się przecież zmarnować.

Lata całe uczyłam się jak je traktować, o czym pisałam już rok temu tutaj. Obchodzenie się z nimi nie należy wciąż do moich ulubionych, choć nie powiem, wiem już doskonale co z nimi czynić! Przede wszystkim trzymać dzieci (kolejny powód do radości z braku posiadania własnych) jak najdalej, bo wszystko jest gorące i każde łapki poparzone zostaną! Działać trzeba szybko, właśnie wtedy kiedy parzą palce – kasztany są najłatwiejsze do obierania. Wredne prawda? Paskudy jedne! No bydlaki! W każdym razie tak działam – szybko i na gorąco. Potem to już wszystko idzie jak z płatka. Rozdrabniam je w robocie kuchennym, suszę, mielę, suszę i mielę na mąkę. Niekiedy nie mielę, ale rozdrobnione mrożę. I bez względu na to wszystko – nadal nie są moim ulubionym pokarmem! Ale są, darmowe, bio, z mnóstwem różnych dobroci (witamin – szczególnie witaminy C, minerałów, przeciwutleniaczy i są bogatym źródłem błonnika). Dzięki nim też mogę rozkoszować się najlepszą na świecie tartą czekoladową, która w tym roku odgrywa rolę urodzinowego tortu dla Henryka. Czyli jednym słowem – warto. Warto parzyć łapki! To ciasto, ta tarta, stała się moim kulinarnym rajem. Objawieniem. Zaskoczeniem za każdym razem. Mistrzostwem świata. W dodatku bezglutenowym, co poszerza znacznie grono potencjalnych zjadaczy. I jest 3 deserami w 1! Naprawdę! Pożerana na gorąco jest delikatnym, puszystym musem czekoladowym na kruchym spodzie. Dnia następnego (jeśli tegoż doczeka!) jest obłędnym czekoladowym sernikiem. Tak, sernikiem właśnie, bo nic innego bardziej nie przypomina. Genialna jest również mrożona! Jak najdelikatniejsze czekoladowe parfait! Jakaż ona jest dobra, w sam raz na świętowanie z Henrykiem!

CZEKOLADOWO-KASZTANOWA TARTA DLA TOULOUSE-LAUTREC’A

BAZA

160 g mąki pełnoziarnistej
80 g mąki ziemniaczanej
80 g cukru
160 g masła
szczypta soli

MASA CZEKOLADOWO-KASZTANOWA

100 g mąki z kasztanów jadalnych
125 ml mleka
200 ml śmietanki
80-100 ml wody
szczypta soli
2 łyżki kakao
50 ml bardzo mocnej kawy (espresso lub z 2 łyżeczek dobrej rozpuszczalnej), by wzmocnić smak czekolady

100 g ciemnej czekolady
125 g masła

3 żółtka
150 g cukru lub 3 czubate łyżki miodu

3 białka

Zagnieć ciasto ze wszystkich składników. Cienko rozwałkuj. Wyłóż ciastem dno tortownicy (tym razem nie robię boków ciasta). Piecz 15 minut w rozgrzanym do 180°C piekarniku.

Do mąki kasztanowej dodaj powoli mleko i śmietankę, dokładnie mieszając, by nie powstały grudki. Przelej masę do garnuszka i podgrzewaj na małym ogniu, aż zacznie gęstnieć. Dodawaj powoli wodę, kakao, sól i kawę do uzyskania masy o konsystencji gęstego budyniu.

Podziel czekoladę na kawałki i wsyp do miski razem z masłem. Postaw miskę na garnku z gotującą się wodą i stop składniki, delikatnie mieszając.

Ubij białka.

W osobnej misce ubij żółtka z cukrem lub miodem. Wymieszaj z budyniem kasztanowym i stopioną czekoladą z masłem. Bardzo delikatnie dodaj ubite białka – łyżka po łyżce, powoli mieszając od dołu do góry długimi ruchami łyżki – to metoda, dzięki której białka nie tracą powietrza, a masa czekoladowo-kasztanowa będzie puszysta.

Przełóż masę na podpieczony spód i włóż do ciągle rozgrzanego do 180°C piekarnika na 30 minut. Ciasto będzie nieco „galaretowate” po środku, ale nie piecz ani minuty dłużej. Wyłącz piekarnik i otwórz, by tarta nie piekła się dłużej, bo będzie potem za sucha i zbyt zwarta.

Jedz na ciepło jak gorący mus na kruchym cienkim spodzie.
Jedz na drugi dzień jak czekoladowy sernik.
Zamróź kawałek i odkryj go po jakimś czasie jako niebiańskie
parfait.

Możesz podawać z ubitą śmietaną lub mascarpone, żeby złamać niesamowicie głęboki czekoladowy smak. Ja nie dodałam, choć na zdjęciu widać piękną białą formę – to ceramiczna maleńka beza mojej ulubionej Gisele Garric, o której już pisałam.

Idę na bal urodzinowy Henryka. Doborowe towarzystwo i bogactwo smaków – czegóż chcieć więcej?

eng

 

About Paweł Błęcki, zero waste crumble and the recipe for a Happy November

above / powyżej: PAWEŁ BŁĘCKI “TEMPORARY DENSITY OF MATTER” / “TYMCZASOWE ZAGĘSZCZENIE MATERII” from / z: www.pawelblecki.com


pl

A beautiful and happy November? Yes, of course! Miserable outside. Drizzly. An overwhelming grey. It’s a great idea, no, not an idea, but a must (if you don’t want to be cold) to light the woodstove. Later, when it is roaring hot, it’s almost obligatory to cook something on it, not wanting to waste this hot opportunity. First I put the kettle on to prepare tea. There is no way to do anything without a good cup of tea. I put on some Cuban music on and I decide to go to my freezer to explore its mysterious depths. It’s pretty empty now, but normally after almost every walk I add something foraged to it. Apples – sliced, but with skin, the last pear found under the neighbour’s tree – sliced, with skin – both will end up in a cake or on a tart. Two young puffball mushrooms* the size of a hazelnut – when there will be more, I will fry them in olive oil, just adding garlic and parsley. A handful of collected sorrel. Parasol mushrooms. Sliced porcinis.

My freezer is my treasury. I try to grow and to collect as much as possible. I do not waste anything, never. This is the way I was taught by my mum and my grandma, although now it is called fashionably “ZERO WASTE”. At the end of the day it is not important what something is called but how it works.

Paweł-Błęcki-Tymczasowe-zagęszczenie-materii
Paweł Błęcki “Temporary density of matter” / “Tymczasowe zagęszczenie materii” from/z: Magazyn RTV

Paweł Błęcki, Polish artist, started his project „Temporary density of matter” in 2017 as an “open project” which means that the artist could work on it until the end of his artistic life. It is the right decision, because for sure he won’t be lacking objects to find. With the help of which, he raises questions about very important matters – that we possess too much, that we waste and that we make endless amount of garbage (I wrote about it, here). He tells about the plastic sea and about beaches, where he finds the ingredients for his art. He is honest as the day is long and he doesn’t beat about the bush. He shoots straight from the hip. He is stunning, surely shocking for many and surprising (such beautiful compositions made of waste, such amazing gems created from rubbish!). “Objects and their remains” is how Błęcki calls it. The art, not the waste.

pawel_blecki_tymczasowe_zageszczenie_materii_05
Paweł Błęcki “Temporary density of matter” / “Tymczasowe zagęszczenie materii” from www.pawelblecki.com
HAVE-NOTHING-photo-by-Serafin-2019
Bread Collective‘s graffiti, London – William Morris “Have nothing in your house that you do not know to be useful or believe to be beautiful” / “Nie miej w swoim domu niczego, co według ciebie nie byłoby użyteczne lub piękne”, photo by Serafin 2019

Coming back to my freezer – I found in its frozen chasms a handful of pears, apples and bananas (yes, I also make a banana cake using frozen bananas). In a small box next to the fruit there is some weird lumpy thing. It is the remains of a crumble! What great leftovers I have found! This is a great pleasure, clearance of the freezer.

I put my frozen fruit in the baking dish and I add a tablespoon of grated quince mixed with honey, which I found at the bottom of the fridge. I put everything into the oven of the woodstove (or a preheated oven, at 180°C) for 15 min. Afterwards I sprinkle it with the crumble, which I made using only chestnut flour (I make my own chestnut flour every autumn, but you can use normal flour or ground oats). This crumble doesn’t contain any sugar, because I prefer to add some honey when served, but you can add sugar if you prefer. Another 15 min in the oven is needed. Then, it’s ready to be served warm with a dollop of cream or yogurt. This time I added a pinch of grated tonka beans, petals of the last potted marigold flower (Calendula Officinalis) from the garden and just a few tiny leaves of mint – crème de la crème.

ZERO-WASTE-CRUMBLE-by-Cuisine-And-Art-2019

RECIPE FOR A HAPPY NOVEMBER


rain (preferably lasting several days)
cold
damp
Cuban music
hot cup of good tea
leftovers

Mix. Serve without any moderation. Enjoy!

P.S. If you don’t have a woodstove don’t worry! An oven will do the job, you will need to add only a candle or two (or more) 

*Only very young puffballs can be eaten – they are small, firm and white inside. If you find puffballs that are not firm and/or not completely white – do NOT eat them!



PAWEŁ BŁĘCKI, OWOCOWA KRUSZONKA  ZERO WASTE I PRZEPIS NA SZCZĘŚLIWY LISTOPAD

Piękny i szczęśliwy listopad? Oczywiście! Za oknem plucha. Zimno. Mżyście. Wszechogarniająca szarówka. Doskonały powód (ba! mus wręcz, gdy nie chce się zamarznąć) do rozpalenia w piecu. A kiedy w piecu już się pali – nie można marnować tej cudownej możliwości – trzeba gotować! Na placie stawiam najpierw czajnik, bo bez kubka dobrej aromatycznej herbaty (z mlekiem, „po angielsku”) nie da się nic zrobić! Włączam kubańską muzykę i idę zmierzyć się z coraz bardziej pustym zamrażalnikiem, do którego prawie po każdym spacerze coś dorzucam. A to jabłka – pokrojone, ale ze skórkami. Ostatnią gruszkę, znalezioną pod drzewem u sąsiadów – też już pokrojoną, by potem po prostu wrzucić do ciasta, władować na tartę etc. Dwie młode purchawki* wielkości orzechów laskowych (gdy nazbiera się więcej – usmażę je bez rozmrażania, ot wrzucę na gorącą patelnię z odrobiną oliwy z oliwek, dodam czosnek i pietruszkę. Garść zebranego szczawiu. Pokrojone prawdziwki. Kanie.

Mój zamrażalnik to mój skarbiec. Staram się jak najwięcej rzeczy hodować lub zbierać. Nigdy nic nie może się zmarnować. Tak zostałam nauczona przez Mamę i Babcię, choć teraz nazywa się to „ZERO WASTE” i stało się pewnego rodzaju modą wśród młodych ludzi. W końcu i tak nie ma znaczenia jak się coś nazywa. Znaczenie ma jak działa.

Paweł Błęcki rozpoczął „Tymczasowe zagęszczenie materii” w 2017 jako projekt „otwarty”, czyli taki, którym być może będzie się jako artysta zajmował do końca życia. Słuszna to decyzja, bo z całą pewnością (i smutkiem) nie zabraknie Błęckiemu przedmiotów, które znajduje i za pomocą których opowiada o bardzo ważnych sprawach – o tym, że posiadamy zbyt wiele, że marnujemy i że wytwarzamy nieskończoną ilość śmieci. Opowiada o morzach pełnych plastiku, o plażach, na których znajduje ingrediencje swej sztuki. Paweł nie bawi się w delikatne przekazywanie informacji, wali prosto z mostu. Jest oszałamiający, szokujący z pewnością dla wielu i zaskakujący (jakież to piękne kompozycje można układać ze śmieci, jakież śmieciowe cudeńka znajdować!). „Przedmioty i ich pozostałości” – jak o nich mówi Artysta. Sztuka zamiast marnowania.

pawel_blecki_tymczasowe_zageszczenie_materii_02
Paweł Błęcki “Temporary density of matter” / “Tymczasowe zagęszczenie materii” from www.pawelblecki.com

Powracając do mego zamrażalnika – odnajduję w jego mroźnych czeluściach, w jego lodowych otchłaniach garść pokrojonych gruszek, jabłek i bananów (tak, robię ciasto bananowe również z mrożonymi bananami). W pudełeczku obok zamrożonych kilka łyżek kruszonki. Cóż to za resztki! Cóż to za przyjemność czyszczenia (zamrażalnika)!

Układam owoce w żaroodpornych naczynkach, dodając resztkę startej pigwy z miodem. Wkładam do rozgrzanego pieca (lub do piekarnika nagrzanego do 180°C) na kwadrans. Posypuję kruszonką (moja jest z mąki kasztanowej, którą robię od kilku lat jesienią, i masła, ale można użyć zwykłej mąki, zmielonych płatków owsianych etc). Wkładam całość na kolejny kwadrans do piekarnika. Podaję z odrobiną śmietany lub jogurtu i z miodem (nie słodzę samej kruszonki, dodaję jedynie szczyptę soli). Tym razem dodałam odrobinę startego ziarna tonki, płatki ostatniego nagietka i aromatyczną miętę z ogrodu – crème de la crème.

PRZEPIS NA SZCZĘŚLIWY LISTOPAD

deszcz (najlepiej trwający kilka dni)
chłód
kubańska muzyka
gorąca aromatyczna herbata
resztki

Wymieszaj. Podawaj bez żadnych ograniczeń. Rozkoszuj się!

P.S. Dla tych bez pieca koniecznością jest piekarnik lub prodiż i minimum 1 świeczka!

*Purchawki można jeść kiedy są młode, czyli maleńkie, bardzo jędrne i bielusieńkie w środku. Inne, czyli starsze, mogą zaszkodzić.

eng

 

About Sasnal, forest, parasol mushrooms and dry stale bread

above / powyżej: WILD WINTER MUSHROOMS – with many thanks to Filip Malinowski and @fundacjazdrowegozycia / ZIMOWE GRZYBÓW ZBIERANIE – z podziękowaniami dla Filipa oraz Fundacji Zrowego Życia BY CUISINE AND ART


pl

For the last two years I have planted some walnut and oak trees. I buried a few walnuts and acorns in the back garden and now I stare at them with a big smile – 6 tiny trees which hopefully one day will be great big ones. What a beautiful green nursery!

Wilhelm Sasnal “FOREST” / “LAS” 2002; from/z: https://archiwum-obieg.u-jazdowski.pl/wydarzenie/2295

Wilhelm Sasnal, Polish artist (1972) painted his “Forest” in 2002. Powerful vivid  green space seems to be huge, massive, all surrounding. But it’s not. It’s quite a tiny forest – 45cm by 45cm only! To create such a powerful image on just 2025cm² is a magic trick or perhaps a very personal, intimate image of the artist’s own world?

I cannot imagine my life without a forest nearby. Forest was everywhere. Always. As was the sea. First it was coniferous. Later deciduous. Afterwards there was a gap – no forest at all for a couple of months, which seemed like forever (luckily at least the sea was a few hundred meters away). For the lack of it I couldn’t stay there any longer and I moved to a place with a eucalyptus forest, where every October and November I was collecting parasol mushrooms in almost wholesale quantities. It seemed that the Catalans don’t like them at all, even though they are (Catalans not the mushrooms!) a foraging nation. Better for me, I thought! I never, and I mean NEVER, had so many parasols! I started to dry them and to freeze them, because I couldn’t eat them any more for every breakfast, lunch and supper! At the same time I was collecting slippery jack mushrooms amongst the palm trees next to the beach. Of course every Catalan passing by warned me of the probable deadly danger of eating these small slimy beauties, which I have eaten in quantity throughout my whole life.

Forest is a scent for me. It is space. Silence. And last, but not least, foraging! Billberries, blackberries, raspberries, lingonberries, cranberries and mushrooms. But most of all mushrooms! I’m always looking for them. Everywhere. Since last year I’ve been looking for them also in winter. Yes, in winter! But on the … trees!!! You can imagine how difficult it was to switch to looking for mushrooms above ground level! It was January, Gdynia, on the Polish coast, where Filip Malinowski from the Healthy Life Foundation organized and led a workshop on foraging for wild winter mushrooms. It was great fun and then a delicious feast after freezing work – stewed mushrooms on the campfire with a small side salad from wild plants Filip had found (he also organizes wild plant foraging workshops, you can check it on the fb profile @fundacjazdrowegozycia and/or write to him in English!).

The smell of Scots pine trees. The smell of hot summer in the Tuchola Forest of northern Poland. The aroma of eucalyptus and pine trees of southern Europe. The scent of wet decomposing leaves in the Tri-City forests (Tri-City is a metropolitan area in Poland consisting of three cities in the Pomerania region: Gdańsk – my hometown, Gdynia and Sopot). I close my eyes – I can see and feel every tree. I wander along known paths. I discover new ones.

From the young parasol mushrooms found today along the road, I make a small starter in the style of Spanish “tapas”. Because nothing is wasted in my kitchen – I serve them on toasted stale bread (Even bread dry as a bone after heating in a toaster becomes not only edible but also delicious!). It’s great that the parsley has sprouted a few new leaves – they will be perfect for my wild appetizer!

FRIED PARASOL MUSHROOMS ON TOASTED STALE BREAD WITH GARLIC AND PARSLEY

– 2 young parasol mushrooms
– 1 clove garlic
– salt
– black pepper
– 2 slices of old, dry, stale bread
– olive oil for frying

Heat the frying pan, add a splash of olive oil and sliced parasol mushrooms. Wait until they start to be beautifully brown, almost golden. Add crushed garlic, salt and pepper. Put the bread into a toaster. Wait for the mushrooms to be fried and golden. Add some chopped parsley. Serve on warm toasted bread.



 


SASNAL, LAS, KANIE I STARY SUCHY CHLEB

Zasadziłam dwa lata temu i w roku ubiegłym orzechy włoskie i dęby. Wsadziłam do ziemi kilka orzechów i żołędzi, a teraz z ogromną przyjemnością patrzę na 6 orzechowych drzewek i 2 maleńkie dąbki. Radosne zielone przedszkole!

Soczyście zielony las Sasnala wbrew pozorom jest niewielkim laskiem. Namalowany w 2002 roku ma zaledwie 45  cm na 45 cm. Drobnych 2025 centymetrów kwadratowych będących siłą, będących potęgą, będących wszystkim! Magiczna sztuczka czy po prostu bardzo prywatny, osobisty, intymny świat artysty?

Nie jestem nawet w stanie sobie wyobrazić życia bez lasu w pobliżu. Las był wszędzie. Zawsze. Jak morze. Najpierw iglasty. Potem liściasty. Potem nastąpiła przerwa trwająca kilka miesięcy, wydających się jednak wiecznością, kiedy to lasu nie było (morze a i owszem). Z braku tegoż miejsce szybko zmieniłam na las eukaliptusowy, w którym każdego października i listopada zbierałam kanie, których nikt z katalońskich tubylców nie tykał, choć to naród zbieraczy. Nigdy w życiu tylu kani nie miałam! Nigdy! Zaczęłam je suszyć i mrozić, bo nie byłam już w stanie ich jeść na śniadania, obiady i kolacje. Wśród palm i pinii zbierałam również maślaki, przed którymi miejscowi próbowali mnie chronić, głośno krzycząc, że się z całą pewnością otruję!

Las to dla mnie zapach. To przestrzeń. Wyciszenie. I zbieractwo. Jagody, maliny, jeżyny, borówki, żurawiny i grzyby. Przede wszystkim grzyby! Zawsze ich szukam. Wszędzie. A od ubiegłego roku szukam ich również zimą … drzewach! Tak, trudno się było przestawić na poszukiwanie „na górze”, ale Filip Malinowski, prowadzący warsztaty w Gdyni-Orłowie, przekonał mnie i do tego. Było genialnie! Było zimno i przepysznie, kiedy dusiliśmy je na patelni na ognisku. Polecam! Poczekajcie do zimy, obserwujcie na fb profil Fundacji Zdrowego Życia (@fundacjazdrowegozycia) i już – na grzyby do Gdyni albo do Torunia, bo tam Filip również robi warsztaty. Zresztą nie tylko ze zbierania grzybów, ale i jadalnych dzikich roślin.

Auricularia auricula-judae &  Umbilicus rupestris / Jew’s ear & Pennywort / Uszak bzowy & Umbilicus rupestris by Cuisine And Art 2020

Zapach sosen. Upalnego lata w Borach Tucholskich. Aromat eukaliptusów i pinii południowej Europy. Mokre liście zaczynające się rozkładać w lasach trójmiejskich. Zamykam oczy i widzę, czuję każde drzewo. Wędruję znanymi ścieżkami. Odkrywam nowe. A z młodych kani, znalezionych dziś przy drodze, robię niewielka przystawkę w stylu hiszpańskich „tapas”. A ponieważ w mojej kuchni nic się nie marnuje – podaję je na opieczonym czerstwym chlebie (nawet bardzo suche pieczywo po opieczeniu w tosterze staje się nie tylko zjadliwe, ale i przepyszne!). Dobrze, że pietruszka wypuściła kilka liści – nada się w sam raz do kani!

SMAŻONE KANIE Z PIETRUSZKĄ I CZOSNKIEM NA OPIEKANYM CZERSTWYM PIECZYWIE

– 2 młode kanie
– 1 ząbek czosnku
– sól
– pieprz
– pietruszka
– 2 kromki czerstwego, suchego pieczywa
– oliwa z oliwek do smażenia

Rozgrzej patelnię, wlej trochę oliwy z oliwek. Wrzuć pokrojone w paski kanie. Podsmaż aż zaczną się rumienić. Dodaj rozgnieciony w prasce czosnek, sól, pieprz. W międzyczasie wrzuć pieczywo do tostera. Do zarumienionych usmażonych grzybów dodaj pietruszkę. Podawaj na gorącym opieczonym chlebie.

eng

About Toulouse-Lautrec birthday and walnut/chesnut cake with lemon verbena mascarpone icing

above / powyżej: HENRI TOULOUSE-LAUTREC & HIS BIRTHDAY CAKE / Z TORTEM URODZINOWYM


pl

Already 152 years??? Time is flying! Look! What a beautiful sweet girl! Oh…this is not a girl, this is Henri! Henri Toulouse-Lautrec! Happy birthday then!!!

Months ago I was passing the Toulouse-Lautrec Museum in Albi (France) when two huge posters attracted my attention, hanging at the entrace. I made photos of them and here you have – small Henri as a Cute Beautiful Girl and a Serious Man With A Hat And Glasses.

www-bday
HENRI TOULOUSE-LAUTREC & HIS BIRTHDAY CAKE / Z TORTEM URODZINOWYM

I wanted to make him a special birthday cake. I wanted to create something what would bring him home. And I found it – I decided to make a cake with walnuts from my garden and chestnuts from the village. Plus a mascarpone cream infused with lemon verbena, which grows here in many places. Everything from his (and my) neighbourhood.

152th B-day CAKE FOR HENRI TOULOUSE-LAUTREC

SPONGE:
– 150 g walnuts
– 100 g chestnut flour
– 6 eggs (separated)
– 80 g moscovado sugar
– 80 g butter
– 3 tablespoon of bread crumbs
– juice from 1/2 lemon
– pinch of salt

In the food processor blitz walnuts to powder. Mix with chestnut flour and salt.

Beat the butter in a large bowl until soft. Add half of the sugar and beat until smooth. Add the remaining icing sugar and yolks (one by one, without a rush!). Beat the mixture until creamy and smooth. Slowly incorporate flours.

Melt butter. Wait until cold. Add to the mixture.

Beat whites until very stiff (Do not forget to put the bowl over your head! If any whites drop on you – you have to keep beating!). Add lemon juice and beat together. Pure in to the butter-flour mixture. Sprinkle with bread crumbs. Fold in gently.

Preheat oven to 180 C degrees. Pour the mixture into a greased tin (I used a round one, 20 cm). Bake about 30 minutes until done. Cool it.

Cut the sponge to 2 or 3 (if you can) layers. I like to spray them with a strong tea with good brandy, but not everyone likes this method, so you can skip it. Or you can change it using coffee instead of tea, or not use an alcohol. Experiment! Enjoy!

ICING:
– 250g mascarpone
– 250 ml double cream
– 100 g icing sugar
– lemon verbena leaves (preferebly fresh)
– 1/4 glass of boiling water

Infuse hot water with lemon verbena and let them cool. Remove leaves. The remaining liquid should be very green and have a strong flavour. If it is not – heat it and put in more leaves. Cool.

Whisk the cream until fluffy and stiff. And to the mascarpone and whisk together, gently incorporating icing sugar. At the end add very very very slowly (almost drop by drop) the lemon verbena infusion.

Spread sponges with mascarpone icing. Decorate as you wish. I wanted something clean and simple, so I used just a few lemon verbena leaves. Place your cake into a fridge for at least one night… Yes, I know, this is extremly hard, but I’m pretty sure you can manage it? If not, you can do what makes you happy – eat it directly, even without cutting it. You can eat it with hands! Alone, with someone or with your dog. You can offer a piece to a stranger. Eat it in bed, on the carpet or in a park. Eat a small piece or eat it ALL! It is yours!

And Henri? He would eat it with beautiful ladies around him and he would draw them or paint them, that’s for sure. Happy birthday!!!



TOULOUSE-LAUTREC, URODZINY I TORT ORZECHOWO-KASZTANOWY Z KREMEM MASCARPONE Z WERBENĄ CYTRYNOWĄ

Już 152 lata??? Naprawdę? Czas leci (“Leci? Leci” On z……a!” – jak powiedział mi lata temu zaprzyjaźniony Najlepszy Weterynarz Świata)! O jaka śliczna dziewczynka! Słodziutka! Ooooo…. to nie dziewczynka! To przecież Henryk! Henri Toulouse-Lautrec, świętujący dzisiaj 152. urodziny! Najlepszości!!!

Kilka miesięcy temu, przechodząc obok Muzeum Toulouse-Lautrec’a w Albi (Francja), zostałam oczarowana dwoma gigantycznymi zdjęciami, wiszącymi obok wejścia – Słodka Mała Dziewczynka oraz Poważny Mężczyzna W Okularach I Kapeluszu – Henryk w całej swej okazałości i krasie!

Chciałam zrobić na Jego urodziny coś specjalnego. Jakiś Szczególny Tort, który przypomniałby Mu o rodzinnych stronach, o domu. Co rośnie wokół, a nadawałoby się na tak szczególną uroczystość? W moim ogrodzie – orzech. We wsi – kasztany. A przy schodach piękny krzak werweny. Wszystko z naszego – Henryka i mojego – sąsiedztwa.

TORT ORZECHOWO-KASZTANOWY Z MASCARPONE I WERBENĄ CYTRYNOWĄ
NA 152. URODZINY HENRYKA TOULOUSE-LAUTREC’A

CIASTO:
– 150 g orzechów włoskich
– 100 g mąki kasztanowej (wiem, że może być trudna do kupienia lub droga, można ją zastąpić mąką migdałową lub orzechami włoskimi, Henryk z pewnością zrozumie!)
– 6 jajek (oddziel żółtka od białek)
– 80 g cukru muscovado
– 80 g masła
– 3 łyżki bułki tartej
– sok z ½ cytryny
– szczypta soli

Zmiksuj orzechy na mąkę, zmieszaj z mąką kasztanową i solą.

Ubij masło do puszystości. Dodaj połowę cukru i ubijaj dalej. Dodaj pozostały cukier, ubijaj, wbijając żółtko po żółtku, bez pospiechu. Ubijaj do uzyskania puszystej i kremowej konsystencji. Dodaj mąki i wymieszaj delikatnie.

Ubij pianę z białek. Podnieś miskę nad głowę, odwróć. Jeśli nic z miski nie skapało na Ciebie i nie musisz szybko lecieć pod prysznic – białka ubite są dobrze. Jeśli nie – ubijaj dalej do skutku, wtedy weź kąpiel.

Do ubitej piany dodaj sok z cytryny. Ubij. Masę białkową włóż do miski z masą mączno-maślaną. Na razie nie mieszaj. Wsyp na wierzch bułkę tartą. Teraz DELIKATNIE mieszaj dużą łyżką od spodu do góry, jakby składając warstwy, zakładając jedną na drugą (ang.: fold in).

Rozgrzej piekarnik do 180 stopni C. Przełóż masę do wysmarowanej masłem formy (ja użyłam okrągłej, 20 cm). Piecz około 30 minut. Sprawdź patyczkiem lub wykałaczką – nakłuj ciasto i wyjmij patyczek, jeśli będzie suchy, to znaczy że ciasto jest gotowe. Wyjmij z piekarnika i ostudź.

Tak przygotowane ciasto przekrój na 2 lub 3 (jeśli Ci się uda) warstwy. Możesz nasączyć je mieszanką mocnej herbaty z brandy, jak ja uczyniłam. Możesz użyć espresso z alkoholem lub bez. Jak lubisz. Na co masz ochotę. Eksperymentuj!

KREM Z MASCARPONE I WERBENĄ CYTRYNOWĄ
– 250 g serka mascarpone
– 250 ml śmietany 30%
– 100 g cukru pudru
– werbena cytrynowa (najlepiej świeże liście)
– ¼ szkl gotującej wody

Zaparz werbenę. Napar ma mieć mocny aromat i głęboki zielony kolor. Jeśli taki nie jest – zagotuj raz jeszcze i dodaj werbeny. Odstaw do ostudzenia, usuń liście.

Ubij śmietanę, dodaj do serka mascarpone i ubijaj, dosypując cukier puder. Masa ma być puszysta, delikatna i lekka. Na koniec dodaj napar z werweny, łyżeczka po łyżeczce.

Rozprowadź masę po warstwach ciasta. Udekoruj według uznania. Ja nie udekorowałam. Chciałam czystą, prostą formę, na której położyłam jedynie kilka gałązek werweny. Włóż tort do lodówki przynajmniej na noc. Wiem, wiem. Jest to nadzwyczaj trudne i wymaga wyjątkowo silnej woli… Ale może dasz radę? Jeśli nie – pałaszuj! Rzuć się na ten tort! Bierz kęsy łapami! Nie baw się w talerzyki, w widelczyki żadne! Rozkoszuj się samotnie lub w czyimś towarzystwie! W kuchni, w łóżku, na dywanie. A może w parku? Poczęstuj nieznajomego. Lub nieznajomą. Ciesz się! Fetuj! To w końcu Twoja krwawica i urodziny Henryka!

A Henryk? Henryk z całą pewnością radowałby się nie tylko tortem w towarzystwie pięknych kobiet, które by to przy okazji rysował, malował, co bądź…

eng

 

About Toulouse-Lautrec, horns of plenty and Ginger Jamie’s mushroom pasta

above / powyżej: by CUISINE AND ART


pl

Once upon a time in The Big Dark Forest a small child who had only just begun to walk – in this role me – was forced by her Lazy Parents to mushroom hunt. Not wanting to stoop they showed a specimen and the child collected it defeating all obstacles then quickly giving it back to The Sloths.

So I can easily say – I am a natural born mushroom hunter.

In the already distant time of communism, workplaces used to organize a corporate outing to the woods. It was social entertainment, collective sport, supported by baskets full of consumables, especially those in liquid form. Anyway, I have never been on such a trip, I was too young when communism died. However, every weekend, every bank holiday and every summer I spent at my grandpa’s wooden cabin in a tiny village. In the beginning we didn’t have running water. Just a well, a bucket and outhouse in a corner of the garden. Over the years we succeeded in having a shower and a small bathroom, but still we used to cook on the wood burner (today I do the same in winter time, but in a different house and different country). Also the stove was the best place to dry mushrooms (sometimes in almost wholesale quantities).

kasparus-kitchen-www
my old kitchen in The Big Dark Forest / kuchnia w Mrocznych Borach

Already in my adult life I have changed The Dark Polish Forest for The Sunny Catalan Coast. I supposed then that I would have to forget about mushroom hunting.  How on Earth could I think that! Autumn, on the grass under the palm trees, next to the beach … plenty of mushrooms from the Suillus family! In the eucalyptus copse Macrolepiota procera (parasol mushrooms). Plenty, because the locals do not collect them! Worse, strangers used to warn me against food poisoning or even death! Suillius The Killer! Meantime Catalans during peak period viewing hours passionately followed the fate of mushroom hunters. In every episode a celebrity went to the forest with a guide. And at the end of the series we would know which celebrity had found the most mushrooms. Eeeeuuuugh……….

Then the time for learning French fungi habits came. A mushroom, if it is not the Boletus boletus (cep) or Cantharellus (chanterelles) stays untouched. So I visit my neighbours’ gardens to collect different types of mushrooms, including the Boletus family (excluding Boletus boletus of course). The French do not touch “my Polish” mushrooms and I even needed to take a small towel to cover my harvest against meddlesome glances. “You will die Madame!” – they used to shout. “I’m not a Madame, I’m a Mademoiselle.” – I replied smiling.

I never buy mushrooms. OK, I’m lying. Sometimes I buy button mushrooms. But it would be a disgrace for me to buy wild mushrooms. So I don’t. Not fresh ones. And not dried ones. Not powdered, nor sauces. No mushroom stocks or mushroom oils. And the biggest NO is for mushrooms in tins!

Unfortunately in this case I’m not on the same team as Mr Toulouse-Lautrec! Every time I read his „recipe” for tinned mushrooms (the recipe at the bottom) I’m almost sick. And I have no clue what could I do to follow it. Fortunately I have two words – „mushroom” and „tin”. I have also a celler and time. The result you can see above.

TA-DAH! I grew my own mushrooms!

I fried them quickly on olive oil. I added some crushed garlic. Salt and freshly ground pepper plus some parsley from my garden. Quick and tasty! Especially for Henri Toulouse-Lautrec!

Now is the time for a “real” recipe, not just a piece of metal with some fungi inside. This recipe is based on Ginger Jamie’s recipe for button mushrooms in a cream sauce. We met under the water and we spent a charming summer. He was counting fish, algae and all that underwater stuff with his entourage – Gorgeous Mermaids and Funny Boys. They lived in a small mysterious house in the mountains and at the end of a long summer they were so numerous that they didn’t have enough space to sleep. Some of them started to sleep in cars, in strangers and non-strangers houses, flats and beds. At the end they didn’t have any time to sleep and no transport from the house to the harbour. All bicycles had died or were stolen. Definitely it was time for them to leave. But before, there was one Last Party.

Everyone prepared something good to eat. Sometimes something good, but ugly and strange, like a mixture of tinned chickpeas, beans and tuna fish. We enjoyed great tarts, salads, hors-d’oeuvres and plenty of liquid support too (yes, the next day wasn’t the best day of my life).

That evening, without any doubt the winner was Ginger Jamie’s pasta. He couldn’t believe in his success and all the time he kept repeating „Oh, no, it is not like I wanted!” or „I’m sure it didn’t work!”. Like a typical Polish housewife, really!

Anyway, I have allowed myself to change his recipe a little, hoping that he will forgive me. And I used small black mushrooms, which I learned to hunt only few year ago in France, where they are called trompettes de la mort, which means trumpets of death! In English they are called horns of plenty! I find them, due to their unusual appearance, absolutely stunning! Wierd black edible individuals with holes inside with strange semi-dry texture – PERFECT!

horns of plenty with pink peppercorns / lejkowce dęte z różowym pieprzem
horns of plenty with pink peppercorns / lejkowce dęte z różowym pieprzem
2015-11-09-trompette-1

GINGER JAMIE’S PASTA
WITH MUSHROOMS IN CREAM SAUCE

– 500 g spaghetti
– 250 g mushrooms
(any type you like, Ginger Jamie used button mushrooms and I used horns of plenty)
– 1 small onion
– 2 garlic cloves
– 150 ml single cream
– 1 tsp of chilli flakes
– 1 tbsp of honey (I used acacia honey)
– salt
– pink peppercorns
– olive oil
– parmesan cheese

Heat the frying pan, pour in some olive oil. Chop onions and fry. Add chopped mushrooms and fry until beautifully gold. Add crushed garlic, wait 1 or 2 minutes. Pour on the cream, add salt, chilli and honey. Stir constantly and wait until sauce is reduced.

In the meantime cook the pasta in boiling salted water. When ready mix with the mushrooms in cream sauce. Serve with freshly crushed pink peppercorns and parmesan cheese. Enjoy!

And here the promised recipe in its original form:

BOLETUS MUSHROOMS FROM THE CAN – Toulouse-Lautrec, Joyant

“Open a can of cèpes*, throw them into a sieve, scald them, and wipe them.
Put into a frying pan one part butter, one part fine oil and let the 
cèpes brown so that they are a good golden color on each side. Put them to one side.
Peel and set aside the stalks, chop them up with a nut-size lump of dry bread, a shallot, a tiny piece of garlic. Let them brown in butter and garnish the 
cèpes with this mixture.
In a dish which can go into the oven arrange the 
cèpes with the mixture on top, sprinkle with bread crumbs worked with fines herbes**, salt and pepper, and let it cook gently.”

*cèpes – Boletus mushrooms
**fines herbes – blend of herbes

P.S. I would like to thank Megan for her help with latin and Louise for bringing amazing pink peppercorns from her beloved’s garden in B.)!!!



TOULOUSE-LAUTREC, TRĄBKI ŚMIERCI I RUDY JAMIE Z MAKARONEM

W Mrocznych Borach Tucholskich ledwo łażące dziecię (w roli dziecięcia  ja) zmuszone zostawało do pracy w postaci zbierania grzybów. Zbyt leniwi rodzice, nie chcąc schylać się, pokazywali okaz,  a ja dzielnie pokonywałam wszelkie przeszkody, by dotrzeć do wybranego grzyba i niezwłocznie oddać go w ręce Leniwców. Grzybobranie więc prawie wyssałam z mlekiem matki i doskonale wpisuję się w ten sport narodowy.

W odległych już czasach komunistycznych tak zwane zakłady pracy organizowały zbiorowe wypady do lasów. Była to rozrywka towarzyska, sport grupowy, wspierany koszami pełnymi prowiantu, głównie w postaci płynnej. Nigdy w takiej imprezie nie brałam udziału, gdyż komunizm upadł. Nieustająco jednak każdy weekend i każde lato spędzałam w środku lasów w dziadkowym domku – niewielkiej drewnianej chatynce, gdzie w tym czasie nie było bieżącej wody ani łazienki, a gotowało się na placie. Po latach w szopie zaistniał prysznic, sławojka została zastąpiona przez niewielką toaletę w domu, ale sposobu gotowania nie zmieniliśmy nigdy. Piec zresztą był też niezawodny przy suszeniu grzybów, niekiedy ilości prawie hurtowych.

W dorosłym już życiu zamieniłam Mroczne Polskie Bory na Hiszpańskie Słoneczne Wybrzeże. Śmiałam więc przypuszczać, że o grzybobraniach będę musiała zapomnieć. Jakże się myliłam! Jesienną porą na trawnikach pod palmami przy plaży – maślaki, a w eukaliptusowych laskach kanie. Okazy wyjątkowe i w wyjątkowych ilościach, bo miejscowi ich nie zbierają. Wiele razy próbowali mnie przekonać, iż maślak z pewnością zabija. Sami jednak namiętnie grzyby zbierają, a Katalończycy w godzinach największej oglądalności co tydzień  zasiadają przed telewizorami, by obejrzeć „Zbieraczy grzybów”!

Potem przyszła pora na poznanie zwyczajów francuskich. Grzyb, jeśli nie jest prawdziwkiem Boletus boletus czy kurką, pozostaje nietknięty. Odwiedzam więc pobliskie ogródki i masowo zbieram kozaki, różnorodne podgrzybki, inne niż Boletus boletus odmiany prawdziwków. Francuz ich nie tyka, przynajmniej w mojej wsi i na moje szczęście! Nauczyłam się też, by w koszu mieć jakąś szmatę, ręczniczek jakiś do przykrywania zbiorów. Ciekawskie oczy zaglądające komentowały nazbyt często, grożąc mi zatruciem czy śmiercią nawet. Mnie – dziecku borów! Ale nauczyłam się również zbierania kilku nowych dla mnie gatunków – przepysznych kolczaków obłączastych (zwanych po francusku kopytami baranimi), pieprzników trąbkowych i moich ukochanych trąbek śmierci, jak nazywają je Francuzi. Anglicy nazywają je rogami obfitości, a my po prostu lejkowcami dętymi.

Hańbą dla mnie byłoby kupowanie grzybów, oczywiście pomijam tutaj hodowane grzyby, jak na przykład pieczarki. Te kupuję. Innych nie. Pod żadną postacią. Ani świeżych. Ani suszonych. Żadnych wywarów. Proszków. Sosów. A już z całą pewnością grzybów zapuszkowanych! I tu z Henri Toulouse-Lautrec’iem w poglądach nie zgadzamy się. Jeden z Jego przepisów poświęcony jest właśnie grzybom z puszki (przepis znajduje się na samym dole tego wpisu)! O zgrozo! Na szczęście jednak wyobraźnia uratowała mnie i w tym wypadku – są i grzyby, i puszka jest!

TA-DA! Wyhodowałam własne grzyby! A potem usmażyłam je szybko na oliwie z oliwek, dodając zmiażdżony czosnek i posypując gotowe solą, pieprzem i natką pietruszki z ogrodu. Pochłonęłam jeszcze szybciej, myśląc nieustająco o Henryku Toulouse-Lautrec’u.

Danie jednak z przepisem Uroczego Rudego Jamie’go, którego poznałam prawie pod wodą, kiedy liczył ryby. Spędziliśmy długie letnie tygodnie na łodzi i pod nią w towarzystwie Jego Pięknej Świty w postaci kilku wyjątkowej urody Syren i fantastycznych kompanów liczenia ryb, alg czy innych morskich potworów. Towarzystwo Jamiego w miarę upływu lata rozrastało się, dolatując z Kraju Królowej. W niewielkim domu pełnym sekretów zaczęło brakować miejsca do spania a środki transportu w postaci rowerów zaczęły rozpadać się i ginąć. Koniec był bliski. Koniec lata.

Impreza pożegnalna, po której dzień kolejny z całą pewnością nie był najlepszym dniem mego życia (i pewno nie tylko mego). Bliżsi i dalsi znajomi wypełnili niewielkie mieszkanko, księżyc prawie w pełni, morze kilkadziesiąt metrów dalej. Każdy przyniósł coś do jedzenia i na (nie)szczęście do picia. Były dania urodziwe (przepiękne kanapki) i wyjątkowo brzydkie – w tej roli sałatka tuńczyk/fasola/cieciorka, będąca podstawą wyżywienia L. Wszystko pyszne – tarty, sałatki, pierogi i inne. Stół (tak naprawdę stoły) uginające się od dóbr wszelakich. Do tego Dziewczęta Przepiękne i Chłopcy Jak Zwykle. Daniem, które wszyscy pokochali najbardziej (oprócz dań w płynach) był makaron z pieczarkami w sosie śmietanowym, przygotowany przez Jamie’go, który – jak każda prawdziwa porządna pani domu – był wyjątkowo zestresowany, iż z całą pewnością mu nie wyszedł. Ja przepis nieco zmodyfikowałam, mając nadzieję, że Jamie mi wybaczy.

MAKARON JAMIE’GO Z GRZYBAMI W SOSIE ŚMIETANOWYM

– 500 g spaghetti
– 250 g grzybów (Rudy Jamie użył pieczarek, a ja lejkowców dętych)
– 1 mała cebula
– 2 ząbki czosnku
– 1 małe opakowanie śmietany 18%
– 1 mała łyżeczka sproszkowanego chilli
– 1 łyżka miodu
– sól
– różowy pieprz
– oliwa
– parmezan

Rozgrzać patelnię. Wlać oliwę. Zeszklić pokrojoną drobno cebulę. Wrzucić pokrojone w plasterki grzyby. Podsmażyć aż się pięknie zezłocą. Dodać zmiażdżony czosnek, podsmażać jeszcze minutę lub dwie. Posolić, wlać śmietanę, dodać miód i chilli, poczekać aż sos się zredukuje. W międzyczasie ugotować makaron w osolonej wodzie. Wymieszać makaron z sosem. Podawać ze świeżo zmielonym pieprzem i ze świeżo startym parmezanem.

A oto wspomniany wcześniej oryginalny przepis:

PRAWDZIWKI* Z PUSZKI – Toulouse-Lautrec, Joyant

„Otwórz puszkę prawdziwków*, odcedź je, sparz wrzątkiem i wytrzyj. Na rozgrzaną patelnię wrzuć kawałek masła i trochę oliwy, dodaj kapelusze grzybów. Podsmaż je z każdej strony do zbrązowienia i odstaw na bok.
Nóżki pokrój, wymieszaj z odrobiną bułki tartej, posiekaną szalotką i czosnkiem. Podsmaż na maśle i udekoruj powstała miksturą kapelusze prawdziwków.
W naczyniu żaroodpornym ułóż grzyby, posyp bułką tartą, wymieszaną z fines herbes**, posól, popieprz. Podgrzej delikatnie w piekarniku.”

* W oryginalnym przepisie tytuł brzmi „GRZYBY BOLETUS Z PUSZKI”, czyli używana jest łacińska nazwa. W samej już recepturze w wydaniu angielskim używane jest francuskie słowo ”cèpes” – prawdziwki.
**
 fines herbes – mieszanka ziół

P.S. Ogromne podziękowania dla Megan za pomoc językową oraz Louise za obdarowanie mnie różowym pieprzem z ogrodu ukochanego w B.!!!

eng

 

About black squid ink burger with wild asparagus, Andy Warhol and Claes Oldenburg

above / powyżej: CLAES OLDENBURG “TWO CHEESEBURGERS WITH EVERYTHING (DUAL HAMBURGERS) / DWA HAMBURGERY ZE WSZYSTKIM”, 1962


pl

(Catalonia part 2.)

“There is nothing to eat.” – I often say, spending a few minutes with the fridge fully open. “Nothing!” – I repeat almost crying. “Let’s find some food!”.

Catalans are people full of passion. In spring and autumn there is a passion for foragaing. September and October mean mushrooms, which is similar to Poland’s national obsession. The springtime is really busy too. Young and old, men and women, all of them go for walks. Slowly, without any rush, carefully searching amongst grass, bushes and trees. In their hands they gently hold the green treasure – wild asparagus! Thin, green and excellent! Of course you have to know where to go, you have to know the right places, but when you spot the first one – you are hooked, you are already addicted to this Catalan hunting game! Imagine my surprise when once upon a time, on the busy road to Barcelona, with even busier ladies on white plastic chairs at the roadside, an older couple suddenly appeared before my eyes! They didn’t look like “regular clients”. Certainly not! And in that moment I spotted few long green stems in their hands. Wild asparagus – they can be everywhere!

I decided to go to the coast to have an opportunity to visit small beaches aswell. But surprisingly I found myself in the middle of the forest, surrounded by … 12, TWELVE!, semi naked young men and it wasn’t a dream! Yes … asparagus hunting can an adventure…

BLACK SOBRASADABURGERS WITH WILD ASPARAGUS

– black squid buns
– wild asparagus
– sobrasada de Mallorca

Black squid buns:
– 500 g strong white flour
– 10 g instant yeast
– 30 g butter
– 20 g sugar
– 300 ml luke warm water (it is possible that you would need more or less water, it depends on the flour)
– salt
– squid ink
– white seasame seed for sprinkling

1. Put the flour into a large bowl, add the salt to one side of the bowl and the yeast to the other. Add the sugar, the butter and half of the water. Mix it. Continue to add water little by little, add the squid ink until you obtain a beautiful rich black colour. You may need to add more water or more flour, as you want to have a soft dough, not soggy. Take the dough out of the bowl and continue mixing on a work surface. Knead it for about 10 minutes till smooth and silky. Put the dough into a lightly oiled big bowl and cover with a tea towel for about 1 hour, or possibly up to 2 hours. It has to rise well, approximately double in size.

2. When that happens tip the dough onto a floured surface and knead it one more time really well. Divide into 10 or 12 pieces. Form the balls. Place them into a baking tray, leaving quite big spaces between them. Sprinkle with sesame seeds. Cover with lighty oiled cling film and leave to rise again, for about 1 hour.

3. Put the baking tray, without the cling film, into a preheated oven, 210°C, for about 30 minutes until they sound hollow when tapped on the bottom.

In the meantime prepare the asparagus. Wash them. Cut off the stringy stalks. Heat some olive oil in a frying pan. When it is ready put in the wild asparagus and splash some water to create steam. Wait a minute until they change colour to vivid green. Add water if needed, but reduce it to have a small amount of tasty sauce. Sprinkle with salt.

Cut the bun into halves. Spread with sobrasada de Mallorca, which is a cured sausage paste from the Balearic Islands made with ground pork and paprika. Top with wild asparagus and EAT! Your not−so−fast food is ready! But if you do not want to bake your own buns, you have time and you want to have Great Fun − just fly to Barcelona or Girona and find a bakery with black buns made with squid ink. Treat them as you want. Make your own sandwich, make your own burger, sobrasadaburger, hamburger or cheesburger. Treat them as a fast food, but in a slow way. Or even make a movie, as Jørgen Leth did in 1982, filming Andy Warhal eating a burger for 4 minutes.

Andy Warhol eating a hamburger / Andy Warhol jedzący hamburgera; 1982 by Jørgen Leth

“My name is Andy Warhol and I just finished eating a hamburger”



(Katalonia część 2.)


CZARNE BURGERY, DZIKIE SZPARAGI, ANDY WARHOL I CLAES OLDENBURG

“Nie ma nic do jedzenia!” – to częste zdanie, które wypowiadam, wietrząc lodówkę i prawie zanosząc się cichym płaczem. „Nic!” – szlocham. „Trzeba wyruszyć na poszukiwania!”

Katalończycy to ludzie pełni pasji. Wiosną i jesienią zajmują się zbieractwem. We wrześniu i październiku masowo poszukują grzybów, zupełnie jak w Polsce (zresztą Hiszpanie nazywają ich właśnie „Polakami”!). Wiosenna pora również służy narodowych zrywom. Poszukiwacze młodzi i starzy. Kobiety i mężczyźni. Wszyscy, jak jeden mąż, powolutku przemieszczają się wśród traw, krzewów, lasów, prawie bezszelestnie. Jakby bali się ściągnąć na siebie uwagę innych. W sekretnych miejscach godzinami wypatrują. Z dumą potem wracają ścieżynami z zielonymi pękami, chudymi bukietami … dzikich szparagów. Ba, oczywiście trzeba znać miejsca sekretne, trzeba mieć dobry wzrok lub świetne okulary. Można mieć przy sobie odpowiednio wytresowanego potomka. Gra, w każdym razie, warta jest świeczki! I jeśli uda nam się zauważyć pierwszego szparaga – przepadliśmy, stając się częścią grupy poważnie uzależnionych Katalończyków!

Razu pewnego jakież było moje zdziwienie! Ruchliwa droga do Barcelony. Po bokach, przy leśnych dróżkach, plastikowe białe krzesła i siedzące na nich panie. Lub zaraz mające usiąść. Niedaleko nich … para staruszków, zupełnie wyglądających jak nie z tej bajki! Zupełnie nie z tej! Ale ale … i w tym momencie zrozumiałam, mój wzrok zatrzymał się na niewielkim bukiecie szparagów… Cóż, każde miejsce jest dobre.

Zdecydowałam się więc pójść na wyprawę. Niedaleko wybrzeża, by móc zahaczyć o jakąś pustą, małą plażę. Nagle, zupełnie niespodziewanie, znalazłam się jednak w środku lasu, otoczona … 12, DWUNASTOMA!, półnagimi młodymi mężczyznami! I nie był to sen! Jak widać poszukiwanie/zbieranie (do wyboru) dzikich szparagów może być wyjątkową przygodą…

CZARNE SOBRASADABURGERY* Z DZIKIMI SZPARAGAMI

– czarne miękkie bułki, zrobione z atramentem kałamarnicy

– dzikie szparagi

– sobrasada de Mallorca*

* sobrasada de Mallorca – podobna do polskiej metki, ale z dużą ilością papryki, która nadaje jej fantastyczny pomarańczowy kolor, typowa dla kuchni Majorki

Czarne bułki:
– 500 mąki
– 9-10 g drożdży w proszku (zależy od opakowania)
– 30g masła
– 20g cukru
– 300ml letniej wody (być może miej lub więcej, ilość wody zależy od mąki)
– sól
– atrament kałamarnicy
– biały sezam do posypania

1. Wsyp mąkę do dużej miski, dodaj sól po jednej stronie i drożdże po drugiej (tak, by się nie dotykały). Wsyp cukier, masło i połowę wody. Wymieszaj. Kontynuuj, dodając powoli wodę oraz atrament, aż do uzyskania głębokiego czarnego koloru. Być może będziesz potrzebować większej ilości wody lub większej ilości mąki. Masa ma być elastyczna i miękka. Wyłóż ciasto na blat i wyrabiaj do momentu, gdy przestanie kleić się do rąk. To potrwa mniej więcej 10 minut. Odłóż je miski, wysmarowanej lekko oliwą, przykryj folią kuchenna lub ręcznikiem i odstaw na mniej więcej godzinę do wyrośnięcia. Ciasto powinno podwoić swą objętość, jeśli nie – odstaw na kolejną godzinę. Pamiętaj, że lubi ciepło i nie toleruje przeciągów.

2. Wyrośnięte ciasto wyłóż na blat i ponownie wyrabiaj. Podziel na 10-12 równych części i uformuj bułeczki. Posyp ziarnami sezamowymi i połóż na blasze do pieczenia, wyłożonej papierem do pieczenia. Zakryj folią spożywczą, lekko wysmarowaną oliwą (by nie przywarła do bułek) i odstaw na kolejną godzinę.

3. Wstaw blaszkę z bułkami (bez folii) do rozgrzanego piekarnika do 210°C. Piecz przez mniej więcej 30 minut, aż do momentu, gdy uderzając w dół bułki usłyszysz głuchy dźwięk, jakby echo. W międzyczasie przygotuj szparagi. Umyj je i odetnij zwłókniałe łodygi. Postaw patelnie na gazie, rozgrzej, dodaj odrobinę oliwy z oliwek. Wrzuć szparagi. Wlej odrobinę wody, by stworzyła się para. Poczekaj minutę, aż szparagi zaczną zmieniać kolor na żywy zielony. W razie potrzeby dodaj trochę wody, ale odczekaj by odparowała – potrzebujesz tylko odrobin „sosu”. Gotowe. Jeszcze tylko odrobina soli.

Przekrój bułkę na dwie części. Posmaruj sobrasadą. Połóż szparagi. JEDZ! Twój nie-tak-szybki-fast-food jest gotowy!

Oczywiście jeśli nie masz ochoty na pieczenie czarnych bułek i poszukiwanie atramentu z kałamarnic, jeśli masz czas i chcesz przeżyć cudowną przygodę – leć do Barcelony lub Girony, znajdź piekarnię, robiącą pieczywo z atramentem i stwórz swój własny burger – sobrasadaburger, cheeseburger, hamburger. Taki, jaki tylko chcesz! A nawet zrób o tym film, jak Jørgen Leth w 1982, nakręcając Andy Warhol’a … jedzącego burgera i mówiącego na końcu:

Nazywam się Andy Warhol i właśnie zjadłem hamburgera.”

Film trwa cztery minuty i możesz go zobaczyć powyżej.

kadr z filmu “Andy Warhol jedzący hamburgera”; 1982 Jørgen Leth
eng

About Gilbert Garcin, lamps and dandelion salad

above / powyżej: GILBERT GARCIN 2007 “WHEN THE WIND WILL COME / KIEDY NADEJDZIE WIATR”
from/z: https://culturainquieta.com/es/foto/item/563-gilbert-garcin.html


pl

Gilbert Garcin is an artist whom I have a great fondness for, because I always think about Bratislava (Slovakia), where I first came in contact with his artwork during the Month Of Photography 2001. I immediately fell in love with the city and the photography event and the French Lamp Seller, which was what Garcin had been. When he was 65 years old he retired and decided to dedicate himself to photography. The open mind, the desire to change and the faith that one can always do what one dreams of, have resulted in a photographic career in the full sense. I adore the narrative and consistency of his style, the delicacy of the image and the strength of the message. Always The Same But Different.

How he is starring at the delicate dry piece of the fluffy ball – the capitulum – lonely lying on the ground! The flower is dead and a new life is about to begin – the dandelion clock is ticking.

A Romanian legend tells that when God was creating the world he sent an angel to the Earth to ask each plant how they would wish to look. Every plant knew exactly, except the dandelion. When she saw the Sun – she wanted to look like the Sun. When she saw the Moon – she wanted to look like the Moon. And when she saw the stars – she wanted to look like the stars. The angel was not sure if that wish could be realized, but he promised to tell it to God. Since then the dandelion looks like the Sun, like the Moon and like the stars. Impossible becomes Possible. The Lamp Seller fits this story perfectly, doesn’t he?

Now is the time for a recipe, but unfortunately this is not a recipe for everyone. This is a recipe for the chosen ones, those who have a garden, a field or even a park nearby, those who don’t want to go to the shop, but prefer to go for a walk. This is a recipe for those with open minds, who want to challenge themselves and who want to treat “weeds” as friends, not enemies to be exterminated.

You can make this salad everywhere, even during a trip by car, by bike or when walking. Just hard boil some eggs before leaving the house and take some olive oil and balsamic vinegar with you. Whenever you feel tired – stop, look for some dandelions. Enjoy spring, enjoy nature. Look around and be mindful! Life is sooooooooooo beautiful!

DANDELION SALAD WITH WHITE VIOLETS FOR EASTER
(inspired by Toulouse-Lautrec, Joyant)

– bunch of fresh dandelion leaves
– few dandelion flowers
– few white violet flowers
– hard boiled organic eggs
– olive oil
– balsamic vinegar

Wash dandelion leaves and put on a plate, piece of cardboard or old newspaper. Add hard boiled eggs divided into four, white violet and dandelion flowers. Sprinkle with olive oil and balsamic vinegar. Serve as a starter for your picnic or Easter meal.




GILBERT GARCIN, LAMPY I SAŁATKA Z MLECZY

Gilbert Garcin to artysta, którego darzę ogromnym sentymentem, ponieważ zawsze przywodzi mi na myśl Bratysławę*, gdzie po raz pierwszy zetknęłam się z jego twórczością podczas Miesiąca Fotografii w 2001 roku. Od razu pokochałam wielką miłością i miasto i samą fotograficzną imprezę i Francuskiego Sprzedawcę Lamp, którym był Garcin do 65 roku życia, kiedy przeszedł na emeryturę i postanowił zająć się fotografią. Otwartość umysłu, chęć zmiany oraz wiara, że zawsze można robić to, czego się naprawdę chcę, zaowocowały karierą fotograficzną w pełnym tego znaczeniu. Ubóstwiam narrację i konsekwencję jego stylu. Jego delikatność obrazu oraz siłę przekazu. Zawsze rozpoznawalny. Zawsze Ten Sam Lecz Inny.

Jakże on patrzy na cząstkę kwiatu, która rzucona wiatrem samotnie leży na ziemi! Kwiat umarł, rodzi się życie! Rumuńska legenda głosi, że podczas tworzenia świata bóg wysłał anioła, by spytał wszystkie rośliny jak chciałyby wyglądać. Każda wiedziała doskonale, jedynie mniszek lekarski potrzebował więcej czasu by się zastanowić. Zobaczywszy słońce – chciał wyglądać jak ono. Zobaczywszy księżyc – jak księżyc. A zobaczywszy gwiazdy – jak gwiazdy. Anioł nie był pewny czy to życzenie może zostać spełnione, ale obiecał przekazać je bogu. Odtąd mlecz wygląda jak słońce, jak księżyc i jak gwiazdy. Niemożliwe – możliwe. Czyż Sprzedawca Lamp nie wpasowuje się doskonale w tę historię?

A teraz przepis, który z założenia nie jest przepisem dla każdego. To przepis dla Wybrańców, którzy mają ogródki, pola czy parki wokół siebie i dla których słowo „chwast” jest intrygującym wyzwaniem, a nie powodem do walki na śmierć i życie. To przepis dla tych, którzy nie mają ochoty na wyprawy do sklepów na zakupy, lecz preferują spacery. Teraz najlepsza pora, szczególnie, że Wielkanoc za pasem! To świetna sałatka do zrobienia wszędzie, nawet podczas podróży, gdy przychodzi znużenie, a głód zagląda w oczy! Wystarczy ugotować na twardo kilka jajek, zabrać odrobinę oliwy z oliwek i octu balsamicznego ze sobą. Zatrzymać się na chwilę, rozejrzeć wokół i rozpocząć zbiory! Cieszyć się wiosną, naturą, być uważnym! Życie jest piękne!!!!

SAŁATKA Z MLECZY Z BIAŁYMI FIOŁKAMI I JAJKAMI
(inspiracja: Toulouse-Lautrec, Joyant)

– liście mleczy
– kilka kwiatów mleczy
– kilka kwiatków białych fiołków
– jajka ugotowane na twardo
– oliwa z oliwek
– ocet balsamiczny

Umyj liście mleczy i ułóż na talerzu, kawałku kartonu czy starej gazecie (w zależności od tego gdzie jesteś i co masz pod ręką). Dodaj jajka, podzielone na cztery cząstki, i kwiatki. Pokrop oliwą z oliwek z octem balsamicznym. Podawaj jako przystawkę piknikową lub na śniadanie wielkanocne.

eng

About how to survive hunting season, Pieter Bruegel The Elder and wild boar stew

above / powyżej: PIETER BRUEGEL THE ELDER / STARSZY “HUNTERS IN THE SNOW / MYŚLIWI NA ŚNIEGU” 1565


pl

Finally winter is gone and hunting season too. Finally it is safe to go for a walk into the forest. Finally my neighbours have become just normal human-beings, with no more chances to kill me when I pass a field, a wild path or a small woodland next to my house. Finally I can say “Bonjour/Bonsoir” without fear in my eyes. Finally I don’t have to go for a walk with Not My Dog at 5 am! Phew!

If coming into my village, you see plenty of cars parked next to fields or forests… If you see men with reflective jackets and guns…. And if, finally, you don’t see any dogs in the village – it means that the hunting season is on. You hear “bang bang BANG!!!!!!!!!!!!!!!” all around and you try to crawl into the nearest house, or even better – the nearest basement. And it is probably be the best idea – just to wait out the bloody game, because you can never be sure. You never know with the French. They love their wine, and sometimes they start to drink it for breakfast, not even waiting for lunch time! And unfortunately I have no clue what time is good for hunters to start drinking. They have reflective jackets and they have guns. You have … nothing. Run! And hiiiiiiiiiiide!

Once upon a time there was knocking at my door. Outside was pitch black, I noticed quite a big silhouette of somebody with …. Oh dear me! With a gun! I didn’t have a chance to call the police, because my telephone had just decided to die. Not having a bunker to escape to, I decided to open the door. You only live once! As I opened the door I saw a trio: Neighbour, Plastic Bag and Wild Boar. A Piece Of Wild Boar. For me, as a gift.

I’m not a hunter. And I’m not even the biggest fan of meat. But Henri was a very meaty person. And I mean “VERY”. Even in the part of his book dedicated to veg, in almost every recipe he added some bacon, sausages or different parts of an animal! One of his meat recipes is for leg of wild boar. I now had in my freezer a piece of dark red colored wild boar meat, not a leg though, so I decided to make a stew and invite friends for Saturday Supper.

Doodlings / Szkice dzika i psa – Toulouse-Lautrec

WILD BOAR STEW WITH ROSEMARY FLOWERS AND PENNYWORT*

Sat Supper means that you have to invite your friends for Sat evening and be ready with food and drinks. You have to start preparations on Fri or even Thu. I started by visiting a local shop and buying wine.

1 kg wild boar meat
1 big onion or 2 small
3 carrots
4-6 cloves of garlic
1/2 bottle of white wine (I used Terreo Millesime 2013)
2 tsp turmeric
2 tsp paprika
2 tsp black pepper
1 tsp thyme
1 tsp sage
few bay leaves (preferably fresh ones)
10 cloves
salt
olive oil
rosemary flowers
pennywort* leaves from the garden wall

Cut the meat into pieces about 1 cm cubed. Peel onions and carrots, chop them roughly. Grind cloves in a mortar (if you don’t have a mortar use a regular hammer on the chopping board) and mix them with turmeric, paprika, black pepper, thyme and sage. Rub the meat with salt, crushed garlic and spices. Add veg and bay leaves, pour over it a little olive oil and wine. Mix it well. Put it into a plastic box with cover and let it rest for at least 24 hours in a fridge.

On the day of your supper or the day before, put a pan on the gas. Add some olive oil. When it is really hot put in the meat only, saving the rest (veg and liquid) for later. When it is nicely brown lower the flame, then add the saved vegetables, all the juices and the wine. Let them cook slowly for 2-3 hours until the meat is tender. If needed – add some water. Serve with fresh rosemary flowers, navelwort plant (if you have them in your garden!) and red wine (to drink in moderation!).

This stew can be stored for a few days in a fridge and can be frozen also.

* PENNYWORT – Umbilicus rupestris (penny-pies, navelwort or wall pennywort) is an edible wild plant, growing in stone walls. It is juicy and has a delicate flavour – great for lovers of foraging. And it looks beautiful like small green umbrellas!



O TYM JAK PRZEŻYĆ SEZON ŁOWIECKI PLUS PIETER BRUEGEL STARSZY I GULASZ Z DZIKA

W końcu zima się skończyła i sezon na polowania również. W końcu bezpiecznie iść można na spacer. W końcu i sąsiedzi stają się na powrót istotami ludzkimi bez możliwości zastrzelenia mnie, przechadzającej się wśród pól, dróżek czy pobliskich lasów. W końcu można powiedzieć „Bonjour/Bonsoir” bez strachu w oczach. I w końcu nie muszę wyprowadzać Nie Mojego Psa na spacer o 5ej rano! Uff!

Jeśli jadąc do mojej wsi widać na poboczach samochody zaparkowane… Jeśli wszędzie przechadzają się mężczyźni w kamizelkach odblaskowych, a nie są oni wmieszani w roboty drogowe, ale posiadają broń palną… Jeśli, w końcu, nie można we wsi spotkać nawet kulawego psa (nie wspominając nawet innych) – to znaczy, iż sezon łowiecki jest w toku! „Pif paf PUF” słychać wokół! Trzeba tylko doczołgać się do najbliższego domu. Jeszcze lepiej do najbliższej piwnicy! I przeczekać te krwawe zabawy, tę jatkę. Przeczekać po prostu, bo nic innego już nie pozostaje. Bo nic nigdy nie wiadomo. Szczególnie z Francuzami, którzy wino swe kochają i pić niekiedy zaczynają już przy śniadaniu. A czy ja wiem, o której butelczynę wina otwiera francuski myśliwy? Czy ja mogę być pewna? W końcu francuski myśliwy ma i kamizelkę odblaskową i broń. A ja? Ja nie mam nic. Do biegu! Kryyyyyyyyyyyj się!!!

Pewno razu usłyszałam pukanie do drzwi. Noc gęsta, czarna. Kątem oka zauważyłam sylwetkę. Sporej wielkości Ktoś zakradał się z … bronią!!! Nie miałam nawet szansy zadzwonić na policję, bo mój telefon zdecydował się na śmierć chwilę wcześniej. Nie mogłam też schować się do schronu, bo takiegoż nie posiadałam. Raz kozie śmierć! Otworzyłam drzwi i mym oczom objawiła się Trójca w postaci: Sąsiada, Plastikowej Siatki i Dzika, to jest Części Dzika. I to wszystko dla mnie … to znaczy Siatka i Dzik, nie Sąsiad!

Nie jestem myśliwym. Nawet nie jestem największym na świecie fanem mięsa. Ale Henryk owszem, Henryk tak. W większości jego przepisów w rozdziale „Warzywa” pojawia się boczek, kiełbasa czy jakiś inny rodzaj, gatunek, część mięsa. Jeden z przepisów to hołd, złożony tradycyji lokalnej i tutejszym myśliwym – udziec z dzika. Ja, co prawda, udźca z dzika, nie mam, ale w zamrażalniku podarek sąsiedzki znalazłam. Postanowiłam więc zrobić gulasz i zaprosić przyjaciół na Sobotnią Kolację.

Doodlings / Szkic dzika – Toulouse-Lautrec

GULASZ Z DZIKA Z KWIATAMI ROZMARYNU I UMBILICUS RUPESTRIS*

Przygotowania do Sobotniej Kolacji należy rozpocząć dzień lub dwa wcześniej. Ja rozpoczęłam od zakupu wina w pobliskim sklepie.

1 kg dziczyzny
1 duża lub 2 małe cebule
3 marchewki
4-6 ząbków czosnku
½ butelki białego wytrawnego wina (użyłam Terreo Comté Tolosan 2013)
2 łyżeczki kurkumy
2 łyżeczki papryki
2 łyżeczki pieprzu
1 łyżeczka tymianku
1 łyżeczka szałwi
kilka liści laurowych (najlepiej świeżych)
10 goździków
sól
oliwa z oliwek
kwiaty rozmarynu
roślina Umbilicus rupestris*

Pokrój mięso w centymetrowe kawałki. Obierz cebule i marchewki, pokrój w spore kawałki. W moździerzu rozetrzyj goździki (jeśli nie masz moździerza, użyj młotka i deski do krojenia), wymieszaj je z przyprawami. Nasmaruj mięso solą, rozgniecionym przez praskę czosnkiem oraz mieszanką przypraw. Dodaj warzywa i liście laurowe. Pokrop oliwą z oliwek, dodaj wino. Wymieszaj. Odstaw na minimum 24 godziny do lodówki.

Gulasz możesz zrobić dzień przed proszoną kolacją, czy nawet dwa. Postaw garnek o grubym dnie na dużym ogniu, wlej kilka łyżek oliwy z oliwek. Podgrzej. Wrzuć mięso (płyn i warzywa zachowaj na później), poczekaj aż się zbrązowi. Zmniejsz gaz, dodaj warzywa i płyn. Przykryj. Duś 2-3 godziny, aż mięso będzie miękkie. W razie potrzeby dolej odrobinę wody. Podawaj z kwiatami rozmarynu i czerwonym winem (Pamiętaj – pij z umiarkowaniem!).

Gulasz nadaje się do przechowywania w lodówce przez kilka dnia oraz do zamrożenia.

*Ja dodatkowo posypałam zielonymi parasolkami dzikiej rośliny Umbilicus rupestris, która jest skalniakiem popularnym w południowej Europie, zwanym popularnie “pępkiem” lub “groszkiem”. Ma wyjątkowo soczyste listki o delikatnym smaku, niekiedy z posmakiem goryczki. To świetna opcja dla miłośników zbierania dzikich jadalnych roślin i posiadaczy skalnych ogródków!

eng

 

About stinging breakfast for Toulouse-Lautrec

above / powyżej: ALICE MAHER, NETTLE COAT / PŁASZCZ Z POKRZYW” 1995


pl

Thick gloves? – Ready! Cream wellies with block heels, looking like part of a mannequin’s leg? – Ready! Sharp scissors? – Ready! Impassable terrain? – Muddy Mud Mad Country (played by my garden, ex-garden I should say). Objective? – to gain nurture for H. (by the way – he is dead, I’m not sure he really needs anything?) and for myself. REEEAAADYYY???!!! GOOOOOOOOOOOOOOOOOO!!!

So I went. No choice. Hunger in the house. Dear me, all of us, and I really mean A L L – elderly, young and even babies. Mums and dads. Grandparents. Friends and enemies. Intelligentsia and proletariat. Beauties and beasts. Good people from here and bad from there. Local creatures from the Midi-Pyrénées, being absolutely certain what they want. Without any doubts! They come to hunt. They come to chop heads. Young heads. They come to fight. And win. The Majestic Nettle Family is waiting to be devoured! In ravioli, pasta, tarts, pesto, pizzas, breads, cakes, biscuits, ice-creams and drinks.

This is really healthy, easy and quick to prepare. A beautiful beginning to any day. Forget about regular flour – use oats! Forget about white sugar – use moscovado sugar! Forget about butter – just add a little olive oil!

STINGING BREAKFAST FOR TL
(Lemony oatmeal muffins with nettles, cream cheese and red peppercorn)

– 2 glasses of oats
– 2 tbs bran
– 2 eggs
– 2 small yoghurts (2x125g)
– 1 lemon (juice and zest)
– 1 tsp bicarbonate of soda
– 1/2 glass of moscovado sugar
– 1/2 glass of olive oil
– pinch of salt
– 100g fresh nettles

NETTLES – take only young leaves, wash them carefully. In a pan boil a small amount of water and put the nettles into it for about 1 minute to blanche them. Strain it. Pour cold, almost icy, water over to stop them cooking. Mix into a paste, using a blender.

CAKE – whisk eggs with moscovado sugar, add yoghurt, lemon juice and lemon zest. Mix it well. Grind oats into a flour (you can do it in a coffee grinder). Add it to the batter. Mix it with bran, bicarbonate of soda and salt. Let it rest for at least half an hour, the oats and bran will absorb all the liquid – if needed add a little milk, water or any juice. Slowly pour in olive oil. At the end incorporate the nettle paste. Pour batter into the muffin cases (you should obtain 6). Bake in a preheated oven, 180 C, for about 25-30 minutes. Serve with cream cheese, lemon zest and red pepper corns. The muffins aren’t very sweet, so if you prefer – serve with a little of honey.

COMMENTS – oatmeal muffins, cakes, american pancakes are not so fluffy and they will never rise like those made from regular flour. To add some lightness to them, I put in a little bran.

Why are you still here?!!! Go, go, go and sting yourself! N O W!


O KŁUJĄCYM ŚNIADANIU DLA TOULOUSE-LAUTREC’a

Grube rękawice? – Gotowe! Kremowe kalosze na obcasie, wyglądające jak nogi manekina? – Gotowe! Ostre nożyce? – Gotowe! Teren do pokonania? – Bagniste Bagna Bagienne (w ich roli mój ogród, a raczej … mój były ogród) Cel? – Zdobycie pożywienia dla H. i dla mnie samej (nawiasem mówiąc H. jest martwy, więc może już niczego nie potrzebuje?) GOTOWI???!!! START!!! Pobiegłam więc. Nie miałam przecież wyboru, głód zaglądał do każdego kąta. Pobiegliśmy w końcu wszyscy. Naprawdę, W S Z Y S C Y. Młodzi, starcy i niemowlęta. Ojcowie i matki. Dziadkowie. Przyjaciele i wrogowie. Inteligencja i lud pracujący. Piękne i bestie. Dobrze ludzie stąd i źli stamtąd. Miejscowe kreatury ze Średnich Pirenejów, gotowe na wszystko i dokładnie wiedzące czego chcą. Bez wahań, bez wątpliwości. Pragnące polowania. Pragnące głów do ścięcia. Głodne walki i zwycięstwa. Głodne! Królewska Rodzina Pokrzyw gotowa na pożarcie! W ravioli, makaronach, tartach, pesto, pizzach, chlebie, ciastkach, ciasteczkach, lodach oraz napojach wszelakich.

Oto przepis na niezwykle zdrowe, szybkie i proste rozpoczęcie dnia. Zapomnij o zwykłej mące – użyj płatków owsianych! Zapomnij o białym cukrze – użyj cukru moscovado! Zapomnij o maśle – użyj oliwy z oliwek!

KŁUJĄCE ŚNIADANIE DLA H.
czyli cytrynowe owsiane babeczki z pokrzywami, twarożkiem i czerwonym pieprzem

– 2 szkl płatków owsianych
– 2 łyżki otrębów
– 2 jajka
– 2 małe jogurty (2x125g)
– 1 cytryna (sok i skórka)
– 1 łyżeczka sody oczyszczonej
– ½ szkl cukru moscovado
– ½ szkl oliwy z oliwek
– 100 g świeżych pokrzyw

POKRZYWY – zbieraj jedynie młode liście z górnych partii rośliny. Umyj je delikatnie. W garnku z niewielką ilością wody zagotuj je przez minutę (=blanszowanie). Odcedź na sicie. Przelej zimną, prawie lodowatą, wodą, by przerwać proces gotowania. Zmiksuj na pastę.

CIASTO – ubij jajka z cukrem, dodaj jogurt, sok i startą skórkę z cytryny. Wymieszaj. Zmiel płatki w młynku do kawy. Dodaj do masy razem z otrębami, sodą oczyszczoną i solą. Wymieszaj, odstaw na pół godziny lub dłużej. Ten czas pozwoli płatkom i otrębom na wchłonięcie płynów i jeśli to będzie konieczne – dodaj trochę mleka, wody lub jakiegokolwiek soku. Powoli dolej do masy oliwę i wymieszaj. Wlej do foremek (powinno wystarczyć na 6) i wstaw do nagrzanego do 180 C piekarnika na około 25-30 min. Podawaj z kremowym serkiem typu Philadelphia, skórką z cytryny i czerwonym pieprzem. Babeczki nie są zbyt słodkie (twarożek jest naturalny), możesz więc polać odrobiną miodu.

UWAGI – babeczki, ciasta czy placuszki, zrobione z płatków owsianych, nigdy nie będą tak puszyste ani wyrośnięte jak te, zrobione z białej mąki. Dla dodania im lekkości dodałam niewielką ilość otrębów.

Ty ciągle tutaj???!!! Gotowy na kłucia i poparzenia? Do bieguuuuu!!! – S T A R T!!!

eng