Whistler’s Mother, Mother’s Day, Tim Berg with Rebekah Myers and pistachio ice cream

above / powyżej: TIM BERG + REBEKAH MYERS “ENJOY IT WHILE IT LASTS / CIESZ SIĘ PÓKI TRWA”, lacquered wood / lakierowane drewno, 2007; from / z https://deanproject.com/artists/tim-berg-rebekah-myers/


Whistlers-Mother-700
James McNeill Whistler, Whistler’s Mother (Arrangement in Grey and Black No.1) / Matka Whistlera, 1871
pl

Today in Poland we celebrate Mother’s Day. Therefore I have decided to show you a beautiful painting by James McNeill Whistler – the portrait of his mum painted in 1871. The first time I saw this huge oil painting was many years ago in Paris in the Musée d’Orsay. I stood spellbound. I forgot about the whole world. Those grey colours, those blueish dark shadows… And all of those feelings behind it. Mum – I love you! Thank you for everything!

TIM BERG + REBEKAH MYERS “ENJOY IT WHILE IT LASTS / CIESZ SIĘ PÓKI TRWA” detail / detal; from / z https://deanproject.com/artists/tim-berg-rebekah-myers/

I wanted to do a special dessert, dedicated to all mums around the world. And I was thinking – what do all of us (almost all) like? What treat is so special? Ice cream! I always thought that we enjoy them so much because they give us magical moments when we become children once again. This is a moment of pleasure which doesn’t last long.

I have loved ice cream ever since I can remember. I grew up in a communist country and in those days we had nothing. Shops were empty, you could only buy … vinegar (!). But occasionally we could buy some ice cream after queuing for a few hours, it was a real treat! But, to be honest, they weren’t any good. Just something sweet and cold. Normally they were vanilla or cocoa (yes, cocoa not chocolate) flavoured, without any vanilla of course. When communism died a not so natural death in Poland we started to have more ice cream shops and more ice cream flavours. Strawberry, lemon, caramel and “malaga” (rum and raisin without any rum). Still nothing exiting.

When I was 15 I went for the first time to France (yes, with my Mother).

– “You can have as many ice creams as you can eat my darling” – she said.

So I did. I bought the biggest ice creams you could imagine. All flavours – melon, blackberry, kiwi, stracciatella, salted caramel, cherries, walnut, hazelnut, chocolate and God knows what else. Including pistachio. Since that day I have understood what heaven means to me. Then I started to try pistachio ice cream everywhere and made a private competition listing them from best to worst. Sometimes they were awful, almost inedible, just green frozen horrible stuff. Sometimes they were almost orgasmic. For years the leading light was a small “gelateria” in Eivissa town (Ibiza). For the last one and a half years I have struggled to decide between two others – in Bergamo and in Barcelona. Finally “DeLaCrem” in Barcelona won with its  Italian artisan ice cream maker – Massimo Pignata. Grazie mille!

Unfortunately I don’t live in Barcelona and I can’t go every day to DeLaCrem, so I had to make the pistachio ice cream myself. And it didn’t last long.

pistachio-ice-cream-3
pistchio-diptych

PISTACHIO ICE CREAM

150g pistachios
1/2 l milk (I used sheep’s milk)
2 tbs corn starch (I used Polish potatoe starch)
70g sugar

Boil some water and blanch shelled pistachios (put them into the boiling water for about 2-3 minutes). Drain them and take off the skins. Then blitz in a food processor until smooth, adding a splash of water. You should obtain a nice paste.

Mix the potato starch with half the milk. Warm the rest of the milk in a small pan, adding sugar until it is desolved. Slowly pour into it the mixture of starch and milk. Stir gently until it thickens. Remove from heat and chill well.

When cold mix it with the pistachio paste and pour into the ice cream machine (use it according to the machine’s instructions). Freeze it or eat at once. With your mum of course!



JAMES McNEILL WHISTLER, TIM BERG, REBEKAH MYERS, DZIEŃ MATKI I LODY PISTACJOWE

Dzisiaj Dzień Matki, zdecydowałam się więc zaprezentować jeden z moich ulubionych obrazów – “Matka Whistler’a” z 1871 roku, znany również jako “Aranżacja szarości i czerni nr 1”. Pamiętam jak dziś, kiedy ujrzałam ten ogrom szarości i niebieskich cieni lata temu w paryskim Muzem d’Orsay. Stanęłam zaczarowana. I tak stałam. Stałam. Stałam. A czas płynał, jak to ma w swoim zwyczaju. James McNeill Whistler zaczarował mnie, oczarował, obsypał magicznym pyłem. Te uczucia, ten związek, ta relacja między dzieckiem a matką! Mamo – kocham Cię i dziękuję za wszystko!

Z okazji Ważnego Święta i ku zapomnieniu szału (politycznego) ostatnich dni, chciałam zrobić deser. Specjalny. Matczyny. Zadedykowany wszystkim mateńkom tego świata. A cóż kochamy prawie wszyscy? Lody, oczywiście lody! Myślę, że ta miłość to podziękowanie za kilka krótkich chwil Absolutnej Przyjemności i powrotu do Kraju Dzieciństwa. Minuta, dwie i bańka pryska, topi się…

Kocham lody odkąd pamiętam. I mimo wychowania w komunie, a może dzięki temuż, wspominam nawet ohydne mrożone paskudy z sentymentem. Z trudem wystane w kolejce waniliowe bez wanilii i kakaowe, mające być namiastką czekoladowego marzenia. Kule lub kostki. Wraz z niezupełnie naturalną śmiercią komunizmu narodziła się nowa era lodowa. Kolejne lodziarnie. Nowe smaki. Karmelowe, truskawkowe razem z cytrynowymi, malaga z rodzynkami, ale bez rumu. Niestety nadal mało interesujące. Świąteczne, owszem, ale bez ochów i achów.

I tak do momentu, gdy mając lat 15 pojechałam po raz pierwszy do Francji (z Mateczką oczywiście, bo w końcu to matczyny ma być post), a Szanowna Pani Matka oznajmiła:

„Dziecko, możesz kupić sobie tyle lodów, ile jesteś w stanie zjeść.”

Uczyniłam, co było nakazane. Tyyyyyyyyle. I o wszystkich smakach. Melonowe, jeżynowe, o smaku kiwi, stracciatella, słonego karmelu, wiśniowe, orzechowe, laskowe, czekoladowe i jakie tylko istniały. Również pistacjowe, które od tego czasu stały się moją obsesją i dla których stworzyłam osobistą listę rankingową. Na samym jej szczycie przez lata figurowała niewielka lodziarnia z Ibizy. Jednak półtora roku temu została zdetronizowana – do wyboru (bardzo trudnego zresztą) miałam lodziarnię z włoskiego Bergamo i lodziarnię z Barcelony. W końcu po wielu żmudnych próbach pełnych poświęceń wygrała barcelońska DeLaCrem, ale z włoskimi korzeniami, ponieważ rzemieślnikiem lodowym jest Włoch Massimo Pignata. Grazie mille!

Niestety nie mieszkam w Barcelonie i niestety (a może na szczęście?) nie mogę chodzić każdego dnia do DeLaCrem. Postanowiłam więc zrobić lody pistacjowe i od razu je zjeść!

LODY PISTACJOWE
150 g pistacji
½ litra mleka (użyłam owczego)
2 łyżki mąki ziemniaczanej
70 g cukru

Zagotuj wodę i zblanszuj obrane orzechy pistacjowe (czyli wrzuć je do gotującej się wody na 2-3 minuty). Odcedź i obierz ze skórek. Zmiksuj na pastę, dodając odrobinę wody.

Wymieszaj mąkę ziemniaczaną z połową mleka. Drugą połowę zagotuj. Dodaj powolutku miksturę mąki ziemniaczanej i mleka, ciągle mieszając, aż zgęstnieje. Odstaw. Wystudź.

Do zimnej masy dodaj pastę pistacjową i dobrze wymieszaj. Przełóż do maszynki do robienia lodów i postępuj zgodnie z instrukcją (nie zapomnij wstawić maszynki dzień wcześniej do zamrażalnika!). Gotowe lody zamróź lub jedz od razu, z mamą oczywiście!

eng