About sweet potato patties, Paul Gauguin, teleportation and happiness

above / powyżej: Paul Gauguin “TAHITIAN WOMAN WITH A FLOWER” (Vahine no te tiare) 1891


pl

„What is going on in this world?!” – she asked, ending the phrase with an exceptionally bent from all the burdens of the world question mark and firmly stuck in the ground, straight as a string exclamation mark. It was Friday. She surprised me so much that without thinking I took for a fact that I didn’t know something. That I missed something. Something important. Very important. I avoid news, I don’t read newspapers and I adopt the tactic of looking for nice things, beautiful ones, those which bring me happiness. This tactic is very hard, risky and the road is extremely bumpy. This time it turned out that I did not miss anything. Nothing new, nothing shocking had happened. It was what it was. Enough is enough. And I had already started to feel guilty about my naive ignorance. Fortunately, I was able to safely return to the topic that currently is my 100% concern – … sweet potatoes.

I don’t remember when I tried them for the first time. Anyway, a long time has passed since that forgotten moment, for sure. And I’ve managed to eat them many times, in savory and sweet dishes. Baked. Stewed. Fried. Deep fried. With skin. Without. In soups. Cakes. Creams. In a cheesecake. And as chips. All these methods were good, but none of them ever deprived me of this deeply rooted „but”. This „but” quietly, but constantly repeating itself. This monotonous „but” drilling a hole in my head. They were definitely too sweet in savory dishes and too savory in sweet ones. My research had already taken many long years. But at the back of my mind there was a deeply entrenched belief that sweet potatoes could be divine and that one day I would miss them. That I would miss not just their warmth and the promise of sun in their color, not just Gauguin’s visions of paradise, but something more. I felt subconsciously that relief would come, that satisfaction would be fulfilled.

A sweet potato baked the day before, tempted much, although at the same time it resisted ordinariness. I cut it in half, showing this extraordinary warm colour. I smiled (Yes! It occurs that a sweet potato can make someone smiles! This is very important information, especially nowadays!). In a flash I relocated to Tahiti. Teleportation turned out to be possible. I swapped cold, rainy and dark at this time of the year Europe, for the sunny and warm island in the Pacific Ocean. Finally I felt calm, strong, full of energy. I felt happy. I mashed the potato with a fork, not removing the skin (ZW!), which gives texture and plenty of goodness (I don’t like to waste it). Then I mixed the dark pulp, the colour of the setting sun, with an egg, which was accidentally smashed on the morning of that fateful day and scrupulously kept in a white cup. A pinch of salt and a little flour were needed, hot frying pan with a splash of olive oil, nothing more. I applied the quite loose mixture with a spoon, not wanting it to be too dense. I fried it until it was golden on each side. The natural sugar of the sweet potato was starting to caramelize, giving off a heavenly smell. Since that moment I was sold. I knew that I will be missing it, dreaming about it, waiting with longing for it. I sprinkled cinnamon on my potato patty, wondering if Paul (Gauguin) would like it. I added some sour cream to break the sweetness. If I wouldn’t have had sour cream I would use any (sweet) cream and some lemon juice squeezed on the top. The balance of flavors in paradise is obligatory too and you cannot get rid of it lazily. Nor can salt be ignored for the sake of this heavenly harmony. Then there was silence, which lasted. My body started to warm up from the inside. No word could come into being at that particular moment. Paul looked at me, painting with intensive colours in the company of beautiful women. An enduring and comfortable perfection was born. But as happens with any moment – it fled quietly, followed by the promise of repetition.

SWEET POTATO PATTIES inspired by Paul Gauguin

1 sweet potato
1 egg
1 heaped tbsp. flour is at least 9 months old!)
pinch of salt

To serve:
cinnamon
sour cream or sweet cream with a little lemon juice


VEGAN version: Use 2 tbsp. potato or corn starch (“maizena“) instead of an egg.

Bake whole sweet potato (with skin) in aluminum foil in 180°C oven until soft. Let it cool. Mash it (you can chop the skin), mix with an egg, flour and salt. Heat the frying pan, add some olive oil. Form with spoon sweet potato patties, place them in a hot frying pan. Fry until golden on each side. Serve with a sprinkle of cinnamon and sour cream (you can add some sugar) or, with any sweet cream and a squeeze of lemon juice.




PLACKI ZE SŁODKICH ZIEMNIAKÓW, PAUL GAUGUIN, TELEPORTACJA I SZCZĘŚCIE

„Co się dzieje na tym świecie?!” – zapytała, skończywszy wyjątkowo zgiętym od wszelakich ciężarów tego świata znakiem zapytania i mocno wbitym w ziemię, wyprostowanym jak struna wykrzyknikiem. Był piątek rano. Zaskoczyła mnie tak bardzo, że bez zastanowienia przyjęłam za fakt to, iż czegoś nie wiem. Coś mnie ominęło. Coś ważnego. Bardzo ważnego. A ja przecież unikam wiadomości, nie czytam gazet i przyjmuję taktykę poszukiwania rzeczy miłych, pięknych, po prostu przynoszących mi radość. Taktyka trudna. Ryzykowna. Wyboista. Tym razem okazało się, że nic mi nie umknęło, że nic się nowego wstrząsającego nie wydarzyło, że jest jak jest i już. Wystarczy. A przecież zaczynałam czuć się winną swojej naiwnej ignorancji. Na szczęście mogłam bezpiecznie wrócić do zajmującego mnie aktualnie w 100% tematu. Tematu słodkich ziemniaków.

Nie pamiętam kiedy po raz pierwszy spróbowałam ich. W każdym razie od tamtego zapomnianego momentu minęło z całą pewnością sporo czasu, w ciągu którego jadłam je na wytrawnie i na słodko. Pieczone. Duszone. Smażone. Smażone w głębokim tłuszczu. Ze skórką. Lub bez. W zupach. Ciastach. Kremach. W serniku. Jako frytki. Wszystkie z możliwych sposobów były dobre, ale nigdy nie pozbawiły mnie tego głęboko siedzącego „ale”. „Ale” cichutko powtarzającego się. Takiego monotonnego. Wiercącego dziurę w brzuchu. W wytrawnościach zdecydowanie za słodkie. W słodkościach za wytrawne. Lata poszukiwań całe. W głowie gdzieś głęboko zakorzenione przekonanie, że z całą pewnością mogą być genialne, że mogę za nimi tęsknić. Nie tylko za ich ciepłem i obietnicą słońca w kolorze. Nie tylko zawsze przywodzącą na myśl gauguin’owską wizję raju. Czułam podskórnie, że kiedyś przyjdzie ukojenie, że satysfakcja w pełni zostanie zaspokojona.

Słodki ziemniak upieczony dnia poprzedniego w piecu kusił bardzo, choć jednocześnie bronił się przed zwyczajnością. Przekroiłam go na pół, ukazując tą niezwykłą ciepłą barwę. Uśmiechnęłam się (Tak! Okazuje się, iż słodki ziemniak może wywołać uśmiech! To bardzo ważna informacja, szczególnie w dzisiejszych czasach!). Błyskawicznie przeniosłam się na Tahiti. Teleportacja okazała się możliwa. Zamieniłam zimno i deszcz ciemnej o tej porze roku Europy na słońce i gorąc wysp Oceanu Spokojnego. Spokojna też się poczułam, jednocześnie silna, pełna energii, szczęśliwa. Widelcem rozgniotłam ziemniaka, nie pozbawiając go skórki. Skórka dodaje innej tekstury, jest pełna dóbr, nie lubię jej tracić. Ciemną masę koloru zachodzącego słońca wymieszałam z jajkiem, które przypadkowo zostało rozbite rankiem tegoż pamiętnego dnia i skrupulatnie zachowane w białej filiżance. Szczypta soli, odrobina mąki. Patelnia, chlust oliwy z oliwek. Łyżką nakładałam luźną masę, chcąc, by była jak najmniej zbitą. Smażyłam do zarumienienia. Z jednej strony. Z drugiej. Naturalny cukier ziemniaka karmelizował się, wydając przy tym niebiański zapach. Wiedziałam już, że będę tęsknić, marzyć, czekać z utęsknieniem. Na talerzu posypałam cynamonem, zastanawiając się czy Paul (Gauguin oczywiście) by tak lubił. Dodałam odrobinę kwaśnej śmietany dla złamania wszystkich słodkich nut. Gdybym kwaśnej nie miała, użyłabym innej, ale pokropiłabym sokiem z cytryny. Balans smaków w raju obowiązuje i nie można się go leniwie pozbywać. Nie można też zignorować soli dla tejże harmonii. Była cisza. Która trwała. Ciało ogrzewało się od środka. Żadne słowo nie było w stanie powstać. Trwała doskonałość. Komfortowa. Paul przypatrywał się w gronie pięknych kobiet, malował intensywnymi kolorami. Moment doskonały narodził się i jak to z momentami bywa – umknął cichutko, śledzony obietnicą powtórzenia. TO się wydarzyło. Cały ten świat.

PLACKI ZE SŁODKICH ZIEMNIAKÓW inspirowane twórczością Paul’a Gauguin’a

1 słodki ziemniak
1 jajko
1 czubata łyżka mąki
szczypta soli

Do podania:
odrobina cynamonu
kwaśna śmietana lub słodka śmietana z odrobiną soku z cytryny

Dla WEGAN: Zamiast jajka użyj 1-2 łyżki skrobi ziemniaczanej (“mąka ziemniaczana“) lub kukurydzianej (“maizena“)

Upiecz całego ziemniaka (ze skórką) owiniętego w folię aluminiową w piekarniku nagrzanym do 180°C. Ostudź. Widelcem dokładnie rozdrobnij na prawie gładką masę (skórkę możesz pokroić). Dodaj jajko, mąkę i sól. Masę formuj łyżką i wrzucaj na gorącą patelnię z odrobiną oliwy lub oleju. Smaż aż do zrumienienia po obu stronach. Podawaj z cynamonem i kwaśną śmietaną lub słodką śmietaną i sokiem z cytryny, w razie potrzeby posyp cukrem.

eng

About flatbread, the Universe and What Is Next

above / powyżej: “WHAT IS NEXT” by Serafin 2017


pl

Cuisine And Art is one of my art projects. That’s why I write here very irregularly, especially when I’m preparing an exhibition, or two or three even, as is happening this year. Anyway, not all of my artistic projects are about food! Many of them don’t contain anything to eat at all! Art is art. Food is food. And only sometimes they come together (quite often in my life, to be honest). And it just happened in my latest piece of art – “WHAT IS NEXT?”. Just take a look!


Art is Imagination. It is Creation. It’s Vision.
Art is something very undefined which starts in an artist’s Thoughts And Feelings.
The Idea is the most important.

Then come different processes about how to do it. Without The Idea, but with great tools (Let’s say with an amazing and very expensive camera) you can make a good photo. Yes, it can happen. But with The Idea and with the knowledge “how” you can create an absolutely stunning photo, making it with “only” an empty match box (using it as a pin-whole camera). Francis of Assisi apparently said: “He who works with his hands is a labourer. He who works with his hands and his head is a craftsman. He who works with his hands and his head and his heart is an artist.” And this is how a Simple Burnt Flatbread became Art, telling a story about the universe, destiny and the future. What is next? Who knows.

SIMPLE FLATBREAD TELLING A STORY ABOUT “WHAT IS NEXT” (bySerafin)

– flour
– pinch of salt
– lukewarm water
– olive oil

Mix together the flour and salt in a large bowl. Add water slowly, mixing with your hands. Add olive oil, but not too much. You want to make a nice soft dough. Knead it for a few minutes until it becomes elastic and smooth. Wrap it in cling film and let it rest for at least half an hour (you can leave it even for a day or two!).

Divide the pastry into small balls and roll out into the thickness you want. Cook in a very hot frying pan for a minute or two on each side. Eat with anything you wish (I ate them for the first time in my life about 20 years ago in Eivissa town, Ibiza. It was very late at night, or early morning, and I found a small kiosk serving wraps with rocket and mozzarella cheese. This is still one of my favorites ways to serve flatbread wraps!).

P.S. By the way – nobody won Ottolenghi’s “The Cook Book”. And I’m not going to lie to you – nobody wrote to me. That’s the reason. It is what it is.



O PŁASKIM CHLEBKU, WSZECHŚWIECIE I O TYM “CO (JEST) NASTĘPNE”

Cuisine And Art to jeden z moich artystycznych projektów. Z tego też względu pisuję tu nieregularnie, szczególnie jeśli akurat przygotowuję wystawę, dwie lub trzy, jak ma to miejsce w tym roku. I nie każdy z tych projektów związany jest z jedzeniem. Ba, w wielu z nich jedzenie nie występuje wcale. Nawet kruszynka żadna. W mojej ostatniej pracy zatytułowanej „CO (JEST) NASTĘPNE” jedzenie występuje, i to w roli głównej. Spójrz tylko!


Sztuka to Wyobraźnia. To Kreacja. To Wizja.
Sztuka to coś bardzo nieokreślonego, zaczynającego się w Myślach I Uczuciach /Odczuciach/ artysty.
Idea jest najważniejsza.


Potem pojawiają się mniej lub bardziej skomplikowane procesy twórcze, w których dochodzi do tematu „Jak?”. Bez Idei jednakże to Jak staje się prawie bezcelowe. Mało przydatne jakoś. Owszem, brak Idei, połączony z dobrymi narzędziami (wypasionym aparatem na przykład), może przynieść skutki całkiem pozytywne. Może (bardziej lub mniej przypadkowo) powstać dobra fotografia. Może. Nie musi. Z Ideą jednak to narzędzie będzie całkowicie odmienne, może być nim na przykład puste pudełko od zapałek, zamienione w
camera obscura (rodzaj aparatu fotograficznego), dzięki której powstanie świetne zdjęcie, przedni kawałek Sztuki.


„Ten, który pracuje rękoma, to robotnik. Ten, który pracuje rękoma i głową, to rzemieślnik. Ten, który pracuje rękoma, głową i sercem, to artysta” – to ponoć słowa Franciszka z Asyżu, świetnie oddające ducha tematu. Bo jakże wytłumaczyć to, iż Prosty Spalony Płaski Chlebek nagle i niespodziewanie staje się Sztuką, opowiadając historię o wszechświecie, o przeznaczeniu i o przyszłości? O tym “Co jest następne”? Co dalej?


PROSTY SPALONY PŁASKI CHLEBEK, OPOWIADAJĄCY HISTORIĘ O TYM “CO DALEJ?” (bySerafin)
– mąka
– szczypta soli
– ciepła woda
– oliwa z oliwek (nadaje elastyczności ciastu; można ją zastąpić innymi oliwami)


Wymieszaj mąkę z solą. Dodawaj powoli, ciągle mieszając, ciepłą wodę i mniej od niej oliwy z oliwek. Zagniataj. Ma powstać elastyczne, gładkie ciasto, które będzie łatwe do rozwałkowania. To potrwa kilka minut. Możesz ułatwić sobie życie (to się nazywa „lenistwo”), używając robota kuchennego, z czego zazwyczaj korzystam, spiesząc się. Gotowe ciasto owiń folią spożywczą i odstaw minimum na pół godziny (ciasto może też „leżakować” dzień lub dwa!). Ciężką patelnię postaw na gaz, dodaj odrobinę oliwy. Podziel na kule wielkości tych do gry w golfa. Rozwałkuj cienko, tak jak lubisz. Smaż minutę lub dwie z każdej strony. Podawaj z czymkolwiek sobie zamarzysz. (Ja najbardziej lubię z mozzarellą i rukolą. To kombinacja, którą pierwszy raz jadłam sto lat temu na Ibizie późną nocą, lub wczesnym rankiem, w małej budce, w której nic innego nie podawali. Ależ to było genialne!).


P.S. Tak przy okazji – konkursu, w którym do wygrania była rewelacyjna książka kucharska Ottolenghi’ego „The Cook Book” nikt nie wygrał. Powodem jest to, iż nikt nie podjął wyzwania i nie napisał do mnie. Ot życie. Książka czeka!

eng

 

About Yuko Nishimura and picnic tart 2in1

above / powyżej: YUKO NISHIMURA


pl

Eating outside is one of the best pleasures ever, so every excuse is good to organise a picnic. Even the shortest trip by car has to include one! Even a few hours in an airport waiting for the next flight gives you a great occasion to prepare something, to make a salad, to bake a cake. In my car there is a special place for an old greenish bag with forks, spoons and paper napkins, which I collect from everywhere. Here my fun begins:

“Oh! This is a fork from … !”

“Do you remember this napkin? There were the best pies ever!” – It was a f…g million years ago and I still have this bloody napkin ???!!! What the hell is wrong with me?

“Look! I have found the smallest package of cashew nuts in the world! Where did it come from?!”

– “From a plane.” – My Better Half replied murmuring.

This small ugly greenish bag has my whole world inside. Sometimes a fork without a prong can be useful! Another time one speculous cookie can save a life! (My life during an hour long trip by car…).

A good picnic starts with well packed food. No-one wants to have a vinaigrette sauce spilled in the back seat of a car. Or yellow gazpacho on a freshly ironed white dress (I do not iron, but apparently there are some people who do). Gravy on a suit? Chicken juice on the car’s carpet? Crushed green peas. Whipped cream smeared into the upholstery. Chocolate mousse on a shirt (… it depends on the circumstances…). Anyway – food has to be packed well to protect it during a trip and to protect everything around it.

And here you have amazing pieces of art from Japan – Yuko Nishimura! She inspired me to do my own picnic packiging.

Yuko Nishimura, Organic, 2006

This is the original recipe from “The Art of Cuisine”, except for using sugar, which I avoided to have more possibilities. Not adding any sweetener causes quite a neutral tasting dish. On a picnic you can decide what to add – pesto on the top or roquefort cheese with walnuts? Some chopped tomatoes with red onion and parsley? Cured Spanish ham and melon? Or perhaps some fresh fruit with honey? Plum jam with rhubarb or plums with rum and cream? One tart – picnic – GO!

2016-09-05-diy-picnic

PICNIC TART 2in1 (savory and/or sweet in one)
based on Toulouse-Lautrec’s “Galiche from Champagne” recipe

2 Tbsp flour
1,5 cups heavy cream
0,5 cup sour cream
4 Tbsp milk

“In a porcelain dish which can go into the oven, at least five centimeters deep, lay some tart pastry*, over which you pour the following mixture: two spoons of flour**, half a liter of fresh cream, three whole eggs, salt (…).
Mix the flour with one part of milk, add the salt (…) and, while stirring, incorporate the eggs, one by one, and then the cream.
Put into a hot oven. The tart should be very golden (…).”

* TART PASTRY (original recipe): “(…) prepare the pastry (…) with wheaten flour (…) in the proportions of a third of butter to two thirds of flour; add sufficient water and salt.

** Original NOTE: “(…) Begin by mixing flour to a paste with 2 Tbsp milk. 400° (200°C) oven 25 min.”

Please remember that “The Art of Cuisine” cookbook can be quite tricky to use. “The recipes are given here in their original form, retaining their colour of thought and language. The only modifications are the notes that have been added to facilitate the work of modern food lovers.” That’s why I wrote the original recipe and I had to add at the bottom the original tart pastry recipe, which is not included in this one for the Galiche from Champagne. This tart pastry recipe is nicely hidden somewhere in the text of the book. Therefore I had to add the original note without which the recipe wouldn’t be complete.



YUKO NISHIMURA I PIKNIKOWA TARTA 2w1

Ubóstwiam jadać na dworze. Każda, byle jaka, najmniejsza okazja powoduje we mnie chęć do ucieczki gdzieś. Śniadania zazwyczaj na balkonie. Obiady i kolacje w ogrodzie. A gdy kroi się wypad samochodem, choćby trwający godzinę, – szykuję się i ja. Wpierw sprawdzam czy aby stara zielonkawa torba z moim małym, ale całym, światem jest (nadal/nieustająco) w bagażniku. Torba jakże istotna – połamane widelce, samotny cynamonowy herbatnik (mogący przecież uratować życie! moje oczywiście, w czasie 60-minutowej wyprawy), drewniane noże, kubeczki, deseczka, stara mapa, grająca rolę wyjątkowo eleganckiego obrusu, torebki z solą i pieprzem, saszetki z cukrem, gdyby się jakiś niespodziewany gość pojawił, który cokolwiek słodzi, ewentualnie jakiś koń napatoczył. Aaa, jeszcze papierowe serwetki, które namiętnie zabieram z miejsc wszelakich. Teraz moja prywatna zabawa może się zacząć:

„Ooo! Ten widelec z ….!” – tu pada nazwa miejsca odwiedzonego sto lat temu.

„Pamiętasz tę serwetkę? Z tego małego sklepu z najlepszymi … na świecie!” – Tak, to było milion lat temu, a ja ciągle mam tę p….ą serwetkę???!!! Coś ze mną jest nie tak?!

„Spójrz! Znalazłam najmniejsze z istniejących opakowań z orzechami nerkowca! Skąd my je mamy?!” – chodzi o 4, słownie CZTERY, orzeszki.
– „Z samolotu.” – odburknęła Moja Lepsza Połówka.

Następnie odbywam poszukiwania, zazwyczaj bardzo żmudne ze względu na moją dobrą, aczkolwiek krótką i wybiórczą pamięć, niebieskiej torby na lodowe wkłady. Po kilku godzinach znajduję, rozpoznaję agresywny blue. Układam menu, przygotowuję. Zastanawiam się jak zapakować, bo jednak, cóż, opakowanie w podróży ważnym jest! Któż chciałby groszek zielony wbity w tapicerkę, sos vinegraitte wsiąkający w dywanik, żółte gazpacho na desce rozdzielczej czy mus czekoladowy na bluzce (no może ktoś życzyłby sobie, może w trochę innej sytuacji…może).

Po inspiracje opakowań sięgam (niestety internetowo, nie osobiście) do Japonii, gdzie natknęłam się ostatnio na obłędną Yuko Nishimura. Spójrzcie sami co wyrabia! I co robię potem, pakując tartę 2w1 na piknikową wyprawę.

Tarta 2w1 ma swoje źródło w przepisie Toulouse-Lautrec’a na Galiche de Champagne. W przepisie tym jednak Henryk używa cukru, który ja pominęłam, by mieć piknikową gamę różnorodności – na wytrawnie z podsuszaną szynką i melonem, serem roquefort i orzechami czy pomidorami z czerwoną cebulą i pietruszką. Lub na słodko – ze świeżymi owocami i miodem, z dżemem śliwkowym z rabarbarem lub śliwkami z rumem i słodką śmietaną. Jedna tarta – piknik – START!

TARTA PIKNIKOWA 2w1 (wytrawna i/lub słodka)
oparta na przepisie Toulouse-Lautrec’a „Galiche from Champagne”
2 łyżki mąki
1,5 filiżanka śmietanki
0,5 filiżanki śmietany,
4 łyżki mleka

“Porcelanowe naczynie, mogące być używanym w piekarniku, minimum na 5 cm głębokie, wyłożyć ciastem do tarty. Wlać na nie miksturę : 2 łyżki mąki**, pół litra śmietan, 3 jajka, sól (…)
Wymieszać mąkę z mlekiem, dodać sól (…) i, nieustająco bełtając, wbić jajka, jedno po drugim, a na końcu wlać śmietany.
Wstawić do nagrzanego piekarnika. Tarta powinna być złocista (…).”

* CIASTO NA TARTĘ (przepis oryginalny TL) – „(…) przygotuj ciasto, używając pszennej mąki (…) w następujących proporcjach: jedna trzecia masła i dwie trzecie mąki; dodaj wystarczającej ilości wody i soli.”

** NOTATKA – “(…) Rozpocząć od wymieszania mąki z 2 łyżkami mleka. Piec w 400° (200°C) przez 25 min.”

Trzeba pamiętać, iż książka “The Art of Cuisine”, z której wzięłam przepis, może sprawiać trudności bądź niespodzianki kucharzowi. Na obwolucie można przeczytać: “Przepisy podane tutaj są w ich oryginalnej formie, z zachowaną kolorystyką i językiem. Jedyne modyfikacje zostały umieszczone w notatkach, by ułatwić życie miłośnikom gotowania.” Dlatego więc umieściłam oryginalny przepis z adnotacjami, dotyczącymi przepisu na ciasto na tartę, który znajduje się w zupełnie innym miejscu książki, sprytnie ukryty między zdaniami. Dodałam też notatki, by przepis był kompletny.

eng

 

About summer, Anna Reinert, Luis Egidio Melendez and plum jam with rhubarb

above / powyżej: ANNA REINERT “TOURIST GIRL / TURYSTKA” 2012, Sopot (PL), Haffnera 24 Street / ul.


pl

This is not the end of summer! This summer is endless and full of sun! Joy of life. Energy getting less and less in the hours between lunch and dinner. Garden to be cared for early every morning. The smell of soil and freshly cut grass. The small mirabelle plum tree with branches touching the ground – so heavy with sweet fruit. I’m so happy I finished my school years long ago and I have the summer for a lot longer!

Sopot, the small charming Polish town on the Baltic coast, is a very touristy place. And now is the best time to visit it – September is coming. A few tourists left, but with no children, who start school tomorrow. Still no students, they will come 1st October to start their university courses. But one of the tourists will stay all year around – “Tourist girl” made by Anna Reinert and painted by Dorota Borowska – two great artists with whom I studied in the Academy of Fine Arts. I love this wall! It is great! It is always 100% SUMMER, even during the winter, when I made this above photo. And here there is a map where you can find “Tourist girl” – Haffnera Street 24, Sopot, Poland:

Luis Melendez Still Life with Bowl of Plums Figs and Bagel XVIII
Luis Egidio Melendez, Still Life with Bowl of Plums Figs and Bagel / Martwa natura z …, XVIII c., from the collection of / z kolekcji Museo del Prado

PLUM JAM WITH RHUBARB (no sugar added! 100% fruit!)
inspired by Anna Reinert and congratulations to her for growing her 1st rhubarb!

– 3 kg plums (I used mirabelle plums from my garden, but you can use any kind you wish)
– 3-6 rhubarb sticks (the quantity depends on how much you want to “break” the sweetness of the plums to have it a little “sharper”)

Wash the fruit. Pit the plums and peel the rhubarb. Cut the rhubarb into small pieces. Place the fruit into a large pan or frying pan, preferably with a thick bottom. Cook on a very small heat, covered at the beginning. Stir it occasionally and wait until almost all the liquid has evaporated. Pour the hot jam into sterilized jars, close them well and put upside down. Wait until cool.

Because there is no sugar added I prefer to pasteurise this jam, to store it longer. Put the jars into a cold oven and set to 120 C degrees. When the oven will reach this temperature wait 20-25 minutes more. Take out the hot jars and put them upside down until cool.

Eat it with anything! With muesli, porridge, on toast, with croissant. Open a jar and take a spoon. Or two. Or more. Use it on the top of a tart or cheesecake. Blend it with natural yoghurt to make a smoothie. Enjoy the summer directly from a jar – Summer Made By Yourself!



LATO, ANNA REINERT I DŻEM ŚLIWKOWY Z RABARBAREM

To nie jest koniec lata! Lato nie kończy się nigdy! Lato trwa! Wraz ze słońcem, ze światłem, z gorącem zabijającym energię (przynajmniej moją) na godziny dzielące obiad i kolację. Zapach świeżo skoszonej trawy, zapach ziemi po deszczu. Niewielka mirabelka w ogrodzie dotykająca gałęźmi ziemi, ociężale znosząca obfitość słodkich soczystych owoców. Cudownie nie mieć żadnych obowiązków szkolnych i myśleć o wrześniu jak o kolejnym letnim miesiącu!

Sopot… Jedno z najbliższych mi miejsc w Polsce, z najukochańszych. Sopot uroczy, niewielki. Oczywiście nie ten hałaśliwy lipcowo-sierpniowy! Nie ten, kiedy to na plaży nie można uświadczyć wolnego centymetra kwadratowego lub dwóch! Sopot ten, który lubię najbardziej, właśnie odsłania swoje uroki – turyści już wyjechali, a ci, którzy zostali, są bez wrzeszczących pociech. Sopot jeszcze bez studentów, którzy pojawią się dopiero za kilka tygodni. Sopot ten dla Sopocian, szczególnie starszych, chodzących wolniej, ale dzięki temu obserwujących dokładniej, uważniejszych. Sopot bez pospiechu. Z małymi uliczkami, wśród których ukryła się nie tylko na lato jedna „Turystka” (projekt: Anna Reinert, wykonanie: Dorota Borowska – dwie świetne artystki, z którymi miałam przyjemność studiować w ASP), będąca w 100% latem (nawet w styczniu, kiedy zrobiłam to zdjęcie).

DŻEM ŚLIWKOWY Z RABARBAREM (bez dodatku cukru! 100% owoców!)
zainspirowany „Turystką” i z gratulacjami za pierwszy rabarbar w ogrodzie jej autorki

– 3 kg śliwek (użyłam mirabelek, ale mogą być każde inne)
– 3-6 łodyg rabarbaru (dla przełamania słodyczy śliwek i „podkręcenia” smaku)

Umyj śliwki i usuń pestki. Obierz rabarbar, pokrój na niewielkie kawałki (1-2 cm długości). Włóż owoce do garnka lub głębokiej patelni o grubym dnie. Smaż na niewielkim ogniu, najpierw pod przykrywką. Doglądaj, czasami mieszaj. Jak mikstura będzie miała konsystencję dżemu, wkładaj gorącą do wyparzonych słoików. Zakręcaj je dobrze i odstaw do góry nogami do ostygnięcia.

Jeśli chcesz, by dżem mógł być długo przechowywany – pasteryzuj (bo nie ma cukru). Ja pasteryzuję w piekarniku – wkładam słoiki z dżemem do zimnego piekarnika i nastawiam temperaturę na 120 C. Gdy temperatura zostaje osiągnięta czekam 20-25 minut. Wyjmuję gorące słoiki i odstawiam do góry nogami do ostygnięcia.

Dżem można jeść ze wszystkim i bez wyrzutów sumienia! Jest znakomity do śniadań (muesli, owsianka, tosty, croissanty etc.) i do deserów (jako wypełnienie tart lub warstwa wierzchnia na sernik). Genialnie sprawdza się również wyjadany prosto ze słoika łyżką!

100% lata zrobionego przez Ciebie! Wyobraź sobie mroźną zimę – pada śnieg, minus sto, wieje, czarno na dworze. Zapalasz świece. Robisz dobrą mocną herbatę, może być wzmocniona dodatkowo, otwierasz słoik… i lato pochłania Cię znowu!)

eng

About Mark Rothko, his Recipe For Artwork, plums and rum

above / powyżej: MARK ROTHKO “NO. 37/NO. 19 SLATE BLUE AND BROWN ON PLUM” 1958
from the / z MOMA collection (www.moma.org)


pl

In September 1903 Markus Yakovlevich Rotkovich came into this world. 55 years later, in November, the same man, butnow known as Mark Rothko – a famous American painter of Russian Jewish descent – gave a speech designed to discuss art as a trade, in which he outlined his own Recipe For A Work Of Art. A Formula with all ingredients:

MARK ROTHKO FORMULA FOR A WORK OF ART

1. There must be a clear preoccupation with death—intimations of mortality… Tragic art, romantic art, etc., deals with the knowledge of death.

2. Sensuality. Our basis of being concrete about the world. It is a lustful relationship to things that exist.

3. Tension. Either conflict or curbed desire.

4. Irony. This is a modern ingredient—the self-effacement and examination by which a man for an instant can go on to something else.

5. Wit and play… for the human element.

6. The ephemeral and chance… for the human element.

7. Hope. 10% to make the tragic concept more endurable.

I measure these ingredients very carefully when I paint a picture. It is always the form that follows these elements and the picture results from the proportions of these elements. – he said.

In April 2016 my plum tree is blossoming beautifuly. My freezer is full of frozen and pitted plums from last autumn. Already having Mark Rothko’s No.37/No.19 in my head I decided to use these goods, being inspired by one of Henri Toulouse-Lautrec’s recipes. It would be perfect for my friend A.’s birthday today, I was thinking. “Dear A., enjoy your day and the rest of your life!”

2016-04-13-plums-and-rum

PLUMS WITH RUM
(inspired by Toulouse-Lautrec and Maurice Joyant)

– plums (pitted and frozen)
– white rum

Heat the oven to 180-200°C. Place frozen plums on the baking tray. Bake about 15 minutes until soft and some juices run off. Pour on some rum and bake 5-10 minutes more. Eat warm or cold, with yoghurt or without. Sprinkle with plum blossom (these flowers not only look amazing but they are edible too!).

Perhaps you don’t want to have a dessert? Perhaps you don’t have a sweet tooth? Perhaps. Who knows. In this case place some frozen plums into a jar half full with good quality white rum (the alcohol has to cover the fruit completely). Close the jar and put aside for few weeks, stirring every day. You will end up with a beautiful deeply coloured liquid with a delicate plum aroma.

But of course you can stay with rum alone. – “Rum. No plums. Version No.3 of Toulouse-Lautrec’s recipe.”



MARK ROTHKO, PRZEPIS NA DZIEŁO SZTUKI, ŚLIWKI I RUM

We wrześniu 1903 na świat przyszedł Markus Yakovlevich Rotkovich.
55 lat później, w listopadzie, ten sam mężczyzna, ale znany już jako Mark Rothko – amerykański malarz o rosyjsko-żydowskim pochodzeniu – wygłosił mowę o sztuce jako handlu, w której zdradził własną Recepturę Na Dzieło Sztuki:

RECEPTURA NA DZIEŁO SZTUKI (autor: Mark Rothko; tłumaczenie własne)

1. Zaistnienie klarownego i jasnego zainteresowania się śmiercią i myślą o umieraniu. Sztuka tragiczna, sztuka romantyczna i inne zajmują się znajomością śmierci,

2. Zmysłowość. Nasza podstawa bycia konkretnym na temat świata. Oto zmysłowy stosunek do rzeczy, które istnieją,

3. Napięcie. Zarówno konflikt jak i ograniczone pragnienie,

4. Ironia, nowoczesny składnik, dzięki któremu można przejść do czegoś innego,

5. Dowcip i zabawa – w celu bycia bardziej ludzkim,

6. Ulotność i szansa – w celu bycia bardziej ludzkim,

7. Nadzieja. 10%, aby uczynić tragiczną koncepcję bardziej znośną.

Malując obraz, bardzo uważnie mieszam te składniki. Zawsze jest to forma, która śledzi wszystkie elementy, a dzieło jest rezultatem, osiągniętym dzięki ich proporcjom.

W kwietniu 2016 śliwa w moim ogrodzie zakwitła. Zamrażarka wypełniona po brzegi zebranymi jesienią owocami tejże. Mark Rothko, śliwki i kwiaty śliwy. Henri Toulouse-Lautrec i przepis na Śliwki z rumem. Ja, zainspirowana tym wszystkim i chcąca świętować urodziny Fantastycznej A – „Najlepszości! Cudownego dnia i reszty Twego życia!”

ŚLIWKI Z RUMEM
(zainspirowane przepisem Toulouse-Lautrec’a)
– śliwki
– biały rum

Rozgrzej piekarnik do 180-200°C. Ułóż śliwki na blasze (jeśli używasz mrożonych, jak ja, to nie rozmrażaj ich). Piecz przez około 15 minut, aż zmiękną i zaczną puszczać soki. Pokrop solidnie rumem i piecz przez kolejne 5-10 minut. Jedz ciepłe lub zimne, z jogurtem lub bez, ale posypane kwiatami śliwy, które nie tylko są przepiękne, ale i smaczne!

Jeśli nie lubisz deserów lub nie masz na nie po prostu ochoty, nadal możesz pozostać przy Henrykowym przepisie. Do dużego słoja włóż śliwki (ja włożyłam mrożone) i zalej je białym rumem tak, by dokładnie je przykrył. Odstaw w ciemne miejsce na kilka tygodni, mieszając słoik (bez otwierania) każdego dnia. Otrzymasz trunek o głębokim kolorze i delikatnym aromacie.

Możesz też pozostać przy samym rumie oczywiście – „Rum. Bez śliwek. Wersja Nr3 Receptury Toulouse-Lautrec’a.”

eng

 

About stinging breakfast for Toulouse-Lautrec

above / powyżej: ALICE MAHER, NETTLE COAT / PŁASZCZ Z POKRZYW” 1995


pl

Thick gloves? – Ready! Cream wellies with block heels, looking like part of a mannequin’s leg? – Ready! Sharp scissors? – Ready! Impassable terrain? – Muddy Mud Mad Country (played by my garden, ex-garden I should say). Objective? – to gain nurture for H. (by the way – he is dead, I’m not sure he really needs anything?) and for myself. REEEAAADYYY???!!! GOOOOOOOOOOOOOOOOOO!!!

So I went. No choice. Hunger in the house. Dear me, all of us, and I really mean A L L – elderly, young and even babies. Mums and dads. Grandparents. Friends and enemies. Intelligentsia and proletariat. Beauties and beasts. Good people from here and bad from there. Local creatures from the Midi-Pyrénées, being absolutely certain what they want. Without any doubts! They come to hunt. They come to chop heads. Young heads. They come to fight. And win. The Majestic Nettle Family is waiting to be devoured! In ravioli, pasta, tarts, pesto, pizzas, breads, cakes, biscuits, ice-creams and drinks.

This is really healthy, easy and quick to prepare. A beautiful beginning to any day. Forget about regular flour – use oats! Forget about white sugar – use moscovado sugar! Forget about butter – just add a little olive oil!

STINGING BREAKFAST FOR TL
(Lemony oatmeal muffins with nettles, cream cheese and red peppercorn)

– 2 glasses of oats
– 2 tbs bran
– 2 eggs
– 2 small yoghurts (2x125g)
– 1 lemon (juice and zest)
– 1 tsp bicarbonate of soda
– 1/2 glass of moscovado sugar
– 1/2 glass of olive oil
– pinch of salt
– 100g fresh nettles

NETTLES – take only young leaves, wash them carefully. In a pan boil a small amount of water and put the nettles into it for about 1 minute to blanche them. Strain it. Pour cold, almost icy, water over to stop them cooking. Mix into a paste, using a blender.

CAKE – whisk eggs with moscovado sugar, add yoghurt, lemon juice and lemon zest. Mix it well. Grind oats into a flour (you can do it in a coffee grinder). Add it to the batter. Mix it with bran, bicarbonate of soda and salt. Let it rest for at least half an hour, the oats and bran will absorb all the liquid – if needed add a little milk, water or any juice. Slowly pour in olive oil. At the end incorporate the nettle paste. Pour batter into the muffin cases (you should obtain 6). Bake in a preheated oven, 180 C, for about 25-30 minutes. Serve with cream cheese, lemon zest and red pepper corns. The muffins aren’t very sweet, so if you prefer – serve with a little of honey.

COMMENTS – oatmeal muffins, cakes, american pancakes are not so fluffy and they will never rise like those made from regular flour. To add some lightness to them, I put in a little bran.

Why are you still here?!!! Go, go, go and sting yourself! N O W!


O KŁUJĄCYM ŚNIADANIU DLA TOULOUSE-LAUTREC’a

Grube rękawice? – Gotowe! Kremowe kalosze na obcasie, wyglądające jak nogi manekina? – Gotowe! Ostre nożyce? – Gotowe! Teren do pokonania? – Bagniste Bagna Bagienne (w ich roli mój ogród, a raczej … mój były ogród) Cel? – Zdobycie pożywienia dla H. i dla mnie samej (nawiasem mówiąc H. jest martwy, więc może już niczego nie potrzebuje?) GOTOWI???!!! START!!! Pobiegłam więc. Nie miałam przecież wyboru, głód zaglądał do każdego kąta. Pobiegliśmy w końcu wszyscy. Naprawdę, W S Z Y S C Y. Młodzi, starcy i niemowlęta. Ojcowie i matki. Dziadkowie. Przyjaciele i wrogowie. Inteligencja i lud pracujący. Piękne i bestie. Dobrze ludzie stąd i źli stamtąd. Miejscowe kreatury ze Średnich Pirenejów, gotowe na wszystko i dokładnie wiedzące czego chcą. Bez wahań, bez wątpliwości. Pragnące polowania. Pragnące głów do ścięcia. Głodne walki i zwycięstwa. Głodne! Królewska Rodzina Pokrzyw gotowa na pożarcie! W ravioli, makaronach, tartach, pesto, pizzach, chlebie, ciastkach, ciasteczkach, lodach oraz napojach wszelakich.

Oto przepis na niezwykle zdrowe, szybkie i proste rozpoczęcie dnia. Zapomnij o zwykłej mące – użyj płatków owsianych! Zapomnij o białym cukrze – użyj cukru moscovado! Zapomnij o maśle – użyj oliwy z oliwek!

KŁUJĄCE ŚNIADANIE DLA H.
czyli cytrynowe owsiane babeczki z pokrzywami, twarożkiem i czerwonym pieprzem

– 2 szkl płatków owsianych
– 2 łyżki otrębów
– 2 jajka
– 2 małe jogurty (2x125g)
– 1 cytryna (sok i skórka)
– 1 łyżeczka sody oczyszczonej
– ½ szkl cukru moscovado
– ½ szkl oliwy z oliwek
– 100 g świeżych pokrzyw

POKRZYWY – zbieraj jedynie młode liście z górnych partii rośliny. Umyj je delikatnie. W garnku z niewielką ilością wody zagotuj je przez minutę (=blanszowanie). Odcedź na sicie. Przelej zimną, prawie lodowatą, wodą, by przerwać proces gotowania. Zmiksuj na pastę.

CIASTO – ubij jajka z cukrem, dodaj jogurt, sok i startą skórkę z cytryny. Wymieszaj. Zmiel płatki w młynku do kawy. Dodaj do masy razem z otrębami, sodą oczyszczoną i solą. Wymieszaj, odstaw na pół godziny lub dłużej. Ten czas pozwoli płatkom i otrębom na wchłonięcie płynów i jeśli to będzie konieczne – dodaj trochę mleka, wody lub jakiegokolwiek soku. Powoli dolej do masy oliwę i wymieszaj. Wlej do foremek (powinno wystarczyć na 6) i wstaw do nagrzanego do 180 C piekarnika na około 25-30 min. Podawaj z kremowym serkiem typu Philadelphia, skórką z cytryny i czerwonym pieprzem. Babeczki nie są zbyt słodkie (twarożek jest naturalny), możesz więc polać odrobiną miodu.

UWAGI – babeczki, ciasta czy placuszki, zrobione z płatków owsianych, nigdy nie będą tak puszyste ani wyrośnięte jak te, zrobione z białej mąki. Dla dodania im lekkości dodałam niewielką ilość otrębów.

Ty ciągle tutaj???!!! Gotowy na kłucia i poparzenia? Do bieguuuuu!!! – S T A R T!!!

eng

 

About oranges, herring and black pancakes

above / powyżej: ANNA KRÓLIKIEWICZ


pl

Today in Poland, instead of Pancake Day or Mardi Gras, we have “Śledzik”, which means herring. Before going to the last party of carnival we eat as “tapas” small different types of herring and we drink pure, really cold vodka. But … I’m not in Poland and I don’t have any herring around me! Only squid ink. Both of which are from an Underwater Paradise.

Henri didn’t mention pancakes in his book, but he wrote a recipe for an orange preserve. It is the orange season now! They are so juicy, so sweet. Fantastic for pancakes!

25 years ago. A Polish forest. A tiny village at the end of a dirt track. A wooden house, a kitchen the size of a handkerchief. My dad, me and my friend. A big stove, a few old rustic frying pans. Eggs and milk from the neighbours. First lesson – how to prepare batter for pancakes. Second lesson – how to toss them!!! ……………………….. OK, I have to be absolutely honest – the whole, but I mean THE WHOLE, kitchen was covered in batter!!! The ceiling, the wooden floor, the stove, my friend, my dad and myself… Good old days.

Nowadays I can toss pancakes without any problems. Usually I make them not from regular flour, but from oat flour (I’m addicted to oats). Usually they are yellow, because of my other addiction – turmeric. But today … they are black, thanks to squid and thanks to Anna Królikiewicz – a great Polish artist, who loves to cook, to feed, to create work concerning food. Last night I couldn’t sleep thinking about her amazing pink/violet/amaranth pancake! I would like to dedicate this post to her.

As I wrote before, this is a blog based on TL’s recipes, but not only his. This is an artistic culinary blog and I’m going to introduce to you more and more artists and some of their works.

Today I made black pancakes with labneh, which is a thick strained yoghurt popular in Middle Eastern cuisine, two versions – savoury and sweet (with Henri’s marmalade).

One night before, I prepared labneh, using 1 kg of natural yoghurt, which I strained through muslin over a bowl. In the morning the gorgeous labneh was done – creamy, smooth, thick and rich of flavor. I also had about 250 ml of whey, which I used for making the batter (I always try not to waste anything when I’m cooking).

BLACK PANCAKES WITH LABNEH

250 g oat flour (you can use regular oats and grind them)
1 organic egg
a pinch of Himalayan pink salt
250 ml whey (leftover liquid after making labneh) *ZW
squid ink
olive oil for frying

Whisk the egg. Mix with oat flour and salt, adding the whey slowly. It should have the consistency of cream. Let it rest for minimum half an hour. Afterwards add some more liquid if needed. Fry the pancakes in a small frying pan, because of the oats they are a lot more delicate and not so elastic like those made from regular flour.

SAVORY BLACK PANCAKES WITH LABNEH by serafin

1 shallot or 1/2 red onion
1/2 a small red chili
fresh mint
freshly ground black pepper
freshly crushed red peppercorn
Himalayan pink salt
olive oil to drizzle

SWEET BLACK PANCAKES WITH LABNEH AND MARMALADE

MARMALADE
– for 5 small jars –

about 20 big oranges (after peeling you should have about 3 kg)
1 kg of fructose
the juice from 1 lemon

Wash the oranges well. Peel them delicately (you need only the zest, not the pith!). Remove all the pith and pips. Chop the fruit into small pieces, about 1 cm square. Put into a pan with a thick bottom. Add the fructose (it is sweeter than white sugar and helps to set the marmalade or any jam), lemon juice and half of the orange zest (the other half you can freeze and use, for example, for cakes or duck). Cook over a low heat until it’s shiny, almost transparent and thick. And remember – if it is too thick add a little water.

This orange preserve is full of flavor, chunks of fruit, sweetness and southern sunshine. Pure nature in a jar. Colourful happiness for the end of a long cold winter.



O POMARAŃCZACH, ŚLEDZIACH I CZARNYCH NALEŚNIKACH

Dzisiaj „Śledzik”, czy też Mardi Gras (Tłusty Wtorek) lub Pancake Day (Dzień Naleśnika). Gdybym była w Polsce, z pewnością zjadłabym śledzia w oleju i z pewnością nie popiłabym, nawet zmrożoną, wódką. Ale w Polsce nie jestem i śledzi wokół brak! Najbliższe śledziom, co znalazłam, to atrament kałamarnicy, wszystko pozostanie więc w Raju Podwodnym.

Henryk w swej książce o naleśnikach nie wspominał. Milczał. O śledziach owszem, ale ja nie o śledziach, nie tym razem. Napisał jednak o dżemie z pomarańczy, a tenże przecież doskonale nada się do naleśników! Mam więc sezonowe cudowne pomarańcze i atrament – będą czarne naleśniki z nadzieniem pomarańczowym, zainspirowane innym artystą, a raczej artystką. Anna Królikiewcz stworzyła Naleśnik Idealny, purpurowy/różowy/amarantowy, przez który nie przespałam pół nocy. Figlarnie zawinięty, kolorem tak mocny, tak urzekający. Tak inny, choć tak oczywisty. Przepiękny, jak i autorka tegoż, formą, celowością, tradycją i nowoczesnością. Aniu – dziękuję!

25 lat temu w małej zabitej dechami wsi, w środku Mrocznych Borów, w drewnianej chatynce Ojciec dzieciom lekcje dał. Pierwsza – jak zrobić naleśnikowe ciasto. Druga – jak je smażyć, przerzucając zgrabnie pod sam sufit. Efekt – wtedy była to CAŁA, ale doprawdy C A Ł A, kuchnia w cieście. Oblepione ściany, sufit kapiący niezgrabnie, podłoga klejąca się prawie. Piec pokryty szybko palącą się masą. Dziatki mało widoczne spod jajeczno-mączno-mlecznej masy. Ojciec dzielnie próbujący się bronić. To były czasy…
Dziś naleśniki przerzucać potrafię bez oblepiania ciastem świata wokół i robię je zazwyczaj z mąki owsianej (staram się wszystko z niej robić, a ją samą uzyskuję mieląc po prostu płatki owsiane w zwykłym młynku do kawy). Zazwyczaj robię je żółte, gdyż prawie do wszystkiego wrzucam kurkumę. Dnia dzisiejszego – czarne z labneh (gęstym jogurtem bardzo popularnym na Bliskim Wschodzie). W dwóch wersjach – wytrawnej i słodkiej (z Henrykowym dżemem).

LABNEH
Wczoraj wieczorem na sicie położyłam kawałek białego płótna, a na nim 1 kg zwykłego naturalnego jogurtu. Rano cieszyłam się gotowym labneh, gęstym, cudownie kremowym, białym i aksamitnym. Uroki prostoty.

CZARNE NALEŚNIKI Z LABNEH
– 250 g mąki owsianej
– 1 jajko
– szczypta himalajskiej różowej soli
– 250 ml serwatki (która została po zrobieniu labneh) *ZW
– atrament kałamarnicy
– oliwa z oliwek do smażenia

Wymieszać trzepaczką jajka, dodać mąkę owsianą, sól, mleko i atrament, aż do uzyskania gładkiej konsystencji śmietany. Odstawić na minimum pół godziny, by mąka owsiana mogła dokładnie wchłonąć płyny. W razie potrzeby dodać wody lub mleka.
Naleśniki smażyć na gorącej patelni z odrobiną oliwy z oliwek. Patelnia musi być niewielka, inaczej naleśniki porozpadają się (mąka z owsa nie jest tak elastyczna jak zwykła).

CZARNE WYTRAWNE NALEŚNIKI Z LABNEH
– 1 szalotka
– ½ małej papryczki chili
– świeża mięta
– czarny pieprz
– czerwony pieprz
– różowa himalajska sól
– oliwa z oliwek do pokropienia


CZARNE NALEŚNIKI Z DŻEMEM POMARAŃCZOWYM

– DŻEM POMARAŃCZOWY (ok. 5 słoiczków)

– 18-20 pomarańczy (po obraniu powinno ok. 3 kg)
– 1 kg fruktozy
– sok z 1 cytryny

Umyć dobrze pomarańcze, wyszorować gorącą wodą, wrzątkiem prawie. Zetrzeć delikatnie skórkę (tylko pomarańczową część!). Nożem usunąć białą skórę. Wyrzucić pestki. Owoce pokroić w kostkę. Smażyć w garnku o grubym dnie, razem z fruktozą, sokiem z cytryny i połową startej skórki (resztę można zamrozić i użyć np. do ciast czy kaczki!) na małym ogniu. Gotowa masa powinna być błyszcząca, prawie przezroczysta. Jeśli jest zbyt gęsta, należy dodać wody. Gorący dżem ma konsystencję dość płynną, ale fruktoza sprawi, iż oziębiając się, zgęstnieje (jest również o wiele słodsza od cukru, dlatego nie używam jej zbyt dużo). Wlać go do wyparzonych słoików do pełna, zamknąć je i odwrócić do góry dnem aż do wystygnięcia.
Pomarańczowe cudo, zamknięte w szklanych słoikach, jest pełne słodyczy cząstek owoców, aromatu skórki południowego słońca. Podane z czarnymi naleśnikami i labneh staje rajem, rozkoszą, sztuką samą w sobie.

eng

 

About white stuff, into the white and not only that

above / powyżej: TOULOUSE-LAUTREC “INVITATION TO A GLASS OF MILK / ZAPROSZENIE NA SZKLANKĘ MLEKA”, lithograph / litografia, 1897


pl

In 1896 Henri Marie Raymond de Toulouse-Lautrec-Monfa wrote a letter to his mum, that he had found an apartment in Paris and that he was happy there.

In 1897 he created the lithograph “Invitation to a glass of milk” and sent it to his friends. It was his reponse to a just opened milk bar in the french capital. And milk? Milk wasn’t his cup of tea!

In 1962 Anthony Burgess wrote “A Clockwork Orange” and  Stanley Kubrick 7 years later made the movie with the same title – Moloko and the Korova Bar came into this world. With milk. And not only that. With a special ingredient too. Also white.

In 1966 Andy Warhol made a movie called “More milk”.

In 2010 James White painted “Milk and stuff“.

James White “Milk and stuff / Mleko i inne” 2010

In 2015, February 2015, the snow came and turned my world into the white. And I decided to make some stuff. But not milk. Not exactly.

Cow doodle / Szkic krowy – Jeff Midghall (Thanks!)

Having A Special Walnut Tree with probably the biggest walnuts in the world I feel really spoiled. Walnut biscuits, cakes, pesto, snacks, walnuts crushed into salads and on sandwiches. Walnuts here and walnuts there. And when days entered quietly into The White I decided to make walnut milk, thinking about some friends who don’t drink the cow variety, especially about a small boy called Leo (www.leoblog.pl/en/).

WALNUT MILK FOR LEO

– 1 glass of shelled walnuts, soaked overnight
– 2-3 glasses of fresh cold water
– OPTIONALLY: pinch of salt, some honey, vanilla pod or grated tonka bean

Blend walnuts into a paste. Slowly add water. Wait a little till smooth. Drink as it is or strain through muslin (the rest you can use for making biscuits, cake or even pesto – please do not throw out!). Keep in the refrigerator – it will last a few days.



O BIELI I NIE TYLKO O NIEJ

Roku pańskiego 1896 Henri Marie Raymond de Toulouse-Lautrec-Monfa napisał list do swojej matki, w którym poinformował ją, iż znalazł mieszkanie w Paryżu i że jest w nim szczęśliwy.

Roku pańskiego 1897 zrobił litografię, zatytułowaną „Zaproszenie na szklankę mleka” i rozesłał do swoich przyjaciół. Praca ta stanowiła swoistą satyrę, będącą reakcją Henryka na nowo otwarty bar mleczny we francuskiej stolicy. Mleko?! Nie, nie! W mleku Henri nie gustował!

Roku pańskiego 1962 Anthony Burgess napisał „Mechaniczną pomarańczę”, a 7 lat później Stanley Kubrick zrobił kultowy film o tym samym tytule. Moloko i Korova Bar przyszły na świat! Nie tylko z białym mlekiem, ale i inną ingrediencją o tym samym kolorze…

Roku pańskiego 1966 Andy Warhol nakręcił film „Więcej mleka”.

Roku Pańskiego 2010 James White namalował „Milk and stuff”.

Aż w końcu roku pańskiego 2015, w lutym, przyszedł śnieg i zaczarował świat wokół. Wessał mnie w swoją biel i zaczarował. Spojrzałam w dal. Gdzieś tam był orzech, ogromne drzewo, dające co roku największe orzechy tego świata. Postanowiłam zrobić Białe. Białe Nie-Mleko. Bo skoro orzechy zdarzyłam już przerabiać na ciasta, ciasteczka, pesto, przekąski, dodatki do sałat, to przecież mogę zrobić z nich mleko dla tych, którzy krowiego nie mogą lub pić nie chcą. Dla Leo – mojego małego przyjaciela (www.leoblog.pl).

MLEKO ORZECHOWE DLA LEO

– 1 szkl obranych orzechów włoskich, namoczonych przez noc
– 2-3 szkl zimnej wody
– opcjonalnie: sól, miód, wanilia lub sproszkowane ziarna tonka

Zmiksuj orzechy na pastę, powoli dodawaj wodę, aż płyn będzie aksamitny.
Pij od razu lub przecedź (nie wyrzucaj resztek, możesz wykorzystać je do zrobienia pesto lub upieczenia ciasta!). Przechowuj w lodówce nie więcej niż kilka dni.

eng

 

About packaging, a funeral and non-recommended food

above / powyżej: CUISINE AND ART


pl

Thinking about Christmas, which with Mother we just call The 25th December, I was running slowly, trying to move all my body after eating chocolates, cakes, cookies, creams, ice-creams, chips, pizzas, pastas and god knows what else. So, I was moving my body slowly, in this 25th Dec’s mood, and suddenly I was surrounded by a funeral. The most beautiful I have ever seen. Four black horses, a gorgeous carriage with white flowers saying “husband” and “dad”. A silver limousine at the front and two other silver limousines at the back. Unfortunately the procession was faster than me, so I started to run faster. And faster. And faster. The pure beauty of life (and death). And the pure packaging too.

Once more time packaging! I always thought that it doesn’t concern me. That, as a graphic designer and photographer, I know these tricks and I know that the packaging should not be important to me. But sometimes it is. Today’s funeral was just beautiful, thanks to these horses, carriage, flowers and limousines. The same things with presents, which you are wrapping just now. The same with everything, including every woman putting make-up on before going out. Including every man putting on socks without holes for his first rendezvous. And including food, of course.

Are you hungry?!

I found these beauties two days ago in a toilet, as you would expect. I found them rather attractive, but perhaps because I’m addicted to any kind of papers, cartons, cardboard boxes and so on. Elegant shape, nice typography. I enjoyed how they looked, even without using them. And if I did not speak English, possibly I wouldn’t even know for what they serve. But I speak (my) English and I knew for what I could use them:

A DELECTATION OF THE LIMOUSIN (inspired by Toulouse-Lautrec, Joyant)

– pinch of sea salt
– 3 tbl spoons of water
– 4 organic eggs
– 200ml milk
– 5 tbl spoons flour
– 50g melted butter

Mix salt with water. Add eggs and beat them well. Add flour and butter. Mix. The mixture should be really light, almost like pancake batter.
Heat the oven to 180C. Pour the mixture into a pre-greased mold. Bake for about 40 minutes. Serve warm.
You can make them savoury or sweet, adding ingredients as you wish (i.e. apples and sugar or blue cheese and herbs).

Toulouse-Lautrec wrote that he didn’t recommended this recipe for the modern taste. But hey! It was more than 100 years ago! In 2014 and for 2015, with my modern taste, I recommend this small lovely thing from the Limousin (France) which is so similar to Yorkshire pudding (UK).

But first – don’t forget to bring the special paper bag!



O OPAKOWANIU, POGRZEBIE I NIEREKOMENDOWANYM JEDZENIU

Rozmyślając o Bożym Narodzeniu, które z Szanowną Rodzicielką nazywamy Dniem 25. Grudnia, powolutku biegłam, starając się zmusić własne ciało do jakiegokolwiek wysiłku po jedzeniu tych wszystkich czekolad, czekoladek, ciast, ciasteczek, bitych śmietan, batoników, rogalików, pralin, pralinek, lodów, śmietan, kremów, makaronów, pizz i bóg wie czego jeszcze. W każdym razie biegłam powolutku, toczyłam się nieśmiało w tym świątecznym nastroju. Nagle zostałam otoczona przez pogrzeb. Najpiękniejszy jaki kiedykolwiek w życiu widziałam! Cztery zaczarowane czarne konie. Zaczarowana dorożka. Zaczarowany dorożkarz. Białe kwiaty, ułożone w napisy „mąż” i „tata”. Srebrna limuzyna na przodzie i dwie z tyłu orszaku. Niestety kondukt żałobny był szybszy ode mnie. Zaczęłam więc biec żwawiej. Żwawej. I żwawej. Ot piękno życia (i śmierci). I piękno sposobu opakowania (wszystkiego, łącznie z szacownym nieboszczykiem).

Znowu ten temat! Opakowanie! Zawsze sądziłam, że mnie nie dotyczy. Że ja, jako grafik i fotograf, znam te sztuczki, te numery, że opakowania nie są dla mnie czymś ważnym i istotnym. Niestety czasami są. Tak jak i dzisiejszy pogrzeb. Bo czymże on był jak nie piękną formą opakowania zmarłego? Te konie, dorożka, kwiaty i limuzyny… Przecież rzecz ma się identycznie z prezentami, które zapakowaliście właśnie, by włożyć pod choinkę. Tak samo z makijażem, bez którego wiele kobiet nie wyjdzie z domu. Z ubraniem skarpetek bez dziur na pierwszą randkę przez niego. I z jedzeniem, oczywiście.

Jesteś głodny?

Znalazłam te ślicznotki w toalecie, jak można przypuszczać, dnia wczorajszego. Wydały mi się atrakcyjne. Może dlatego, iż jestem uzależniona od wszelkiego rodzaju papierów, papierków, kartonów, pudeł i pudełek? Ładnie zaprojektowane, zgrabne, z dobrym liternictwem. I gdybym nie mówiła po angielsku, mogłabym nie wiedzieć do czego służą. Ale wiedziałam i postanowiłam dać im zupełnie inne zadanie – rozkoszne wręcz.

ROZKOSZ Z LIMOUSIN (inspiracja: Toulouse-Lautrec, Joyant)

– szczypta soli
– 3 łyżki wody
– 4 jajka
– 200 ml mleka
– 5 łyżek masła
– 50 g stopionego masła

Rozpuścić sól w wodzie. Dodać jajka i wszystko ubić razem. Dodać mąkę i masło. Wymieszać. Masa powinna mieć konsystencję ciasta naleśnikowego.

Nagrzać piekarnik do 180°C. Wlać ciasto do foremek wysmarowanych uprzednio tłuszczem. Piec przez około 40 minut. Najlepiej podawać ciepłe.

Danie (przekąskę?) można przygotować na wytrawnie lub słodko, dodając ulubione składniki (np. jabłka z cukrem lub ser Roquefort z ziołami).

Toulouse-Lautrec napisał , iż nie poleca „rozkoszy” w ówczesnych czasach! Nie polecać rozkoszy?! Ja w czasach dzisiejszych, ponad sto lat później, stanowczo polecam! Rekomenduję z głębokim przekonaniem i wiarą te niewielkie pyszności z francuskiego Limousin, które są jakże podobne do angielskiego Yorkshire pudding.

I najważniejsze – nie zapomnij o opakowaniu!

eng