About sweet potato patties, Paul Gauguin, teleportation and happiness

above / powyżej: Paul Gauguin “TAHITIAN WOMAN WITH A FLOWER” (Vahine no te tiare) 1891


pl

„What is going on in this world?!” – she asked, ending the phrase with an exceptionally bent from all the burdens of the world question mark and firmly stuck in the ground, straight as a string exclamation mark. It was Friday. She surprised me so much that without thinking I took for a fact that I didn’t know something. That I missed something. Something important. Very important. I avoid news, I don’t read newspapers and I adopt the tactic of looking for nice things, beautiful ones, those which bring me happiness. This tactic is very hard, risky and the road is extremely bumpy. This time it turned out that I did not miss anything. Nothing new, nothing shocking had happened. It was what it was. Enough is enough. And I had already started to feel guilty about my naive ignorance. Fortunately, I was able to safely return to the topic that currently is my 100% concern – … sweet potatoes.

I don’t remember when I tried them for the first time. Anyway, a long time has passed since that forgotten moment, for sure. And I’ve managed to eat them many times, in savory and sweet dishes. Baked. Stewed. Fried. Deep fried. With skin. Without. In soups. Cakes. Creams. In a cheesecake. And as chips. All these methods were good, but none of them ever deprived me of this deeply rooted „but”. This „but” quietly, but constantly repeating itself. This monotonous „but” drilling a hole in my head. They were definitely too sweet in savory dishes and too savory in sweet ones. My research had already taken many long years. But at the back of my mind there was a deeply entrenched belief that sweet potatoes could be divine and that one day I would miss them. That I would miss not just their warmth and the promise of sun in their color, not just Gauguin’s visions of paradise, but something more. I felt subconsciously that relief would come, that satisfaction would be fulfilled.

A sweet potato baked the day before, tempted much, although at the same time it resisted ordinariness. I cut it in half, showing this extraordinary warm colour. I smiled (Yes! It occurs that a sweet potato can make someone smiles! This is very important information, especially nowadays!). In a flash I relocated to Tahiti. Teleportation turned out to be possible. I swapped cold, rainy and dark at this time of the year Europe, for the sunny and warm island in the Pacific Ocean. Finally I felt calm, strong, full of energy. I felt happy. I mashed the potato with a fork, not removing the skin (ZW!), which gives texture and plenty of goodness (I don’t like to waste it). Then I mixed the dark pulp, the colour of the setting sun, with an egg, which was accidentally smashed on the morning of that fateful day and scrupulously kept in a white cup. A pinch of salt and a little flour were needed, hot frying pan with a splash of olive oil, nothing more. I applied the quite loose mixture with a spoon, not wanting it to be too dense. I fried it until it was golden on each side. The natural sugar of the sweet potato was starting to caramelize, giving off a heavenly smell. Since that moment I was sold. I knew that I will be missing it, dreaming about it, waiting with longing for it. I sprinkled cinnamon on my potato patty, wondering if Paul (Gauguin) would like it. I added some sour cream to break the sweetness. If I wouldn’t have had sour cream I would use any (sweet) cream and some lemon juice squeezed on the top. The balance of flavors in paradise is obligatory too and you cannot get rid of it lazily. Nor can salt be ignored for the sake of this heavenly harmony. Then there was silence, which lasted. My body started to warm up from the inside. No word could come into being at that particular moment. Paul looked at me, painting with intensive colours in the company of beautiful women. An enduring and comfortable perfection was born. But as happens with any moment – it fled quietly, followed by the promise of repetition.

SWEET POTATO PATTIES inspired by Paul Gauguin

1 sweet potato
1 egg
1 heaped tbsp. flour is at least 9 months old!)
pinch of salt

To serve:
cinnamon
sour cream or sweet cream with a little lemon juice


VEGAN version: Use 2 tbsp. potato or corn starch (“maizena“) instead of an egg.

Bake whole sweet potato (with skin) in aluminum foil in 180°C oven until soft. Let it cool. Mash it (you can chop the skin), mix with an egg, flour and salt. Heat the frying pan, add some olive oil. Form with spoon sweet potato patties, place them in a hot frying pan. Fry until golden on each side. Serve with a sprinkle of cinnamon and sour cream (you can add some sugar) or, with any sweet cream and a squeeze of lemon juice.




PLACKI ZE SŁODKICH ZIEMNIAKÓW, PAUL GAUGUIN, TELEPORTACJA I SZCZĘŚCIE

„Co się dzieje na tym świecie?!” – zapytała, skończywszy wyjątkowo zgiętym od wszelakich ciężarów tego świata znakiem zapytania i mocno wbitym w ziemię, wyprostowanym jak struna wykrzyknikiem. Był piątek rano. Zaskoczyła mnie tak bardzo, że bez zastanowienia przyjęłam za fakt to, iż czegoś nie wiem. Coś mnie ominęło. Coś ważnego. Bardzo ważnego. A ja przecież unikam wiadomości, nie czytam gazet i przyjmuję taktykę poszukiwania rzeczy miłych, pięknych, po prostu przynoszących mi radość. Taktyka trudna. Ryzykowna. Wyboista. Tym razem okazało się, że nic mi nie umknęło, że nic się nowego wstrząsającego nie wydarzyło, że jest jak jest i już. Wystarczy. A przecież zaczynałam czuć się winną swojej naiwnej ignorancji. Na szczęście mogłam bezpiecznie wrócić do zajmującego mnie aktualnie w 100% tematu. Tematu słodkich ziemniaków.

Nie pamiętam kiedy po raz pierwszy spróbowałam ich. W każdym razie od tamtego zapomnianego momentu minęło z całą pewnością sporo czasu, w ciągu którego jadłam je na wytrawnie i na słodko. Pieczone. Duszone. Smażone. Smażone w głębokim tłuszczu. Ze skórką. Lub bez. W zupach. Ciastach. Kremach. W serniku. Jako frytki. Wszystkie z możliwych sposobów były dobre, ale nigdy nie pozbawiły mnie tego głęboko siedzącego „ale”. „Ale” cichutko powtarzającego się. Takiego monotonnego. Wiercącego dziurę w brzuchu. W wytrawnościach zdecydowanie za słodkie. W słodkościach za wytrawne. Lata poszukiwań całe. W głowie gdzieś głęboko zakorzenione przekonanie, że z całą pewnością mogą być genialne, że mogę za nimi tęsknić. Nie tylko za ich ciepłem i obietnicą słońca w kolorze. Nie tylko zawsze przywodzącą na myśl gauguin’owską wizję raju. Czułam podskórnie, że kiedyś przyjdzie ukojenie, że satysfakcja w pełni zostanie zaspokojona.

Słodki ziemniak upieczony dnia poprzedniego w piecu kusił bardzo, choć jednocześnie bronił się przed zwyczajnością. Przekroiłam go na pół, ukazując tą niezwykłą ciepłą barwę. Uśmiechnęłam się (Tak! Okazuje się, iż słodki ziemniak może wywołać uśmiech! To bardzo ważna informacja, szczególnie w dzisiejszych czasach!). Błyskawicznie przeniosłam się na Tahiti. Teleportacja okazała się możliwa. Zamieniłam zimno i deszcz ciemnej o tej porze roku Europy na słońce i gorąc wysp Oceanu Spokojnego. Spokojna też się poczułam, jednocześnie silna, pełna energii, szczęśliwa. Widelcem rozgniotłam ziemniaka, nie pozbawiając go skórki. Skórka dodaje innej tekstury, jest pełna dóbr, nie lubię jej tracić. Ciemną masę koloru zachodzącego słońca wymieszałam z jajkiem, które przypadkowo zostało rozbite rankiem tegoż pamiętnego dnia i skrupulatnie zachowane w białej filiżance. Szczypta soli, odrobina mąki. Patelnia, chlust oliwy z oliwek. Łyżką nakładałam luźną masę, chcąc, by była jak najmniej zbitą. Smażyłam do zarumienienia. Z jednej strony. Z drugiej. Naturalny cukier ziemniaka karmelizował się, wydając przy tym niebiański zapach. Wiedziałam już, że będę tęsknić, marzyć, czekać z utęsknieniem. Na talerzu posypałam cynamonem, zastanawiając się czy Paul (Gauguin oczywiście) by tak lubił. Dodałam odrobinę kwaśnej śmietany dla złamania wszystkich słodkich nut. Gdybym kwaśnej nie miała, użyłabym innej, ale pokropiłabym sokiem z cytryny. Balans smaków w raju obowiązuje i nie można się go leniwie pozbywać. Nie można też zignorować soli dla tejże harmonii. Była cisza. Która trwała. Ciało ogrzewało się od środka. Żadne słowo nie było w stanie powstać. Trwała doskonałość. Komfortowa. Paul przypatrywał się w gronie pięknych kobiet, malował intensywnymi kolorami. Moment doskonały narodził się i jak to z momentami bywa – umknął cichutko, śledzony obietnicą powtórzenia. TO się wydarzyło. Cały ten świat.

PLACKI ZE SŁODKICH ZIEMNIAKÓW inspirowane twórczością Paul’a Gauguin’a

1 słodki ziemniak
1 jajko
1 czubata łyżka mąki
szczypta soli

Do podania:
odrobina cynamonu
kwaśna śmietana lub słodka śmietana z odrobiną soku z cytryny

Dla WEGAN: Zamiast jajka użyj 1-2 łyżki skrobi ziemniaczanej (“mąka ziemniaczana“) lub kukurydzianej (“maizena“)

Upiecz całego ziemniaka (ze skórką) owiniętego w folię aluminiową w piekarniku nagrzanym do 180°C. Ostudź. Widelcem dokładnie rozdrobnij na prawie gładką masę (skórkę możesz pokroić). Dodaj jajko, mąkę i sól. Masę formuj łyżką i wrzucaj na gorącą patelnię z odrobiną oliwy lub oleju. Smaż aż do zrumienienia po obu stronach. Podawaj z cynamonem i kwaśną śmietaną lub słodką śmietaną i sokiem z cytryny, w razie potrzeby posyp cukrem.

eng