About sweet potato patties, Paul Gauguin, teleportation and happiness

above / powyżej: Paul Gauguin “TAHITIAN WOMAN WITH A FLOWER” (Vahine no te tiare) 1891


pl

„What is going on in this world?!” – she asked, ending the phrase with an exceptionally bent from all the burdens of the world question mark and firmly stuck in the ground, straight as a string exclamation mark. It was Friday. She surprised me so much that without thinking I took for a fact that I didn’t know something. That I missed something. Something important. Very important. I avoid news, I don’t read newspapers and I adopt the tactic of looking for nice things, beautiful ones, those which bring me happiness. This tactic is very hard, risky and the road is extremely bumpy. This time it turned out that I did not miss anything. Nothing new, nothing shocking had happened. It was what it was. Enough is enough. And I had already started to feel guilty about my naive ignorance. Fortunately, I was able to safely return to the topic that currently is my 100% concern – … sweet potatoes.

I don’t remember when I tried them for the first time. Anyway, a long time has passed since that forgotten moment, for sure. And I’ve managed to eat them many times, in savory and sweet dishes. Baked. Stewed. Fried. Deep fried. With skin. Without. In soups. Cakes. Creams. In a cheesecake. And as chips. All these methods were good, but none of them ever deprived me of this deeply rooted „but”. This „but” quietly, but constantly repeating itself. This monotonous „but” drilling a hole in my head. They were definitely too sweet in savory dishes and too savory in sweet ones. My research had already taken many long years. But at the back of my mind there was a deeply entrenched belief that sweet potatoes could be divine and that one day I would miss them. That I would miss not just their warmth and the promise of sun in their color, not just Gauguin’s visions of paradise, but something more. I felt subconsciously that relief would come, that satisfaction would be fulfilled.

A sweet potato baked the day before, tempted much, although at the same time it resisted ordinariness. I cut it in half, showing this extraordinary warm colour. I smiled (Yes! It occurs that a sweet potato can make someone smiles! This is very important information, especially nowadays!). In a flash I relocated to Tahiti. Teleportation turned out to be possible. I swapped cold, rainy and dark at this time of the year Europe, for the sunny and warm island in the Pacific Ocean. Finally I felt calm, strong, full of energy. I felt happy. I mashed the potato with a fork, not removing the skin (ZW!), which gives texture and plenty of goodness (I don’t like to waste it). Then I mixed the dark pulp, the colour of the setting sun, with an egg, which was accidentally smashed on the morning of that fateful day and scrupulously kept in a white cup. A pinch of salt and a little flour were needed, hot frying pan with a splash of olive oil, nothing more. I applied the quite loose mixture with a spoon, not wanting it to be too dense. I fried it until it was golden on each side. The natural sugar of the sweet potato was starting to caramelize, giving off a heavenly smell. Since that moment I was sold. I knew that I will be missing it, dreaming about it, waiting with longing for it. I sprinkled cinnamon on my potato patty, wondering if Paul (Gauguin) would like it. I added some sour cream to break the sweetness. If I wouldn’t have had sour cream I would use any (sweet) cream and some lemon juice squeezed on the top. The balance of flavors in paradise is obligatory too and you cannot get rid of it lazily. Nor can salt be ignored for the sake of this heavenly harmony. Then there was silence, which lasted. My body started to warm up from the inside. No word could come into being at that particular moment. Paul looked at me, painting with intensive colours in the company of beautiful women. An enduring and comfortable perfection was born. But as happens with any moment – it fled quietly, followed by the promise of repetition.

SWEET POTATO PATTIES inspired by Paul Gauguin

1 sweet potato
1 egg
1 heaped tbsp. flour is at least 9 months old!)
pinch of salt

To serve:
cinnamon
sour cream or sweet cream with a little lemon juice


VEGAN version: Use 2 tbsp. potato or corn starch (“maizena“) instead of an egg.

Bake whole sweet potato (with skin) in aluminum foil in 180°C oven until soft. Let it cool. Mash it (you can chop the skin), mix with an egg, flour and salt. Heat the frying pan, add some olive oil. Form with spoon sweet potato patties, place them in a hot frying pan. Fry until golden on each side. Serve with a sprinkle of cinnamon and sour cream (you can add some sugar) or, with any sweet cream and a squeeze of lemon juice.




PLACKI ZE SŁODKICH ZIEMNIAKÓW, PAUL GAUGUIN, TELEPORTACJA I SZCZĘŚCIE

„Co się dzieje na tym świecie?!” – zapytała, skończywszy wyjątkowo zgiętym od wszelakich ciężarów tego świata znakiem zapytania i mocno wbitym w ziemię, wyprostowanym jak struna wykrzyknikiem. Był piątek rano. Zaskoczyła mnie tak bardzo, że bez zastanowienia przyjęłam za fakt to, iż czegoś nie wiem. Coś mnie ominęło. Coś ważnego. Bardzo ważnego. A ja przecież unikam wiadomości, nie czytam gazet i przyjmuję taktykę poszukiwania rzeczy miłych, pięknych, po prostu przynoszących mi radość. Taktyka trudna. Ryzykowna. Wyboista. Tym razem okazało się, że nic mi nie umknęło, że nic się nowego wstrząsającego nie wydarzyło, że jest jak jest i już. Wystarczy. A przecież zaczynałam czuć się winną swojej naiwnej ignorancji. Na szczęście mogłam bezpiecznie wrócić do zajmującego mnie aktualnie w 100% tematu. Tematu słodkich ziemniaków.

Nie pamiętam kiedy po raz pierwszy spróbowałam ich. W każdym razie od tamtego zapomnianego momentu minęło z całą pewnością sporo czasu, w ciągu którego jadłam je na wytrawnie i na słodko. Pieczone. Duszone. Smażone. Smażone w głębokim tłuszczu. Ze skórką. Lub bez. W zupach. Ciastach. Kremach. W serniku. Jako frytki. Wszystkie z możliwych sposobów były dobre, ale nigdy nie pozbawiły mnie tego głęboko siedzącego „ale”. „Ale” cichutko powtarzającego się. Takiego monotonnego. Wiercącego dziurę w brzuchu. W wytrawnościach zdecydowanie za słodkie. W słodkościach za wytrawne. Lata poszukiwań całe. W głowie gdzieś głęboko zakorzenione przekonanie, że z całą pewnością mogą być genialne, że mogę za nimi tęsknić. Nie tylko za ich ciepłem i obietnicą słońca w kolorze. Nie tylko zawsze przywodzącą na myśl gauguin’owską wizję raju. Czułam podskórnie, że kiedyś przyjdzie ukojenie, że satysfakcja w pełni zostanie zaspokojona.

Słodki ziemniak upieczony dnia poprzedniego w piecu kusił bardzo, choć jednocześnie bronił się przed zwyczajnością. Przekroiłam go na pół, ukazując tą niezwykłą ciepłą barwę. Uśmiechnęłam się (Tak! Okazuje się, iż słodki ziemniak może wywołać uśmiech! To bardzo ważna informacja, szczególnie w dzisiejszych czasach!). Błyskawicznie przeniosłam się na Tahiti. Teleportacja okazała się możliwa. Zamieniłam zimno i deszcz ciemnej o tej porze roku Europy na słońce i gorąc wysp Oceanu Spokojnego. Spokojna też się poczułam, jednocześnie silna, pełna energii, szczęśliwa. Widelcem rozgniotłam ziemniaka, nie pozbawiając go skórki. Skórka dodaje innej tekstury, jest pełna dóbr, nie lubię jej tracić. Ciemną masę koloru zachodzącego słońca wymieszałam z jajkiem, które przypadkowo zostało rozbite rankiem tegoż pamiętnego dnia i skrupulatnie zachowane w białej filiżance. Szczypta soli, odrobina mąki. Patelnia, chlust oliwy z oliwek. Łyżką nakładałam luźną masę, chcąc, by była jak najmniej zbitą. Smażyłam do zarumienienia. Z jednej strony. Z drugiej. Naturalny cukier ziemniaka karmelizował się, wydając przy tym niebiański zapach. Wiedziałam już, że będę tęsknić, marzyć, czekać z utęsknieniem. Na talerzu posypałam cynamonem, zastanawiając się czy Paul (Gauguin oczywiście) by tak lubił. Dodałam odrobinę kwaśnej śmietany dla złamania wszystkich słodkich nut. Gdybym kwaśnej nie miała, użyłabym innej, ale pokropiłabym sokiem z cytryny. Balans smaków w raju obowiązuje i nie można się go leniwie pozbywać. Nie można też zignorować soli dla tejże harmonii. Była cisza. Która trwała. Ciało ogrzewało się od środka. Żadne słowo nie było w stanie powstać. Trwała doskonałość. Komfortowa. Paul przypatrywał się w gronie pięknych kobiet, malował intensywnymi kolorami. Moment doskonały narodził się i jak to z momentami bywa – umknął cichutko, śledzony obietnicą powtórzenia. TO się wydarzyło. Cały ten świat.

PLACKI ZE SŁODKICH ZIEMNIAKÓW inspirowane twórczością Paul’a Gauguin’a

1 słodki ziemniak
1 jajko
1 czubata łyżka mąki
szczypta soli

Do podania:
odrobina cynamonu
kwaśna śmietana lub słodka śmietana z odrobiną soku z cytryny

Dla WEGAN: Zamiast jajka użyj 1-2 łyżki skrobi ziemniaczanej (“mąka ziemniaczana“) lub kukurydzianej (“maizena“)

Upiecz całego ziemniaka (ze skórką) owiniętego w folię aluminiową w piekarniku nagrzanym do 180°C. Ostudź. Widelcem dokładnie rozdrobnij na prawie gładką masę (skórkę możesz pokroić). Dodaj jajko, mąkę i sól. Masę formuj łyżką i wrzucaj na gorącą patelnię z odrobiną oliwy lub oleju. Smaż aż do zrumienienia po obu stronach. Podawaj z cynamonem i kwaśną śmietaną lub słodką śmietaną i sokiem z cytryny, w razie potrzeby posyp cukrem.

eng

About sweet chestnuts, chocolate and birthday party for Henri Toulouse Lautrec

above / powyżej: CHOCOLATE SWEET CHESTNUT TART FOR TOULOUSE-LAUTREC / CZEKOLADOWO-KASZTANOWA TARTA DLA TOULOUSE-LAUTREC’A BY CUISINE AND ART


pl

Henri Toulouse-Lautrec “The Flower Seller” / “Kwiaciarka” 1894; from/z: wikiart.org

Cakes, birthday cakes, flowers. Oops, the flowers are already sold! All of them! It means plenty of guests are coming for Henri Toulouse-Lautrec’s Birthday Party! There is something for everyone – Ralph Fleck with his cream cakes and a cheesecake! Jeff Koons as always in full swing – pink and shiny – “Cake” with a rose – Henri will be touched! And we will get fat!

TortenstŸck 2/VII (SchwarzwŠlder) 1993 …l/P. 50 x 60 cm
Ralph Fleck, Piece Of Cake 2/VII (Schwarzwäld Cake), 1993; from/z: www.ralphfleck.de
Ralph Flecke Torte SahneTortenstck8_XII_98
Ralph Fleck, Piece Of Cake 8/XII (Cheesecake), 1998; from/z: www.ralphfleck.de
Jeff Koons Cake
Jeff Koons, Cake / Ciasto, 1995-1997, from/z: www.jeffkoons.com

I have been learning for years how to prepare them, as I have written here before. Handling them is still not my favorite thing to do, but I have to say, that now I know perfectly how! First of all keep children as far away as possible, because everything is hot, very hot to be honest with you, and every paw will be burned! You need to act quickly, when sweet chestnuts burn the fingers they are the easiest to be peeled. Mean, aren’t they? Small nasty little bastards, that’s all! Anyway, I do it as fast as possible. Afterwards everything is easy peasy. I finally chop them in a food processor, I dry them, I grind them and I dry and I grind once again to obtain flour. Sometimes I do not grind, but just freeze the finely chopped sweet chestnuts. And do you know what? They are still not my favorite things to eat! After all that hassle! But they exist, I have them – organic and for free – and they are very rich in vitamins (especially vitamin C), minerals, antioxidants and fiber. Thanks to them I can enjoy The Best Chocolate Tart Ever, which will play the role of The Birthday Cake for Henri this year. In short – it is worth it! It is worth having burn paws! This cake, this tart, this delicacy has become my Culinary Heaven. My Revelation. Constant Surprise. World Champion. Gluten Free Masterpiece (which significantly expands the group of potential eaters too). And last but not least – it is 3 desserts in 1! Really! Gobbled hot is like a delicate, fluffy chocolate mousse on a crunchy base. Eaten the next day (if it would still be there the next day…) is like a crazy mad heavenly chocolate cheesecake. Yes, like a cheesecake – nothing else describes its texture better than cheesecake (don’t ask me why). And frozen is also amazing – like the softest chocolate parfait! How good is that – just perfect for a celebration of Henri’s birthday! 

CHOCOLATE SWEET CHESTNUT TART FOR TOULOUSE-LAUTREC

BASE

160 g wholemeal flour
80 g potato starch (you can use corn starch too)
80 g sugar
160 g butter
pinch of salt

CHOCOLATE SWEET CHESTNUT FILLING

100 g sweet chestnut flour
125 ml milk
200 ml cream
80-100 ml water
pinch of salt
2 tbsp cocoa powder
50 ml strong coffee (espresso or instant coffee made of 2 tsp) to intensify the chocolate flavour

100 g dark chocolate
125 g butter

3 egg yolks
150 g sugar or 3 big tbsp honey

3 egg whites

Knead the dough from all the ingredients for the base. Roll it very thinly on a pre-floured surface. Place it in a 24 cm springform cake tin (I put in just on the base, not on the sides). Bake it for 15 minutes in a preheated oven at 180°C.

Whisk the sweet chestnut flour, milk and cream together until completely combined. Pour it into a pan and cook it gently on a low heat until thickened, whisking continuously.

Finally chop the chocolate, put it into a heat-proof bowl, add chopped butter. Put the bowl on the top of a pan with boiling water in it on a low heat. Melt the chocolate with butter, whisking non-stop.

In a separate bowl whisk egg whites until soft peaks form.

In another bowl whisk egg yolks with sugar or honey. Mix it with the sweet chestnut mixture and the melted chocolate / butter mixture. Add the whipped egg whites very gently – spoon by spoon, slowly stirring from bottom to top with long spoon movements. This method prevents the mixture loosing air and will create a fluffy cake.

Pour the mixture on the pre-baked pastry. Put it into 180°C oven for 30 min and not a minute longer. Yes, the cake will be wobbly in the middle, but it is fine, it will set while cooling (if you do not eat it when warm of course). Switch off the oven and open it, not allowing the cake to bake any longer (because if so – it will be too dry and too dense).

Eat it directly from the oven as a hot mousse on a crunchy base.
Eat it cold the next day as a chocolate “cheese”cake (with no cheese).
Freeze any remaining piece and rediscover it later as a heavenly parfait.

You can add some whipped cream or mascarpone to break the depth of the chocolate flavor. I didn’t, but on my photo you can see a beautiful small white shape (plus some pecans) – this is a ceramic meringue made by the great French ceramicist Gisèle Garric about whom I have written before on the Cuisine And Art fb page.

I’m going to Henri Toulouse-Lautrec’s birthday party. Good company and a wealth of flavours – what more could you want?



JADALNE KASZTANY, CZEKOLADA I TOULOUSE-LAUTREC URODZINOWY

Ciasta, torty, kwiaty. Ups, kwiaty już wyprzedane! Wszystkie! Dobrze, że Henri zdążył przynajmniej kwiaciarkę nam przedstawić! Widać goście tłumnie na urodzinową balangę Toulouse-Lautrec’a się wybierają! W słodkościach nic tylko wybierać – Ralph Fleck z tortami z kremem oraz sernikiem, Jeff Koons jak zawsze pełną parą, imprezowo – różowo i błyszcząco – tort z różą – Henryk będzie wzruszony, utuczymy się wszyscy!

TortenstŸck 7/XII (Himbeersahne) 1998 …l/P. 50 x 60 cm
Ralph Fleck, Piece Of Cake 7/XII (Raspberry And Cream Cake), 1998; from/z: www.ralphfleck.de

W międzyczasie sprawdzam czy bydlaki ugotowały się. „Bydlaki” mówię o nich z czułością, bo w końcu nie ma żadnego powodu by źle myśleć lub źle traktować jadalne kasztany.

Moja z nimi historia z całą pewnością by nigdy się nawet nie zaczęła, gdyby nie natura zbieracza, która w moim przypadku jest wyjątkowo silna. Silniejsza nawet niż brak miłości kubków smakowych do tychże kasztanów. Naprawdę mogłabym bez nich żyć i nie tęskniłabym nawet za nimi! (To jest tak było do teraz, do czasu „magicznej” tarty czekoladowej.) Ale jak idę na spacer i pod nogami pojawia mi się kolczasty dywan z gigantycznych kasztanów, to muszę je zebrać. Po prostu muszę, bo żadne jedzenie nie może się przecież zmarnować.

Lata całe uczyłam się jak je traktować, o czym pisałam już rok temu tutaj. Obchodzenie się z nimi nie należy wciąż do moich ulubionych, choć nie powiem, wiem już doskonale co z nimi czynić! Przede wszystkim trzymać dzieci (kolejny powód do radości z braku posiadania własnych) jak najdalej, bo wszystko jest gorące i każde łapki poparzone zostaną! Działać trzeba szybko, właśnie wtedy kiedy parzą palce – kasztany są najłatwiejsze do obierania. Wredne prawda? Paskudy jedne! No bydlaki! W każdym razie tak działam – szybko i na gorąco. Potem to już wszystko idzie jak z płatka. Rozdrabniam je w robocie kuchennym, suszę, mielę, suszę i mielę na mąkę. Niekiedy nie mielę, ale rozdrobnione mrożę. I bez względu na to wszystko – nadal nie są moim ulubionym pokarmem! Ale są, darmowe, bio, z mnóstwem różnych dobroci (witamin – szczególnie witaminy C, minerałów, przeciwutleniaczy i są bogatym źródłem błonnika). Dzięki nim też mogę rozkoszować się najlepszą na świecie tartą czekoladową, która w tym roku odgrywa rolę urodzinowego tortu dla Henryka. Czyli jednym słowem – warto. Warto parzyć łapki! To ciasto, ta tarta, stała się moim kulinarnym rajem. Objawieniem. Zaskoczeniem za każdym razem. Mistrzostwem świata. W dodatku bezglutenowym, co poszerza znacznie grono potencjalnych zjadaczy. I jest 3 deserami w 1! Naprawdę! Pożerana na gorąco jest delikatnym, puszystym musem czekoladowym na kruchym spodzie. Dnia następnego (jeśli tegoż doczeka!) jest obłędnym czekoladowym sernikiem. Tak, sernikiem właśnie, bo nic innego bardziej nie przypomina. Genialna jest również mrożona! Jak najdelikatniejsze czekoladowe parfait! Jakaż ona jest dobra, w sam raz na świętowanie z Henrykiem!

CZEKOLADOWO-KASZTANOWA TARTA DLA TOULOUSE-LAUTREC’A

BAZA

160 g mąki pełnoziarnistej
80 g mąki ziemniaczanej
80 g cukru
160 g masła
szczypta soli

MASA CZEKOLADOWO-KASZTANOWA

100 g mąki z kasztanów jadalnych
125 ml mleka
200 ml śmietanki
80-100 ml wody
szczypta soli
2 łyżki kakao
50 ml bardzo mocnej kawy (espresso lub z 2 łyżeczek dobrej rozpuszczalnej), by wzmocnić smak czekolady

100 g ciemnej czekolady
125 g masła

3 żółtka
150 g cukru lub 3 czubate łyżki miodu

3 białka

Zagnieć ciasto ze wszystkich składników. Cienko rozwałkuj. Wyłóż ciastem dno tortownicy (tym razem nie robię boków ciasta). Piecz 15 minut w rozgrzanym do 180°C piekarniku.

Do mąki kasztanowej dodaj powoli mleko i śmietankę, dokładnie mieszając, by nie powstały grudki. Przelej masę do garnuszka i podgrzewaj na małym ogniu, aż zacznie gęstnieć. Dodawaj powoli wodę, kakao, sól i kawę do uzyskania masy o konsystencji gęstego budyniu.

Podziel czekoladę na kawałki i wsyp do miski razem z masłem. Postaw miskę na garnku z gotującą się wodą i stop składniki, delikatnie mieszając.

Ubij białka.

W osobnej misce ubij żółtka z cukrem lub miodem. Wymieszaj z budyniem kasztanowym i stopioną czekoladą z masłem. Bardzo delikatnie dodaj ubite białka – łyżka po łyżce, powoli mieszając od dołu do góry długimi ruchami łyżki – to metoda, dzięki której białka nie tracą powietrza, a masa czekoladowo-kasztanowa będzie puszysta.

Przełóż masę na podpieczony spód i włóż do ciągle rozgrzanego do 180°C piekarnika na 30 minut. Ciasto będzie nieco „galaretowate” po środku, ale nie piecz ani minuty dłużej. Wyłącz piekarnik i otwórz, by tarta nie piekła się dłużej, bo będzie potem za sucha i zbyt zwarta.

Jedz na ciepło jak gorący mus na kruchym cienkim spodzie.
Jedz na drugi dzień jak czekoladowy sernik.
Zamróź kawałek i odkryj go po jakimś czasie jako niebiańskie
parfait.

Możesz podawać z ubitą śmietaną lub mascarpone, żeby złamać niesamowicie głęboki czekoladowy smak. Ja nie dodałam, choć na zdjęciu widać piękną białą formę – to ceramiczna maleńka beza mojej ulubionej Gisele Garric, o której już pisałam.

Idę na bal urodzinowy Henryka. Doborowe towarzystwo i bogactwo smaków – czegóż chcieć więcej?

eng

 

About Paweł Błęcki, zero waste crumble and the recipe for a Happy November

above / powyżej: PAWEŁ BŁĘCKI “TEMPORARY DENSITY OF MATTER” / “TYMCZASOWE ZAGĘSZCZENIE MATERII” from / z: www.pawelblecki.com


pl

A beautiful and happy November? Yes, of course! Miserable outside. Drizzly. An overwhelming grey. It’s a great idea, no, not an idea, but a must (if you don’t want to be cold) to light the woodstove. Later, when it is roaring hot, it’s almost obligatory to cook something on it, not wanting to waste this hot opportunity. First I put the kettle on to prepare tea. There is no way to do anything without a good cup of tea. I put on some Cuban music on and I decide to go to my freezer to explore its mysterious depths. It’s pretty empty now, but normally after almost every walk I add something foraged to it. Apples – sliced, but with skin, the last pear found under the neighbour’s tree – sliced, with skin – both will end up in a cake or on a tart. Two young puffball mushrooms* the size of a hazelnut – when there will be more, I will fry them in olive oil, just adding garlic and parsley. A handful of collected sorrel. Parasol mushrooms. Sliced porcinis.

My freezer is my treasury. I try to grow and to collect as much as possible. I do not waste anything, never. This is the way I was taught by my mum and my grandma, although now it is called fashionably “ZERO WASTE”. At the end of the day it is not important what something is called but how it works.

Paweł-Błęcki-Tymczasowe-zagęszczenie-materii
Paweł Błęcki “Temporary density of matter” / “Tymczasowe zagęszczenie materii” from/z: Magazyn RTV

Paweł Błęcki, Polish artist, started his project „Temporary density of matter” in 2017 as an “open project” which means that the artist could work on it until the end of his artistic life. It is the right decision, because for sure he won’t be lacking objects to find. With the help of which, he raises questions about very important matters – that we possess too much, that we waste and that we make endless amount of garbage (I wrote about it, here). He tells about the plastic sea and about beaches, where he finds the ingredients for his art. He is honest as the day is long and he doesn’t beat about the bush. He shoots straight from the hip. He is stunning, surely shocking for many and surprising (such beautiful compositions made of waste, such amazing gems created from rubbish!). “Objects and their remains” is how Błęcki calls it. The art, not the waste.

pawel_blecki_tymczasowe_zageszczenie_materii_05
Paweł Błęcki “Temporary density of matter” / “Tymczasowe zagęszczenie materii” from www.pawelblecki.com
HAVE-NOTHING-photo-by-Serafin-2019
Bread Collective‘s graffiti, London – William Morris “Have nothing in your house that you do not know to be useful or believe to be beautiful” / “Nie miej w swoim domu niczego, co według ciebie nie byłoby użyteczne lub piękne”, photo by Serafin 2019

Coming back to my freezer – I found in its frozen chasms a handful of pears, apples and bananas (yes, I also make a banana cake using frozen bananas). In a small box next to the fruit there is some weird lumpy thing. It is the remains of a crumble! What great leftovers I have found! This is a great pleasure, clearance of the freezer.

I put my frozen fruit in the baking dish and I add a tablespoon of grated quince mixed with honey, which I found at the bottom of the fridge. I put everything into the oven of the woodstove (or a preheated oven, at 180°C) for 15 min. Afterwards I sprinkle it with the crumble, which I made using only chestnut flour (I make my own chestnut flour every autumn, but you can use normal flour or ground oats). This crumble doesn’t contain any sugar, because I prefer to add some honey when served, but you can add sugar if you prefer. Another 15 min in the oven is needed. Then, it’s ready to be served warm with a dollop of cream or yogurt. This time I added a pinch of grated tonka beans, petals of the last potted marigold flower (Calendula Officinalis) from the garden and just a few tiny leaves of mint – crème de la crème.

ZERO-WASTE-CRUMBLE-by-Cuisine-And-Art-2019

RECIPE FOR A HAPPY NOVEMBER


rain (preferably lasting several days)
cold
damp
Cuban music
hot cup of good tea
leftovers

Mix. Serve without any moderation. Enjoy!

P.S. If you don’t have a woodstove don’t worry! An oven will do the job, you will need to add only a candle or two (or more) 

*Only very young puffballs can be eaten – they are small, firm and white inside. If you find puffballs that are not firm and/or not completely white – do NOT eat them!



PAWEŁ BŁĘCKI, OWOCOWA KRUSZONKA  ZERO WASTE I PRZEPIS NA SZCZĘŚLIWY LISTOPAD

Piękny i szczęśliwy listopad? Oczywiście! Za oknem plucha. Zimno. Mżyście. Wszechogarniająca szarówka. Doskonały powód (ba! mus wręcz, gdy nie chce się zamarznąć) do rozpalenia w piecu. A kiedy w piecu już się pali – nie można marnować tej cudownej możliwości – trzeba gotować! Na placie stawiam najpierw czajnik, bo bez kubka dobrej aromatycznej herbaty (z mlekiem, „po angielsku”) nie da się nic zrobić! Włączam kubańską muzykę i idę zmierzyć się z coraz bardziej pustym zamrażalnikiem, do którego prawie po każdym spacerze coś dorzucam. A to jabłka – pokrojone, ale ze skórkami. Ostatnią gruszkę, znalezioną pod drzewem u sąsiadów – też już pokrojoną, by potem po prostu wrzucić do ciasta, władować na tartę etc. Dwie młode purchawki* wielkości orzechów laskowych (gdy nazbiera się więcej – usmażę je bez rozmrażania, ot wrzucę na gorącą patelnię z odrobiną oliwy z oliwek, dodam czosnek i pietruszkę. Garść zebranego szczawiu. Pokrojone prawdziwki. Kanie.

Mój zamrażalnik to mój skarbiec. Staram się jak najwięcej rzeczy hodować lub zbierać. Nigdy nic nie może się zmarnować. Tak zostałam nauczona przez Mamę i Babcię, choć teraz nazywa się to „ZERO WASTE” i stało się pewnego rodzaju modą wśród młodych ludzi. W końcu i tak nie ma znaczenia jak się coś nazywa. Znaczenie ma jak działa.

Paweł Błęcki rozpoczął „Tymczasowe zagęszczenie materii” w 2017 jako projekt „otwarty”, czyli taki, którym być może będzie się jako artysta zajmował do końca życia. Słuszna to decyzja, bo z całą pewnością (i smutkiem) nie zabraknie Błęckiemu przedmiotów, które znajduje i za pomocą których opowiada o bardzo ważnych sprawach – o tym, że posiadamy zbyt wiele, że marnujemy i że wytwarzamy nieskończoną ilość śmieci. Opowiada o morzach pełnych plastiku, o plażach, na których znajduje ingrediencje swej sztuki. Paweł nie bawi się w delikatne przekazywanie informacji, wali prosto z mostu. Jest oszałamiający, szokujący z pewnością dla wielu i zaskakujący (jakież to piękne kompozycje można układać ze śmieci, jakież śmieciowe cudeńka znajdować!). „Przedmioty i ich pozostałości” – jak o nich mówi Artysta. Sztuka zamiast marnowania.

pawel_blecki_tymczasowe_zageszczenie_materii_02
Paweł Błęcki “Temporary density of matter” / “Tymczasowe zagęszczenie materii” from www.pawelblecki.com

Powracając do mego zamrażalnika – odnajduję w jego mroźnych czeluściach, w jego lodowych otchłaniach garść pokrojonych gruszek, jabłek i bananów (tak, robię ciasto bananowe również z mrożonymi bananami). W pudełeczku obok zamrożonych kilka łyżek kruszonki. Cóż to za resztki! Cóż to za przyjemność czyszczenia (zamrażalnika)!

Układam owoce w żaroodpornych naczynkach, dodając resztkę startej pigwy z miodem. Wkładam do rozgrzanego pieca (lub do piekarnika nagrzanego do 180°C) na kwadrans. Posypuję kruszonką (moja jest z mąki kasztanowej, którą robię od kilku lat jesienią, i masła, ale można użyć zwykłej mąki, zmielonych płatków owsianych etc). Wkładam całość na kolejny kwadrans do piekarnika. Podaję z odrobiną śmietany lub jogurtu i z miodem (nie słodzę samej kruszonki, dodaję jedynie szczyptę soli). Tym razem dodałam odrobinę startego ziarna tonki, płatki ostatniego nagietka i aromatyczną miętę z ogrodu – crème de la crème.

PRZEPIS NA SZCZĘŚLIWY LISTOPAD

deszcz (najlepiej trwający kilka dni)
chłód
kubańska muzyka
gorąca aromatyczna herbata
resztki

Wymieszaj. Podawaj bez żadnych ograniczeń. Rozkoszuj się!

P.S. Dla tych bez pieca koniecznością jest piekarnik lub prodiż i minimum 1 świeczka!

*Purchawki można jeść kiedy są młode, czyli maleńkie, bardzo jędrne i bielusieńkie w środku. Inne, czyli starsze, mogą zaszkodzić.

eng

 

About Avedon, Krauwinkel, 2 fathers, 1 mum, roots and apple pie for the lazy

above / powyżej: Marco Krauwinkel “FATHER WITH PARTNER” / “OJCIEC Z PARTNEREM” , National Portrait Gallery (BP Portrait Award 2019), London; photo by Serafin 2019


pl

I couldn’t cook for a long time. My painful soul allowed me to take in food and to be fed by others. For long months, two years almost, I was preparing just nutritious purees or body enriching soups for someone very dear to me. Creative cooking and writing were out of the question. But finally I returned to my kitchen. It all came naturally and out of the blue. I’m coming back to writing too – slowly and deliberately. I put every letter carefully, not wanting to lose anything.

I’ve been writing since I remember, a little forced at first I have to admit. On long summer evenings, one of my parents forced me to write a diary, and every few days to send Grandma a postcard. At the end of the summer holidays, I treated both of them minimally, focusing on a telegraphic summary, passing on only the most important information.

“Dear Grandma!
I ate porridge for breakfast today. For lunch there were braised wild mushrooms with potatoes and buttermilk and for dinner sandwiches with jam made from cherries we picked earlier. The weather is nice. I saw 4 heron and 2 deer.
Kisses and love!”

I wrote roughly in those days, being interested just in food, nature and weather. It is pretty much the same decades later, my interests haven’t changed a bit! Today I could write:

“Dear Grandma!
Today I had for breakfast oatmeal with homemade yogurt and homemade apricot jam with no added sugar, but with some baked apples, which I found under a tree (unbaked of course). Our neighbour’s 17 cows are grazing in the meadow. 2 woodpeckers romping in the walnut tree. Season for young small puff mushrooms just started – today I managed to find only 1, so I froze it. Cloudy and cold Monday.
Kisses and love!”

With age, I become more and more sentimental and often I go back to the past. I look at old family photos. I read words written a long time ago, I cook meals from family recipes. I’m looking at the photo of my Mum that I found at the bottom of an old chest. I made this portrait a million years ago, during my studies at the Academy Of Fine Art. It’s an Avedon pastiche – my Mother sitting in a borrowed faux fur. It took us long hours and it was extremely hot not only because of this fur, but because of the spotlights. She was very patient, but at the end she was extremely tired and almost cooked herself! I tortured her to be honest with you! If she wasn’t my Mother, I couldn’t do it for sure!

Untitled Avedon Pastiche / Portrait of Mother // Pastisz Avedon’a Bez Tytułu / Portret Matki by Serafin 2000-2001

At some point she stopped posing and for a second she allowed herself to be herself. This is the real Mother “after Avedon”. It is also some kind of mirror for myself – artist-daughter photographs mother-sitter showing the burden of relationship and answering the question “Where are we from?”.

Marco Krauwinkel “Father With Partner” / “Ojciec Z Partnerem”, photo by Serafin 2019

This is Marco Krauwinkel’s „Father With Partner” painting (actually shown at the “BP Portrait Awards” in the National Portrait Gallery, London*). What a magnificent dialogue it is! “Dialogues” – I should say – between artist and sitters, between father and son, between three men, between them and the viewer! What intimacy, especially concerning the difficulty in portraying your own parent! This whole baggage of emotions, experiences, a range of complicated relationships (as always in any family) creates the shape of this very unique double portrait, which could be another type of artist’s mirror. This is coming back to roots and showing life as it is in its own honesty and glory. I feel moved by these two men. I feel moved by Krauwinkel causing strangers to become closer. In silence we look at each other.

I’m thinking about my Father. I have to make his portrait soon to try to freeze time before it is too late. I make apple pie from his recipe called “Apple pie for the lazy”, because it is totally effortless. This is one of the few items in his small, but great, culinary repertoire.

Dad! It is a real shame! You should cook more!

APPLE PIE FOR THE LAZY

1 glass semolina
½ glass wholegrain flour
½ glass of oat flour (if you don’t have it – grind oats in coffee grinder or in a blender)
¾ glass sugar
1 teaspoon baking soda
pinch of salt
200g butter (it has to be very cold)
500g apples

Prepare apples – you can peel them, but I prefer to have them with skin (I do not like any waste in my kitchen and apple skin is rich in vitamins and minerals). Take out cores (you can make vinegar from them), slice roughly.

Mix the rest of ingredients, except butter.

Cut half of the butter finely and lay it on the bottom of your baking dish. Put over half of the dry mixture. Line with apples. Cover with the rest of the dry ingredients. Place the second half of the finely sliced butter on the top.

Bake in 180°C preheated oven for about 50-60 minutes. Serve warm – the best way is to serve it with a dollop of sour cream, chopped almonds, some cinnamon and a delicious nasturtium flower!

This recipe is for 1 big round baking dish (23 cm) or 8 small individual ones.

* “BP PORTRAIT AWARD 2019″ EXHIBITION WILL TOUR TO THE SCOTTISH NATIONAL PORTRAIT GALLERY IN EDINBURGH (7 DEC 2019 – 22 MAR 2020) AND THE ULSTER MUSEUM, BELFAST (MAR – JUN 2020).




KRAUWINKEL, AVEDON, 2 OJCÓW, 1 MATKA, KORZENIE I SZARLOTKA DLA LENIWYCH

Długo nie potrafiłam gotować. Boląca dusza pozwalała tylko na przyjmowanie pokarmów i bycie żywioną przez innych. Przez długie miesiące, lata dwa prawie, przygotowywałam jedynie odżywcze przeciery czy wzbogacające ciało zupy. O kreatywnym gotowaniu, pisaniu, tworzeniu nie było mowy. Do kuchni już wróciłam, przyszło to tak naturalnie, że niespodziewanie. Do pisania wracam. Być może powoli, ale z pewnością rozważnie. Uważnie stawiam litery, nie chcąc nic stracić słowem pisanym.

Piszę od zawsze, najpierw nieco zmuszana, przyznaję. W letnie długie wieczory rodzic zmuszał mnie do pisania pamiętnika, a co kilka dni do wysłania Babci kartki pocztowej. Pod koniec wakacji obie czynności traktowałam pospiesznie i skupiałam się na telegraficznym wręcz skrócie, przekazując co najważniejsze.

„Kochana Babciu!
Dziś na śniadanie jadłam owsiankę. Na obiad były duszone maślaki z ziemniakami i zsiadłym mlekiem, a na kolację kanapki z dżemem z nazbieranych wiśni. Pogoda ładna. Widziałam 4 czaple i 2 sarenki.
Całuję i kocham!”
Tak z grubsza pisałam, interesując się jedzeniem, przyrodą i pogodą. Kilkadziesiąt lat później jest tak samo, moje zainteresowania nie zmieniły się ani ciut ciut! Dzisiaj mogłabym napisać:

„Kochana Babciu!
Na śniadanie zjadłam płatki owsiane z domowej roboty jogurtem i domowej roboty bezcukrowym dżemem morelowym z pieczonymi jabłkami ze spadów. 17 krów sąsiada pasie się na naszej łące, a 2 dzięcioły buszują na orzechu. Wysyp młodych maleńkich purchawek – zbieram i mrożę, by było więcej na przekąskę. Pochmurnie, chłodno.
Całuję gorąco!”

Z wiekiem staję się coraz bardziej sentymentalna i często wracam do przeszłości. Oglądam stare rodzinne zdjęcia, czytam słowa zapisane dawno dawno temu, gotuję potrawy z rodzinnych przepisów. Patrzę na znalezioną na dnie kufra fotografię, którą zrobiłam Mamie milion lat temu – pastisz Avedon’a. Siedziała godzinami w pożyczonym sztucznym futrze w świetle gorących lamp. Katowałam Ją – bądźmy szczerzy! Gdyby nie była moja Matką – nie mogłabym sobie na to pozwolić. Była już tak zmęczona, zziajana, ugotowana prawie, że w końcu przestała pozować i pozwoliła sobie przez ułamek sekundy być sobą. Ta fotografia jest tą prawdziwą Mamą, „po” czy też „za” Avedon’em. Jest też zwierciadłem mnie samej – artystka-córka fotografuje matkę-modela. Ciężar relacji i przedstawienie tego „skąd jesteśmy”.

Bardzo lubię obraz „Ojciec Z Partnerem” Marco Krauwinkel’a, który aktualnie znajduje się na wystawie „BP Portrait Award 2019” w National Portret Gallery w Londynie (do końca października, potem będzie można go zobaczyć w Edynburgu i Belfaście). Ten dialog dwóch mężczyzn z artystą! Z oglądającymi! Między nimi samymi! Ta intymność i trudność portretowania własnego rodzica! Cały bagaż emocji, doświadczeń, pajęczyna skomplikowanych relacji (jak zazwyczaj w każdej rodzinie) nadaje kształt portretowi i okazuje się, że jest w końcu jakąś formą opowieści o samym sobie. Powrót do korzeni i przedstawienie życia takim, jakie jest. Wzruszają mnie ci dwaj mężczyźni. Wzrusza mnie Krauwinkel, powodując, że nieznajomi stają się bliskimi – patrzymy na siebie. W ciszy.

Myślę o moim Tacie. O tym, że muszę Go sportretować, by choć na chwilę zatrzymać cenny czas. Robię szarlotkę wg Jego przepisu, która w rodzinie zawsze występuje pod nazwą „Szarlotka Dla Leniwych”. Jedna z niewielu pozycji Jego kulinarnego repertuaru. Szkoda, że tak skromnego, szkoda!

Tato, gotuj częściej!

SZARLOTKA DLA LENIWYCH

1 szklanka kaszy mannej
½ szklanki mąki razowej
½ szklanki mąki owsianej (jeśli jej nie masz – zmiel płatki owsiane w młynku do kawy lub blenderze)
¾ szklanki cukru
1 łyżeczka sody oczyszczonej
szczypta soli
200 g masła (bardzo zimnego!)
500 g jabłek

Przygotuj jabłka – ja ich nawet nie obieram, by niczego nie marnować i skorzystać z witamin i minerałów, jakie zawierają, tylko pozbywam się ogryzków. Pokrój jak popadnie.

Wymieszaj pozostałe składniki, oprócz masła. Na tym podobno polega to „dla leniwych”, że nic nie trzeba zagniatać!

Wyłóż foremkę do pieczenia (używam albo okrągłej o średnicy 23 cm albo 8 małych indywidualnych) cienko pokrojoną połową masła. Posyp połową suchej mieszanki. Wyłóż jabłka. Na nie pozostała sucha mikstura. I na wierzch znowu cienko pokrojone masło.

Włóż do piekarnika rozgrzanego do 180°C i piecz około 50-60 minut. Podawaj ciepłą, najlepiej z odrobiną kwaśnej śmietany, cynamonem, posiekanymi migdałami i przepysznym kwiatem nasturcji!

eng

About Toulouse-Lautrec’s chocolate mayonnaise

above / powyżej: HENRI TOULOUSE-LAUTREC by Maurice Guilber


pl

Yes. You’ve read it well – chocolate mayonnaise. M A Y O N N A I S E. Sounds disgusting doesn’t it? How you could even think about chocolate and mayonnaise together? HOW?!

I have no clue how, but the idea came from Henri Toulouse-Lautrec. Looking at this great photo of him from Arcachon it even doesn’t surprise me. Totally Henri, that’s it!

And I can’t show you any photo of a chocolate, mayonnaise, anything with chocolate or even an empty plate with chocolate remains. I’m surrounded by piles of snotty tissues, fresh tissues, jars of different honey, lemons, oranges, kiwis, juicer, garlic, garlic press, half-emptied cups of tea, glasses of water, some tablets, drops and books. Many books, which I have no energy to read. So you have to be gentle with me and understand that the photo of Henri naked in the summer should be enough to illustrate his sense of madness, crazyness and simple joy of life. Here you have the original recipe, so you can enjoy it on Valentine’s Day or any other day of the year.

And remember – Chocolate Mayonnaise means no more no less than CHOCOLATE MOUSSE. The name now surprises us, but perhaps then it didn’t? They say that Henri was the father of chocolate mousse, so yes, he could name it what he wanted!

CHOCOLATE MAYONNAISE (original recipe by Toulouse-Lautec, Joyant)

“In a saucepan put four bars of chocolate with very little water and let them melt on a very gentle fire. Add four large spoons of granulated sugar, 230g of good butter, four yolks of eggs and mix carefully.

Let it cool and you will have a smooth paste. Beat the whites of eggs to a snow and mix them, while stirring, into the paste.”

The Editor’s note: “A variation on mousse. 250g semi-sweet chocolate, 4 heaping tbs sugar.”

tl-the-kiss-1892
Toulouse-Lautrec The Kiss / Pocałunek, 1892

P.S. And here you have my own recipe for “Chocolat Mousse Hard To Believe“, which is made with “aquafaba” (water from chickpeas).



TOULOUSE-LAUTREC I MAJONEZ CZEKOLADOWY

Tak! Dobrze czytasz! Majonez C Z E K O L A D O W Y. Brzmi wyjątkowo ohydnie. Obrzydliwie. Obleśnie. Brzmi najbardziej fatalnie jak tylko może. Brzmi tak, jak ja się obecnie czuję, obłożona stosami zasmarkanych chusteczek, stosami świeżych chusteczek, otoczona słoikami miodów, cytrynami, pomarańczami, owocami kiwi, wyciskarką do cytrusów, wyciskarką do czosnku, czosnkiem, filiżankami i kubkami niedopitych herbat, szklankami na wpół pustymi / na wpół pełnymi wody oraz książkami. Mnóstwem książek, na które nawet nie mam ochoty spojrzeć. Nie mam więc i ochoty na gotowanie, fotografowanie, a wśród zdjęć żadnego nie ma z czekoladą, z majonezem, z pustym nawet ufajtanym czekoladą talerzem. W bibliotece zdjęć zero. O wybaczenie proszę, tym razem zdjęcie Henryka w pełnej krasie musi wystarczyć! Jego energia, Jego kreatywność i ponoć wymyślony przez Niego MUS CZEKOLADOWY, jakbyśmy go dzisiaj nazwali. Miał więc Henryk, jako Wynalazca, prawo do nazwania deseru jakkolwiek chciał, nawet majonezem!

Tak więc na jutro, na Walentynki (których ja nigdy nie obchodziłam i nadal nie obchodzę, ale może Ty obchodzisz) przepis w sam raz, bo jakże urocze jest podanie Ukochanemu lub Ukochanej MAJONEZU CZEKOLADOWEGO…? A jeśli nie na jutro, to na każdy inny dzień roku!

MAJONEZ CZEKOLADOWY (przepis oryginalny – Toulouse-Lautrec, Joyant)

“W garnuszku, na bardzo małym ogniu, stop 4 tabliczki czekolady. Dodaj 4 łyżki cukru, 250 g masła, 4 żółtka i wymieszaj dokładnie. Ostudź. Ubij białka na sztywno i wmieszaj powoli do czekoladowej masy.

Nota od Wydawcy: „250g czekolady mlecznej, 4 łyżki cukru.

P.S. A tutaj mój przepis na “Czekoladowy Mus Niemożliwości“, zrobiony z “aquafabą” –  wodą z puszki po ciecierzycy!

eng

 

About being an Outsider, USPIAM and Sweet Potato Cheesecake

above / powyżej: “USPIAM” by Serafin 2016


pl

The decision to leave the country where you were born and grew up entails acceptance of the fact of being an Outsider (a Stranger) always. An Outsider in a new country. An Outsider in your motherland, which is now “only” a place of birth. Usually being an Outsider isn’t negative and it doesn’t cause a sea of tears, or even a river. But sometimes, especially close to a birthday, there is some kind of sadness inside, some type of alienation, lack of belonging. Being an Outsider means also constantly searching for something, constantly trying to find THERE.

TAKE ME THERE.
THERE DOES NOT EXIST.
THERE IS NOWHERE. SOMEWHERE. ANYWHERE.
THERE IS USPIAM.

A year ago I landed on The Other Side Of The World in search of my own paradise and I discovered that “Plus ça change plus ç’est la même chose” (The more things change the more they stay the same). I created the photographic series “USPIAM”, which comes from latin and means “somewhere, anywhere”.

This year I decided to celebrate my birthday, focusing on the bright side of being an Outsider and I created The Outsider Cheesecake, The Uspiam Cheesecake, The Sweet Potato Cheesecake with its amazing orange color derived from sweet potatoes. The Never-Photographed Cake to be honest. But I managed to do a sketch, using the Monge Method of projections.

During my studies at the Academy of Fine Arts we had a whole year long of descriptive geometry, which we – future artists – couldn’t understand at all, most of us. We struggled a lot with pain and anger, not being capable of understanding the whole mystery of descriptive geometry and failing one exam after another. I was no better than the rest, but my honour was saved by a Frenchman – Monsieur Gaspar Monge who discovered a method to describe ANY object.

What I remember is to draw a view from above and a side view or a cross section view. The actual method is far more complicated of course! But for my needs, sketching food when I design it, my adopted method is enough and I always think about Mr Monge. Here you have then The Sweet Potato Cheesecake – above and side views inspired by the Monge Method.

potato-cheescake-views
Sweet Potato Cheesecake – views / Sernik Ze Słodkich Ziemniaków – widoki by Serafin 2017

SWEET POTATO CHEESCAKE inspired by USPIAM (bySerafin)

TIN: Round tin, 18cm diameter

BASE:
– 130g digestive biscuits
– fresh ginger (about 1cm piece)
– 60g melted butter

Blitz the digestive biscuits, add freshly grated ginger and melted butter. Tip everything into the tin, press it evenly into the bottom and sides of the form.
Put into the preheated oven (180C) for 10 min.

FILLING:
– 300g mashed sweet potatoes (you can boil them or roast them with skin, just pricked with a fork)
– 50g cream cheese
– 100g fructose (or 120g sugar)
– 1 lemon (juice and zest)
– 2 eggs
– 1/2 tbsp of soya sauce

Mixed everything in the food processor. Pour on the pre-baked digestive base. Put into the oven, reduce temperature to 170C. Bake 45-60 min, checking after 30 min. The cheesecake should be a little “wobbly” in the centre, then, switch off the oven and let it cool. Place into a fridge overnight (I know, it is almost impossible to wait so long, but…. After one night it will be even better!).



O OBCYM, USPIAM I SERNIKU ZE SŁODKICH ZIEMNIAKÓW

Decyzja o opuszczeniu kraju, w którym się urodziło i wychowało, wiąże się z zaakceptowaniem tego, iż już zawsze będzie się Obcym. Obcym w kraju, który się na nowy dom wybrało. Obcym we własnej ojczyźnie, z której się już “jedynie” pochodzi. Zazwyczaj bycie Obcym nie wiąże się z negatywnymi emocjami czy morzem wylanych łez, niekiedy jednak, zwłaszcza w okolicach urodzin, ta łza jedna czy druga uroniona zostaje z poczucia tegoż wyobcowania, braku przynależności, wykorzenienia w mniejszym lub większym stopniu. Bycie Obcym wiąże się również z poszukiwaniem, z odwieczną ciągotą, tęsknotą za TAM. TAM będzie lepiej. TAM będzie raj. TAM. GDZIEŚ. GDZIEKOLWIEK.

Rok temu wylądowałam na Drugim Końcu Świata, by odkryć, iż “Plus ça change plus ç’est la même chose”, czyli “Im więcej się zmienia, tym bardziej pozostaje tym samym”. Stworzyłam fotograficzną serię “USPIAM”, co oznacza w języku łacińskim GDZIEŚ/WSZĘDZIE/NIGDZIE/GDZIEKOLWIEK/TAM.

ZABIERZ MNIE TAM.
TAM NIE ISTNIEJE.
TAM JEST NIGDZIE. GDZIEŚ.
GDZIEKOLWIEK.
TAM ZNACZY USPIAM.

Świat Obcego. Innego. Skądś.

W tym roku postanowiłam połączyć USPIAM ze zbliżającymi się urodzinami, które stają się niczym więcej jak pretekstem do upieczenia ulubionego przeze mnie ciasta – sernika. Sernika jednak Innego. Obcego. Sernika-USPIAM, którego zdjęcie nie powstało. Powstał jednak szkic (powyżej).

Szkic, będący pozostałością po trudach studiowania geometrii wykreślnej na pierwszym roku Akademii Sztuk Pięknych jakieś dwadzieścia lat temu. Z przedmiotu wyjątkowo mało rozumianego przez przyszłych artystów, zapamiętałam (i to niedokładnie) tak zwane “rzuty Monge’a” [morza], nie ze względu na brzmienie, lecz na ich przydatność w życiu codziennym. Rzut z góry i rzut z boku (albo przekrój?!) wystarczy, by przestawić KAŻDY przedmiot. Oczywiście to ogromne uproszczenie, w dodatku zaadoptowane przeze mnie na potrzeby własne! Genialna prostota, która przydaje się również w kuchni. Kolejne zeszyty, w których notuję pomysły kucharskie, pełne są prostych rysunków, w których gdzieś kryją się ślady Monge’a. Można więc mój rysunek swobodnie nazwać “Widoki Sernika Ze Słodkich Ziemniaków, zainspirowane rzutami Monge’a”.

SERNIK ZE SŁODKICH ZIEMNIAKÓW, zainpirowany USPIAM (bySerafin)

FOREMKA DO PIECZENIA: okrągła, 18cm

BAZA:
– 130 g ciasteczek digestive
– świeży imbir (mniej więcej centymetrowy kawałek)
– 60 g stopionego masła

Zmiksuj ciasteczka w robocie kuchennym, dodaj starty korzeń imbiru i masło, dobrze wymieszaj. Wyłóż do foremki i ubij jednolicie, nie zapominając o bokach, a przynajmniej ich kawałku (1 cm wysokości).
Wstaw do piekarnika nagrzanego do 180°C na 10 min.

MASA:
– 300 g purée ze słodkich ziemniaków (ugotowanych lub upieczonych ze skórką, nakłutych widelcem przed włożeniem do piekarnika)
– 50 g kremowego serka
– 100 g fruktozy (lub 120 g cukru)
– 1 cytryna (sok i starta skórka)
– 2 jajka
– 1/2 łyżki sosu sojowego

Zmiksuj składniki dokładnie. Wlej na podpieczoną wcześniej bazę. Wstaw do piekarnika, obniż temperaturę do 170C. Piecz 45-60 min, sprawdzając po pół godzinie. Sernik powinien nieco trząść się w samym centrum, wtedy piekarnik wyłącz i poczekaj do ostudzenia. Ciasto wstaw do lodówki na noc, mimo ogromnej, gigantycznej, największej na świecie pokusy zjedzenia go od razu i to w całości! Poczekaj, błagam!

eng

 

About Toulouse-Lautrec birthday and walnut/chesnut cake with lemon verbena mascarpone icing

above / powyżej: HENRI TOULOUSE-LAUTREC & HIS BIRTHDAY CAKE / Z TORTEM URODZINOWYM


pl

Already 152 years??? Time is flying! Look! What a beautiful sweet girl! Oh…this is not a girl, this is Henri! Henri Toulouse-Lautrec! Happy birthday then!!!

Months ago I was passing the Toulouse-Lautrec Museum in Albi (France) when two huge posters attracted my attention, hanging at the entrace. I made photos of them and here you have – small Henri as a Cute Beautiful Girl and a Serious Man With A Hat And Glasses.

www-bday
HENRI TOULOUSE-LAUTREC & HIS BIRTHDAY CAKE / Z TORTEM URODZINOWYM

I wanted to make him a special birthday cake. I wanted to create something what would bring him home. And I found it – I decided to make a cake with walnuts from my garden and chestnuts from the village. Plus a mascarpone cream infused with lemon verbena, which grows here in many places. Everything from his (and my) neighbourhood.

152th B-day CAKE FOR HENRI TOULOUSE-LAUTREC

SPONGE:
– 150 g walnuts
– 100 g chestnut flour
– 6 eggs (separated)
– 80 g moscovado sugar
– 80 g butter
– 3 tablespoon of bread crumbs
– juice from 1/2 lemon
– pinch of salt

In the food processor blitz walnuts to powder. Mix with chestnut flour and salt.

Beat the butter in a large bowl until soft. Add half of the sugar and beat until smooth. Add the remaining icing sugar and yolks (one by one, without a rush!). Beat the mixture until creamy and smooth. Slowly incorporate flours.

Melt butter. Wait until cold. Add to the mixture.

Beat whites until very stiff (Do not forget to put the bowl over your head! If any whites drop on you – you have to keep beating!). Add lemon juice and beat together. Pure in to the butter-flour mixture. Sprinkle with bread crumbs. Fold in gently.

Preheat oven to 180 C degrees. Pour the mixture into a greased tin (I used a round one, 20 cm). Bake about 30 minutes until done. Cool it.

Cut the sponge to 2 or 3 (if you can) layers. I like to spray them with a strong tea with good brandy, but not everyone likes this method, so you can skip it. Or you can change it using coffee instead of tea, or not use an alcohol. Experiment! Enjoy!

ICING:
– 250g mascarpone
– 250 ml double cream
– 100 g icing sugar
– lemon verbena leaves (preferebly fresh)
– 1/4 glass of boiling water

Infuse hot water with lemon verbena and let them cool. Remove leaves. The remaining liquid should be very green and have a strong flavour. If it is not – heat it and put in more leaves. Cool.

Whisk the cream until fluffy and stiff. And to the mascarpone and whisk together, gently incorporating icing sugar. At the end add very very very slowly (almost drop by drop) the lemon verbena infusion.

Spread sponges with mascarpone icing. Decorate as you wish. I wanted something clean and simple, so I used just a few lemon verbena leaves. Place your cake into a fridge for at least one night… Yes, I know, this is extremly hard, but I’m pretty sure you can manage it? If not, you can do what makes you happy – eat it directly, even without cutting it. You can eat it with hands! Alone, with someone or with your dog. You can offer a piece to a stranger. Eat it in bed, on the carpet or in a park. Eat a small piece or eat it ALL! It is yours!

And Henri? He would eat it with beautiful ladies around him and he would draw them or paint them, that’s for sure. Happy birthday!!!



TOULOUSE-LAUTREC, URODZINY I TORT ORZECHOWO-KASZTANOWY Z KREMEM MASCARPONE Z WERBENĄ CYTRYNOWĄ

Już 152 lata??? Naprawdę? Czas leci (“Leci? Leci” On z……a!” – jak powiedział mi lata temu zaprzyjaźniony Najlepszy Weterynarz Świata)! O jaka śliczna dziewczynka! Słodziutka! Ooooo…. to nie dziewczynka! To przecież Henryk! Henri Toulouse-Lautrec, świętujący dzisiaj 152. urodziny! Najlepszości!!!

Kilka miesięcy temu, przechodząc obok Muzeum Toulouse-Lautrec’a w Albi (Francja), zostałam oczarowana dwoma gigantycznymi zdjęciami, wiszącymi obok wejścia – Słodka Mała Dziewczynka oraz Poważny Mężczyzna W Okularach I Kapeluszu – Henryk w całej swej okazałości i krasie!

Chciałam zrobić na Jego urodziny coś specjalnego. Jakiś Szczególny Tort, który przypomniałby Mu o rodzinnych stronach, o domu. Co rośnie wokół, a nadawałoby się na tak szczególną uroczystość? W moim ogrodzie – orzech. We wsi – kasztany. A przy schodach piękny krzak werweny. Wszystko z naszego – Henryka i mojego – sąsiedztwa.

TORT ORZECHOWO-KASZTANOWY Z MASCARPONE I WERBENĄ CYTRYNOWĄ
NA 152. URODZINY HENRYKA TOULOUSE-LAUTREC’A

CIASTO:
– 150 g orzechów włoskich
– 100 g mąki kasztanowej (wiem, że może być trudna do kupienia lub droga, można ją zastąpić mąką migdałową lub orzechami włoskimi, Henryk z pewnością zrozumie!)
– 6 jajek (oddziel żółtka od białek)
– 80 g cukru muscovado
– 80 g masła
– 3 łyżki bułki tartej
– sok z ½ cytryny
– szczypta soli

Zmiksuj orzechy na mąkę, zmieszaj z mąką kasztanową i solą.

Ubij masło do puszystości. Dodaj połowę cukru i ubijaj dalej. Dodaj pozostały cukier, ubijaj, wbijając żółtko po żółtku, bez pospiechu. Ubijaj do uzyskania puszystej i kremowej konsystencji. Dodaj mąki i wymieszaj delikatnie.

Ubij pianę z białek. Podnieś miskę nad głowę, odwróć. Jeśli nic z miski nie skapało na Ciebie i nie musisz szybko lecieć pod prysznic – białka ubite są dobrze. Jeśli nie – ubijaj dalej do skutku, wtedy weź kąpiel.

Do ubitej piany dodaj sok z cytryny. Ubij. Masę białkową włóż do miski z masą mączno-maślaną. Na razie nie mieszaj. Wsyp na wierzch bułkę tartą. Teraz DELIKATNIE mieszaj dużą łyżką od spodu do góry, jakby składając warstwy, zakładając jedną na drugą (ang.: fold in).

Rozgrzej piekarnik do 180 stopni C. Przełóż masę do wysmarowanej masłem formy (ja użyłam okrągłej, 20 cm). Piecz około 30 minut. Sprawdź patyczkiem lub wykałaczką – nakłuj ciasto i wyjmij patyczek, jeśli będzie suchy, to znaczy że ciasto jest gotowe. Wyjmij z piekarnika i ostudź.

Tak przygotowane ciasto przekrój na 2 lub 3 (jeśli Ci się uda) warstwy. Możesz nasączyć je mieszanką mocnej herbaty z brandy, jak ja uczyniłam. Możesz użyć espresso z alkoholem lub bez. Jak lubisz. Na co masz ochotę. Eksperymentuj!

KREM Z MASCARPONE I WERBENĄ CYTRYNOWĄ
– 250 g serka mascarpone
– 250 ml śmietany 30%
– 100 g cukru pudru
– werbena cytrynowa (najlepiej świeże liście)
– ¼ szkl gotującej wody

Zaparz werbenę. Napar ma mieć mocny aromat i głęboki zielony kolor. Jeśli taki nie jest – zagotuj raz jeszcze i dodaj werbeny. Odstaw do ostudzenia, usuń liście.

Ubij śmietanę, dodaj do serka mascarpone i ubijaj, dosypując cukier puder. Masa ma być puszysta, delikatna i lekka. Na koniec dodaj napar z werweny, łyżeczka po łyżeczce.

Rozprowadź masę po warstwach ciasta. Udekoruj według uznania. Ja nie udekorowałam. Chciałam czystą, prostą formę, na której położyłam jedynie kilka gałązek werweny. Włóż tort do lodówki przynajmniej na noc. Wiem, wiem. Jest to nadzwyczaj trudne i wymaga wyjątkowo silnej woli… Ale może dasz radę? Jeśli nie – pałaszuj! Rzuć się na ten tort! Bierz kęsy łapami! Nie baw się w talerzyki, w widelczyki żadne! Rozkoszuj się samotnie lub w czyimś towarzystwie! W kuchni, w łóżku, na dywanie. A może w parku? Poczęstuj nieznajomego. Lub nieznajomą. Ciesz się! Fetuj! To w końcu Twoja krwawica i urodziny Henryka!

A Henryk? Henryk z całą pewnością radowałby się nie tylko tortem w towarzystwie pięknych kobiet, które by to przy okazji rysował, malował, co bądź…

eng

 

About Yuko Nishimura and picnic tart 2in1

above / powyżej: YUKO NISHIMURA


pl

Eating outside is one of the best pleasures ever, so every excuse is good to organise a picnic. Even the shortest trip by car has to include one! Even a few hours in an airport waiting for the next flight gives you a great occasion to prepare something, to make a salad, to bake a cake. In my car there is a special place for an old greenish bag with forks, spoons and paper napkins, which I collect from everywhere. Here my fun begins:

“Oh! This is a fork from … !”

“Do you remember this napkin? There were the best pies ever!” – It was a f…g million years ago and I still have this bloody napkin ???!!! What the hell is wrong with me?

“Look! I have found the smallest package of cashew nuts in the world! Where did it come from?!”

– “From a plane.” – My Better Half replied murmuring.

This small ugly greenish bag has my whole world inside. Sometimes a fork without a prong can be useful! Another time one speculous cookie can save a life! (My life during an hour long trip by car…).

A good picnic starts with well packed food. No-one wants to have a vinaigrette sauce spilled in the back seat of a car. Or yellow gazpacho on a freshly ironed white dress (I do not iron, but apparently there are some people who do). Gravy on a suit? Chicken juice on the car’s carpet? Crushed green peas. Whipped cream smeared into the upholstery. Chocolate mousse on a shirt (… it depends on the circumstances…). Anyway – food has to be packed well to protect it during a trip and to protect everything around it.

And here you have amazing pieces of art from Japan – Yuko Nishimura! She inspired me to do my own picnic packiging.

Yuko Nishimura, Organic, 2006

This is the original recipe from “The Art of Cuisine”, except for using sugar, which I avoided to have more possibilities. Not adding any sweetener causes quite a neutral tasting dish. On a picnic you can decide what to add – pesto on the top or roquefort cheese with walnuts? Some chopped tomatoes with red onion and parsley? Cured Spanish ham and melon? Or perhaps some fresh fruit with honey? Plum jam with rhubarb or plums with rum and cream? One tart – picnic – GO!

2016-09-05-diy-picnic

PICNIC TART 2in1 (savory and/or sweet in one)
based on Toulouse-Lautrec’s “Galiche from Champagne” recipe

2 Tbsp flour
1,5 cups heavy cream
0,5 cup sour cream
4 Tbsp milk

“In a porcelain dish which can go into the oven, at least five centimeters deep, lay some tart pastry*, over which you pour the following mixture: two spoons of flour**, half a liter of fresh cream, three whole eggs, salt (…).
Mix the flour with one part of milk, add the salt (…) and, while stirring, incorporate the eggs, one by one, and then the cream.
Put into a hot oven. The tart should be very golden (…).”

* TART PASTRY (original recipe): “(…) prepare the pastry (…) with wheaten flour (…) in the proportions of a third of butter to two thirds of flour; add sufficient water and salt.

** Original NOTE: “(…) Begin by mixing flour to a paste with 2 Tbsp milk. 400° (200°C) oven 25 min.”

Please remember that “The Art of Cuisine” cookbook can be quite tricky to use. “The recipes are given here in their original form, retaining their colour of thought and language. The only modifications are the notes that have been added to facilitate the work of modern food lovers.” That’s why I wrote the original recipe and I had to add at the bottom the original tart pastry recipe, which is not included in this one for the Galiche from Champagne. This tart pastry recipe is nicely hidden somewhere in the text of the book. Therefore I had to add the original note without which the recipe wouldn’t be complete.



YUKO NISHIMURA I PIKNIKOWA TARTA 2w1

Ubóstwiam jadać na dworze. Każda, byle jaka, najmniejsza okazja powoduje we mnie chęć do ucieczki gdzieś. Śniadania zazwyczaj na balkonie. Obiady i kolacje w ogrodzie. A gdy kroi się wypad samochodem, choćby trwający godzinę, – szykuję się i ja. Wpierw sprawdzam czy aby stara zielonkawa torba z moim małym, ale całym, światem jest (nadal/nieustająco) w bagażniku. Torba jakże istotna – połamane widelce, samotny cynamonowy herbatnik (mogący przecież uratować życie! moje oczywiście, w czasie 60-minutowej wyprawy), drewniane noże, kubeczki, deseczka, stara mapa, grająca rolę wyjątkowo eleganckiego obrusu, torebki z solą i pieprzem, saszetki z cukrem, gdyby się jakiś niespodziewany gość pojawił, który cokolwiek słodzi, ewentualnie jakiś koń napatoczył. Aaa, jeszcze papierowe serwetki, które namiętnie zabieram z miejsc wszelakich. Teraz moja prywatna zabawa może się zacząć:

„Ooo! Ten widelec z ….!” – tu pada nazwa miejsca odwiedzonego sto lat temu.

„Pamiętasz tę serwetkę? Z tego małego sklepu z najlepszymi … na świecie!” – Tak, to było milion lat temu, a ja ciągle mam tę p….ą serwetkę???!!! Coś ze mną jest nie tak?!

„Spójrz! Znalazłam najmniejsze z istniejących opakowań z orzechami nerkowca! Skąd my je mamy?!” – chodzi o 4, słownie CZTERY, orzeszki.
– „Z samolotu.” – odburknęła Moja Lepsza Połówka.

Następnie odbywam poszukiwania, zazwyczaj bardzo żmudne ze względu na moją dobrą, aczkolwiek krótką i wybiórczą pamięć, niebieskiej torby na lodowe wkłady. Po kilku godzinach znajduję, rozpoznaję agresywny blue. Układam menu, przygotowuję. Zastanawiam się jak zapakować, bo jednak, cóż, opakowanie w podróży ważnym jest! Któż chciałby groszek zielony wbity w tapicerkę, sos vinegraitte wsiąkający w dywanik, żółte gazpacho na desce rozdzielczej czy mus czekoladowy na bluzce (no może ktoś życzyłby sobie, może w trochę innej sytuacji…może).

Po inspiracje opakowań sięgam (niestety internetowo, nie osobiście) do Japonii, gdzie natknęłam się ostatnio na obłędną Yuko Nishimura. Spójrzcie sami co wyrabia! I co robię potem, pakując tartę 2w1 na piknikową wyprawę.

Tarta 2w1 ma swoje źródło w przepisie Toulouse-Lautrec’a na Galiche de Champagne. W przepisie tym jednak Henryk używa cukru, który ja pominęłam, by mieć piknikową gamę różnorodności – na wytrawnie z podsuszaną szynką i melonem, serem roquefort i orzechami czy pomidorami z czerwoną cebulą i pietruszką. Lub na słodko – ze świeżymi owocami i miodem, z dżemem śliwkowym z rabarbarem lub śliwkami z rumem i słodką śmietaną. Jedna tarta – piknik – START!

TARTA PIKNIKOWA 2w1 (wytrawna i/lub słodka)
oparta na przepisie Toulouse-Lautrec’a „Galiche from Champagne”
2 łyżki mąki
1,5 filiżanka śmietanki
0,5 filiżanki śmietany,
4 łyżki mleka

“Porcelanowe naczynie, mogące być używanym w piekarniku, minimum na 5 cm głębokie, wyłożyć ciastem do tarty. Wlać na nie miksturę : 2 łyżki mąki**, pół litra śmietan, 3 jajka, sól (…)
Wymieszać mąkę z mlekiem, dodać sól (…) i, nieustająco bełtając, wbić jajka, jedno po drugim, a na końcu wlać śmietany.
Wstawić do nagrzanego piekarnika. Tarta powinna być złocista (…).”

* CIASTO NA TARTĘ (przepis oryginalny TL) – „(…) przygotuj ciasto, używając pszennej mąki (…) w następujących proporcjach: jedna trzecia masła i dwie trzecie mąki; dodaj wystarczającej ilości wody i soli.”

** NOTATKA – “(…) Rozpocząć od wymieszania mąki z 2 łyżkami mleka. Piec w 400° (200°C) przez 25 min.”

Trzeba pamiętać, iż książka “The Art of Cuisine”, z której wzięłam przepis, może sprawiać trudności bądź niespodzianki kucharzowi. Na obwolucie można przeczytać: “Przepisy podane tutaj są w ich oryginalnej formie, z zachowaną kolorystyką i językiem. Jedyne modyfikacje zostały umieszczone w notatkach, by ułatwić życie miłośnikom gotowania.” Dlatego więc umieściłam oryginalny przepis z adnotacjami, dotyczącymi przepisu na ciasto na tartę, który znajduje się w zupełnie innym miejscu książki, sprytnie ukryty między zdaniami. Dodałam też notatki, by przepis był kompletny.

eng

 

About summer, Anna Reinert, Luis Egidio Melendez and plum jam with rhubarb

above / powyżej: ANNA REINERT “TOURIST GIRL / TURYSTKA” 2012, Sopot (PL), Haffnera 24 Street / ul.


pl

This is not the end of summer! This summer is endless and full of sun! Joy of life. Energy getting less and less in the hours between lunch and dinner. Garden to be cared for early every morning. The smell of soil and freshly cut grass. The small mirabelle plum tree with branches touching the ground – so heavy with sweet fruit. I’m so happy I finished my school years long ago and I have the summer for a lot longer!

Sopot, the small charming Polish town on the Baltic coast, is a very touristy place. And now is the best time to visit it – September is coming. A few tourists left, but with no children, who start school tomorrow. Still no students, they will come 1st October to start their university courses. But one of the tourists will stay all year around – “Tourist girl” made by Anna Reinert and painted by Dorota Borowska – two great artists with whom I studied in the Academy of Fine Arts. I love this wall! It is great! It is always 100% SUMMER, even during the winter, when I made this above photo. And here there is a map where you can find “Tourist girl” – Haffnera Street 24, Sopot, Poland:

Luis Melendez Still Life with Bowl of Plums Figs and Bagel XVIII
Luis Egidio Melendez, Still Life with Bowl of Plums Figs and Bagel / Martwa natura z …, XVIII c., from the collection of / z kolekcji Museo del Prado

PLUM JAM WITH RHUBARB (no sugar added! 100% fruit!)
inspired by Anna Reinert and congratulations to her for growing her 1st rhubarb!

– 3 kg plums (I used mirabelle plums from my garden, but you can use any kind you wish)
– 3-6 rhubarb sticks (the quantity depends on how much you want to “break” the sweetness of the plums to have it a little “sharper”)

Wash the fruit. Pit the plums and peel the rhubarb. Cut the rhubarb into small pieces. Place the fruit into a large pan or frying pan, preferably with a thick bottom. Cook on a very small heat, covered at the beginning. Stir it occasionally and wait until almost all the liquid has evaporated. Pour the hot jam into sterilized jars, close them well and put upside down. Wait until cool.

Because there is no sugar added I prefer to pasteurise this jam, to store it longer. Put the jars into a cold oven and set to 120 C degrees. When the oven will reach this temperature wait 20-25 minutes more. Take out the hot jars and put them upside down until cool.

Eat it with anything! With muesli, porridge, on toast, with croissant. Open a jar and take a spoon. Or two. Or more. Use it on the top of a tart or cheesecake. Blend it with natural yoghurt to make a smoothie. Enjoy the summer directly from a jar – Summer Made By Yourself!



LATO, ANNA REINERT I DŻEM ŚLIWKOWY Z RABARBAREM

To nie jest koniec lata! Lato nie kończy się nigdy! Lato trwa! Wraz ze słońcem, ze światłem, z gorącem zabijającym energię (przynajmniej moją) na godziny dzielące obiad i kolację. Zapach świeżo skoszonej trawy, zapach ziemi po deszczu. Niewielka mirabelka w ogrodzie dotykająca gałęźmi ziemi, ociężale znosząca obfitość słodkich soczystych owoców. Cudownie nie mieć żadnych obowiązków szkolnych i myśleć o wrześniu jak o kolejnym letnim miesiącu!

Sopot… Jedno z najbliższych mi miejsc w Polsce, z najukochańszych. Sopot uroczy, niewielki. Oczywiście nie ten hałaśliwy lipcowo-sierpniowy! Nie ten, kiedy to na plaży nie można uświadczyć wolnego centymetra kwadratowego lub dwóch! Sopot ten, który lubię najbardziej, właśnie odsłania swoje uroki – turyści już wyjechali, a ci, którzy zostali, są bez wrzeszczących pociech. Sopot jeszcze bez studentów, którzy pojawią się dopiero za kilka tygodni. Sopot ten dla Sopocian, szczególnie starszych, chodzących wolniej, ale dzięki temu obserwujących dokładniej, uważniejszych. Sopot bez pospiechu. Z małymi uliczkami, wśród których ukryła się nie tylko na lato jedna „Turystka” (projekt: Anna Reinert, wykonanie: Dorota Borowska – dwie świetne artystki, z którymi miałam przyjemność studiować w ASP), będąca w 100% latem (nawet w styczniu, kiedy zrobiłam to zdjęcie).

DŻEM ŚLIWKOWY Z RABARBAREM (bez dodatku cukru! 100% owoców!)
zainspirowany „Turystką” i z gratulacjami za pierwszy rabarbar w ogrodzie jej autorki

– 3 kg śliwek (użyłam mirabelek, ale mogą być każde inne)
– 3-6 łodyg rabarbaru (dla przełamania słodyczy śliwek i „podkręcenia” smaku)

Umyj śliwki i usuń pestki. Obierz rabarbar, pokrój na niewielkie kawałki (1-2 cm długości). Włóż owoce do garnka lub głębokiej patelni o grubym dnie. Smaż na niewielkim ogniu, najpierw pod przykrywką. Doglądaj, czasami mieszaj. Jak mikstura będzie miała konsystencję dżemu, wkładaj gorącą do wyparzonych słoików. Zakręcaj je dobrze i odstaw do góry nogami do ostygnięcia.

Jeśli chcesz, by dżem mógł być długo przechowywany – pasteryzuj (bo nie ma cukru). Ja pasteryzuję w piekarniku – wkładam słoiki z dżemem do zimnego piekarnika i nastawiam temperaturę na 120 C. Gdy temperatura zostaje osiągnięta czekam 20-25 minut. Wyjmuję gorące słoiki i odstawiam do góry nogami do ostygnięcia.

Dżem można jeść ze wszystkim i bez wyrzutów sumienia! Jest znakomity do śniadań (muesli, owsianka, tosty, croissanty etc.) i do deserów (jako wypełnienie tart lub warstwa wierzchnia na sernik). Genialnie sprawdza się również wyjadany prosto ze słoika łyżką!

100% lata zrobionego przez Ciebie! Wyobraź sobie mroźną zimę – pada śnieg, minus sto, wieje, czarno na dworze. Zapalasz świece. Robisz dobrą mocną herbatę, może być wzmocniona dodatkowo, otwierasz słoik… i lato pochłania Cię znowu!)

eng

About Mark Rothko, his Recipe For Artwork, plums and rum

above / powyżej: MARK ROTHKO “NO. 37/NO. 19 SLATE BLUE AND BROWN ON PLUM” 1958
from the / z MOMA collection (www.moma.org)


pl

In September 1903 Markus Yakovlevich Rotkovich came into this world. 55 years later, in November, the same man, butnow known as Mark Rothko – a famous American painter of Russian Jewish descent – gave a speech designed to discuss art as a trade, in which he outlined his own Recipe For A Work Of Art. A Formula with all ingredients:

MARK ROTHKO FORMULA FOR A WORK OF ART

1. There must be a clear preoccupation with death—intimations of mortality… Tragic art, romantic art, etc., deals with the knowledge of death.

2. Sensuality. Our basis of being concrete about the world. It is a lustful relationship to things that exist.

3. Tension. Either conflict or curbed desire.

4. Irony. This is a modern ingredient—the self-effacement and examination by which a man for an instant can go on to something else.

5. Wit and play… for the human element.

6. The ephemeral and chance… for the human element.

7. Hope. 10% to make the tragic concept more endurable.

I measure these ingredients very carefully when I paint a picture. It is always the form that follows these elements and the picture results from the proportions of these elements. – he said.

In April 2016 my plum tree is blossoming beautifuly. My freezer is full of frozen and pitted plums from last autumn. Already having Mark Rothko’s No.37/No.19 in my head I decided to use these goods, being inspired by one of Henri Toulouse-Lautrec’s recipes. It would be perfect for my friend A.’s birthday today, I was thinking. “Dear A., enjoy your day and the rest of your life!”

2016-04-13-plums-and-rum

PLUMS WITH RUM
(inspired by Toulouse-Lautrec and Maurice Joyant)

– plums (pitted and frozen)
– white rum

Heat the oven to 180-200°C. Place frozen plums on the baking tray. Bake about 15 minutes until soft and some juices run off. Pour on some rum and bake 5-10 minutes more. Eat warm or cold, with yoghurt or without. Sprinkle with plum blossom (these flowers not only look amazing but they are edible too!).

Perhaps you don’t want to have a dessert? Perhaps you don’t have a sweet tooth? Perhaps. Who knows. In this case place some frozen plums into a jar half full with good quality white rum (the alcohol has to cover the fruit completely). Close the jar and put aside for few weeks, stirring every day. You will end up with a beautiful deeply coloured liquid with a delicate plum aroma.

But of course you can stay with rum alone. – “Rum. No plums. Version No.3 of Toulouse-Lautrec’s recipe.”



MARK ROTHKO, PRZEPIS NA DZIEŁO SZTUKI, ŚLIWKI I RUM

We wrześniu 1903 na świat przyszedł Markus Yakovlevich Rotkovich.
55 lat później, w listopadzie, ten sam mężczyzna, ale znany już jako Mark Rothko – amerykański malarz o rosyjsko-żydowskim pochodzeniu – wygłosił mowę o sztuce jako handlu, w której zdradził własną Recepturę Na Dzieło Sztuki:

RECEPTURA NA DZIEŁO SZTUKI (autor: Mark Rothko; tłumaczenie własne)

1. Zaistnienie klarownego i jasnego zainteresowania się śmiercią i myślą o umieraniu. Sztuka tragiczna, sztuka romantyczna i inne zajmują się znajomością śmierci,

2. Zmysłowość. Nasza podstawa bycia konkretnym na temat świata. Oto zmysłowy stosunek do rzeczy, które istnieją,

3. Napięcie. Zarówno konflikt jak i ograniczone pragnienie,

4. Ironia, nowoczesny składnik, dzięki któremu można przejść do czegoś innego,

5. Dowcip i zabawa – w celu bycia bardziej ludzkim,

6. Ulotność i szansa – w celu bycia bardziej ludzkim,

7. Nadzieja. 10%, aby uczynić tragiczną koncepcję bardziej znośną.

Malując obraz, bardzo uważnie mieszam te składniki. Zawsze jest to forma, która śledzi wszystkie elementy, a dzieło jest rezultatem, osiągniętym dzięki ich proporcjom.

W kwietniu 2016 śliwa w moim ogrodzie zakwitła. Zamrażarka wypełniona po brzegi zebranymi jesienią owocami tejże. Mark Rothko, śliwki i kwiaty śliwy. Henri Toulouse-Lautrec i przepis na Śliwki z rumem. Ja, zainspirowana tym wszystkim i chcąca świętować urodziny Fantastycznej A – „Najlepszości! Cudownego dnia i reszty Twego życia!”

ŚLIWKI Z RUMEM
(zainspirowane przepisem Toulouse-Lautrec’a)
– śliwki
– biały rum

Rozgrzej piekarnik do 180-200°C. Ułóż śliwki na blasze (jeśli używasz mrożonych, jak ja, to nie rozmrażaj ich). Piecz przez około 15 minut, aż zmiękną i zaczną puszczać soki. Pokrop solidnie rumem i piecz przez kolejne 5-10 minut. Jedz ciepłe lub zimne, z jogurtem lub bez, ale posypane kwiatami śliwy, które nie tylko są przepiękne, ale i smaczne!

Jeśli nie lubisz deserów lub nie masz na nie po prostu ochoty, nadal możesz pozostać przy Henrykowym przepisie. Do dużego słoja włóż śliwki (ja włożyłam mrożone) i zalej je białym rumem tak, by dokładnie je przykrył. Odstaw w ciemne miejsce na kilka tygodni, mieszając słoik (bez otwierania) każdego dnia. Otrzymasz trunek o głębokim kolorze i delikatnym aromacie.

Możesz też pozostać przy samym rumie oczywiście – „Rum. Bez śliwek. Wersja Nr3 Receptury Toulouse-Lautrec’a.”

eng

 

About promised Toulouse-Lautrec birthday apple pie

above / powyżej: APPLE  TARTOUILLAT / SZARLOTKA TARTOUILLAT by Cuisine And Art


pl

Yes! I promised this recipe more then one month ago (here), constantly writing “tomorrow“. Not nice at all, but … finally here it is – the apple pie recipe by Himself! With great honour I would like to present to you the Apple Tartouillat!

www-DSC_8638

APPLE  TARTOUILLAT

by Toulouse-Lautrec et Maurice Joyant
from the book “The Art of Cuisine”

This dish is extremely delicate to make because cooks always tend to put in too many apples and too much pastry: this dish resembles neither a turnover nor a apple tart.

Have two flame-proof pie dishes in wrought iron whose sides are not fluted, one dish larger than the other.

In the smaller dish put first of all a very thick layer of butter and, above it, a very thick layer of granulated sugar. Then add a layer of cider apples cut in very thin slices and packed tight in one thickness. It would be better, so as not to have any chinks, to make squares and lozenge shapes to fill the bottom of the dish entirely and a light layer of butter. On the dish thus prepared, lay a very thin layer, like a leaf of paper, of tart pastry, taking great care not to make any rim on the pastry.

Put the dish in the oven, placed on two bricks, until it begins to caramelize. When it is all almost completely cooked, turn it out into the larger dish, spread with butter and sugar, and put it back in the oven, in such a way that pastry comes underneath.

Finish the cooking so that the whole is caramelized. Serve in the boiling hot dish, cutting the tartouillat into squares. All the sugar, apples and pastry should be mingled one with the other to form a sort of soft caramel with apples.

That’s ALL! No quantities, no ingredients, nothing! Just the small note from the editor:

Bake in 450° oven on wire rack.” Which means about 230 °C.

OK, I made this unusual apple pie for Henri’s birthday, that’s why I wanted to show you the Original Recipe for this great and so easy dessert. First of all a few confessions of mine:

  1. I didn’t use cider apples, because I didn’t have them. I used apples which I found on a walk.
  2. I don’t have “two flame-proof pie dishes in wrought iron whose sides are not fluted“, so I used one ceramic dish to bake in and one plate to serve it.
  3. I didn’t cut tartouillat into squares, because of the shape of my dish. I was very happy with my triangle cutting style!

Also I found in the book what “tart pastry” means to Henri and Maurice. The recipe was hidden one page before, not like we do in modern cookbooks. It was just a tiny phrase just casually added between one character and another:

(…) prepare the pastry the night before with wheaten flour (…) in the proportions of a third of butter to two thirds of flour; add sufficient water and salt.

Beautiful way of writing recipes and sharing passion for cooking, isn’t it?

P.S. Of course I didn’t make the pastry the night before, but just one hour before putting into the oven.



O OBIECANEJ URODZINOWEJ SZARLOTCE TOULOUSE-LAUTREC’A

Owszem, obiecałam ponad miesiąc już temu przepis na urodzinową szarlotkę Henryka tutaj, ale … Zawsze jest jakieś ale… Wszystkiego jednak można się doczekać, przepisu również! Z wielką, olbrzymią wręcz przyjemnością pragnę przedstawić oryginalny przepis z książki „The Art of Cuisine:

SZARLOTKA TARTOULLAT
(przepis Toulouse’a Lautrec’a i Maurice Joyant’a w bardzo dowolnym tłumaczeniu własnym)

„Danie to jest wyjątkowo delikatne do zrobienia. Kucharz zawsze stara się dodać zbyt dużo jabłek i zbyt dużo ciasta (…)

Przygotuj dwa żeliwne naczynia żaroodporne o niekarbowanych brzegach, jedno większe od drugiego.

Mniejsze naczynie dobrze wysmaruj grubą warstwą masła i posyp porządnie cukrem. Wrzuć na to warstwę kwaśnych cydrowych jabłek, pokrojonych w bardzo cienkie kawałki i ubij ją mocno dłonią, by była zwarta i miała jednakową grubość. Najlepiej byłoby, by nie było żadnych szpar ani dziur, same jabłka, masło i cukier. Na tak przygotowane danie połóż cienką jak papier warstwę “ciasta na tartę”, uważając na to, by nie zrobić żadnego brzeżku czy rondka (ciasto ma być płaską warstwą, przykrywającą dokładnie owoce).

Wstaw naczynie do piekarnika, ustawiając je na dwóch cegłach i poczekaj aż zacznie się karmelizować. Gdy będzie już prawie gotowe odwróć je do góry nogami do drugiego, większego naczynia, posyp masłem, cukrem i wstaw ponownie do piekarnika. W ten sposób będziesz już mieć warstwę samego ciasta jako spód tegoż. Dokończ pieczenie w momencie, gdy wszystko ładnie się skarmelizuje. Podawaj gorące, krojąc w kwadraty (…).”

To wszystko! Bez podanych ilości, dokładnych składników, bez niczego więcej! W notatce od wydawcy można jedynie przeczytać “Piec w 450° na drucianym stojaku”. Czyli w 230°C.

Upiekłam nietypową szarlotkę na urodziny Henryka tak, jak chciał z Przyjacielem w Oryginalnym Przepisie – fantastycznym i prostym. Ale muszę się przyznać:

1. Nie użyłam kwaśnych cydrowych jabłek, tylko takie, jakie znalazłam podczas spaceru (oprócz jabłek spacer wzbogacił mnie o trzy psy, z których żaden nie jest moim, choć wszystkie chyba bardzo by chciały).

2. Nie posiadając dwóch żeliwnych naczyń żaroodpornych, użyłam jednego ceramicznego oraz zwykłego talerza, dzięki któremu przewróciłam ciasto do góry nogami. Wtedy przesunęłam je z powrotem do ceramicznego naczynia, by w nim zakończyć proces pieczenia.

3. Nie pokroiłam mojej szarlotki w kwadraty ze względu na utrudniający to zadanie kształt naczynia, w którym była pieczona. Nie pogorszyło to jednak ani smaku ani estetyki dania.

Znalazłam również w książce Henryka i Maurice’a wytłumaczenie czym jest dla Nich “ciasto na tartę”. Przepis ukryty był na stronie wcześniejszej pod postacią zdania wrzuconego między innymi zdaniami (w tamtych czasach bardzo często nie podawano dokładnych składników czy metody przygotowania dania, pozostawiając to wyobraźni kucharza i jego doświadczeniu):

“(…) noc wcześniej przygotuj ciasto, używając pszennej mąki (…) w następujących proporcjach: jedna trzecia masła i dwie trzecie mąki; dodaj wystarczającej ilości wody i soli.”

Piękne prawda? Pasja gotowania i dzielenia się (w tak nietypowy dzisiaj sposób) przepisami w formie swobodnego opowiadania – artystyczna kreatywność!

P.S. Oczywiście nie zrobiłam ciasta wcześniejszej nocy, a jedynie godzinę przed wstawieniem całości do piekarnika. Nie miałam też dwóch cegieł. Prawdę mówiąc nie miałam ani jednej cegły. Drucianego stojaka również.

eng

 

Happy birthday Mr Toulouse-Lautrec!

above / powyżej: APPLE TARTOUILLAT / SZARLOTKA TARTOUILLAT by Cuisine And Art


pl

 

www-happy-bday-DSC_8603
Guibert-Henri-de-Toulouse-Lautrec
Maurice Guilbert, Henri Toulouse-Lautrec as Artist and Model / TL jako Artysta i Model, c. 1900

One hundred fifty one / 151 / 1 5 1 years ago in Albi (France) Henri Marie Raymond de Toulouse-Lautrec-Montfa, known more simply as Henri Toulouse-Lautrec, was born.

One 01 / 0 1 / year ago this blog – Cuisine and Art –  was born to tribute not only Mr TL, but art in general and cuisine. Thank you very much for reading, visiting and supporting Cusine and Art! Thank you for eating my food!

Today we (Henri and I) have a party, so there is no time to write recipes, stories and spend such a lovely day sitting in front of the computer! Tomorrow I will write the recipe for this amazing B-day Apple Pie and I will write more about Albi. But now you have to forgive me – I have to go and celebrate! Let’s drink / eat / dance and have a fun! HAPPY B-DAY!!!



O URODZINACH 151. i 1.

151 lat temu we francuskim Albi urodził się Henri Marie Raymond de Toulouse-Lautrec-Montfa, zwany potocznie Henri Toulouse-Lautrec’iem.
150 lat później, czyli równo rok temu, nie tak daleko francuskiego Albi, ujrzał światło dzienne w wirtualnym świecie blog Cuisine and Art.

Dziękuję wszystkim za czytanie, wspieranie, za zainteresowanie sztuką, za wspólne gotowanie i jedzenie! Teraz jednak proszę o wybaczenie – dzisiaj urodzinowa fiesta! Ani minuty dłużej przed komputerem! Jutro … jutro przepis na Urodzinową Tartę Z Jabłkami i wizyta w Albi! Wszystkiego najlepszego!

eng

 

About Hugh’s War On Waste, Gregg Segal, Sue Webster with Tim Noble and Small Baby Bajaderas

above / powyżej: GREGG SEGAL “7 DAYS OF GARBAGE / 7 DNI ŚMIECI” 2014 – “Marsha and Steve” and “Gaby”/”Marsha i Steve” oraz “Gaby”


pl

In 2015 Hugh Fearnley-Whittingstall from the River Cottage – activist and chef, thanks to whom the fishing rules in the UK have been changed, made for the BBC, the series “War On Waste” concerning all of us. It doesn’t matter where in the world we are – we produce rubbish, we buy too much, we possess too many things and the worst – we waste, we waste, we waste. At the same time a third of all the food we produce never gets eaten and every 10 minutes in the UK alone, people throw away 7 (S E V E N!) tonnes of clothes. DO NOT WASTE! – This is Hugh’s War On Waste! And mine, and yours!

wastenotuk
waste not a third

Every 10 minutes in the UK people throw away 7, S E V E N, tonnes of clothes:

waste not cloths
Hugh on the 7 tonne pile of clothes / Hugh na 7 tonach ubrań, które zostały wyrzucone na śmieci w ciągu 10 minut!

And artists create their art, using rubbish as a material:

In 2014 Gregg Segal made “7 DAYS OF GARBAGE”. He photographed people with their trash and recycables collected during a period of 1 week. You can read more about it and see more pictures on www.greggsegal.com.

So – what do you have today destined for your rubbish bin? Any food? Any goods to throw away? Perhaps old biscuits and dry pieces of yesteday’s cake? Four days old lonely chocolate muffin? A not very fresh piece of any kind of sweet bun? Look for it well! I’m pretty sure you will find something hidden in a cupboard, bread box or a metal tin. Have you got it? Great! Now you can create an extremely easy and tasty Polish “bajaderas” – delicious small sweet balls made from pastry leftovers. Still, in these days in Poland almost every bakery makes them – they use all their unsold cakes, biscuits etc.

SMALL BABY BAJADERAS FOR THE WAR ON WASTE

– old biscuits, pieces of cake, muffins, sweet bun or bread (like a brioche for example)
– sugar/brown sugar/honey
– butter
– pinch of salt
– brandy or any strong alcohol you like
– espresso coffee
– cocoa powder
– raisins
– white sesame seeds or shredded coconut

I’m not going to give you amounts for this recipe. Here you have to use what you find in your kitchen! You have to use those biscuits you found five minutes ago next to your bed! You have to use that half piece of cake your youngest has not finished! You have to use those two spoons of honey left in the jar and eight small packages of sugar you always take from cafes! Last few drops of your favorite brandy! A good gulp of whisky too! A handful of old raisins from the bottom of a bag in the cupboard! Go in! Be creative, use your imagination!

First of all crush very well all bakery leftovers. If you have biscuits you can blend them. You have to obtain some kind of minced-ground-blend-pastry-stuff. Melt some butter, not too much at the begining. Mix all ingredients (except sesame seeds or shredded coconut) together with your hands (Yes, get them dirty!). You should obtain something almost-like-plasticine in texture, something you can easly roll into a golf ball size. Taste it, add what you need to add to be happy. If it is too dry add more melted butter, perhaps a few more drops of alcohol or a small amount of espresso. Form balls and toss them in sesame seads or shredded coconut. Let them rest few hours in a fridge. Eat them! Share with your family and friends! Give a few to your neighbour or to a stranger passing by on the street!



HUGH I WOJNA PRZECIWKO MARNOTRAWSTWU, GREGG SEGAL, SUE WEBSTER, TIM NOBLE ORAZ MAŁE NIEWINNE BAJADERKI

War On Waste, czyli akcja przeciwko marnotrawstwu, przeprowadzana aktualnie na Wyspach przez Hugh Fearnley-Whittingstall – szefa kuchni i aktywiście, dzięki któremu m.in. zmieniono zasady połowów w UK (www.fishfight.net). Wyspy czy nie, ta kwestia dotyczy nas wszystkich!

W Wielkiej Brytanii co 10 minut powstaje 7-tonowa góra ubrań, które są wyrzucane na śmietniki.

1/3 wyprodukowanego jedzenia ląduje na wysypiskach. Marnują ją supermarkety, a producenci zmuszani są do wyrzucania „brzydkich” warzyw i owoców, nie odpowiadających „standardom”. Marchewka musi być prosta, a banan zakrzywiony o tyle i tyle stopni.

W międzyczasie artyści używają odpadów jako materiału do tworzenia sztuki – Sue Webster i Tim Noble w swoim „śmieciowym” projekcie układali góry wyrzucanych przedmiotów w ten sposób, by tworzyły teatr cieni. Gregg Segal w 2014 stworzył serię zdjęć, zatytułowanych „7 dni śmieci”. Prosił rodzinę i znajomych by przez tydzień niczego nie wyrzucali, a potem fotografował ich z odpadami, które sami wyprodukowali. Przepiękny, fascynujący i mądry projekt, który możecie dokładnie poznać na www.greggsegal.com.

No to jak? Co dzisiaj wyrzuciłeś? Jakieś jedzenie? Dobra jakieś, których chcesz się pozbyć? Może stare herbatniki albo suchy kawałek wczorajszego ciasta? 4-dniowa czekoladowa babeczka? Niezbyt świeże słodkie pieczywo? Rozejrzyj się dobrze! Jestem pewna, że znajdziesz coś na dnie szuflady, w pojemniku na chleb czy jakiejś metalowej puszce. Masz już? Świetnie! Teraz możesz zamienić te wszystkie resztki w coś, z czego my Polacy powinniśmy być dumni – w bajaderki! W nasz narodowy recyclingowy cukierniczy produkt!

BAJADERKI W WOJNIE PRZECIWKO MARNOTRAWSTWU

– stare herbatniki, kawałki ciast, ciasteczek i słodkiego pieczywa
– cukier/brązowy cukier/miód
– masło
– szczypta soli
– odrobina brandy lub innego mocnego alkoholu
– mała filiżanka mocnej kawy espresso
– kakao w proszku
– rodzynki
– wiórki kokosowe lub ziarna białego sezamu

Nie, nie mam zamiaru podawać ilości produktów do zrobienia bajaderek! Wszystko zależy od tego, co znajdziesz u siebie w domu, i w jakich ilościach! Musisz przecież zużyć herbatniki, znalezione pięć minut temu obok łóżka! Musisz zużyć niedojedzone przez Najmłodszego ciastko! Te dwie łyżki miodu, zalegające od dawna na dnie słoika! Osiem saszetek cukru, które zawsze zabierasz z kawiarni! Musisz w końcu zużyć ostatnie krople ulubionej brandy! Ostatni łyk whisky również! I tę garść starych rodzynek, zalegających na dnie szuflady! Użyj wyobraźni! Kreuj! Twórz!

Najpierw rozdrobnij wszystkie resztki. Herbatniki – w blenderze, miękkie ciasta – widelcem. Ma powstać sypka, ale nieco wilgotna masa. Roztop masło, na początek niewiele, ale może potem będzie trzeba trochę jeszcze dodać. Wymieszaj wszystkie składniki (oprócz wiórków kokosowych i/lub sezamu). Wymieszaj dobrze rękoma (Tak! Utytłaj się!). Masa ma być taka, by łatwo formować z niej kule wielkości piłeczek golfowych. Próbuj, dodawaj składniki według uznania! Na koniec rób kulki i obtocz je w wiórkach lub sezamie. Odstaw na kilka godzin do lodówki. Jedz! Częstuj rodzinę i przyjaciół! Podziel się z sąsiadką i przypadkowym przechodniem!

eng

 

About Wayne Thiebaud, Serafin, chocolate mousse and L.’s birthday

above / powyżej: WAYNE THIEBAUD “CHOCOLATE CAKE / TORT CZEKOLADOWY” 1971


pl

My dear friend L. used to receive every birthday morning chocolates from D. Pure small pleasures whilst still in bed. Every year. Every morning. Waiting for. And enjoying with.

With your D., with J. and with Mr Thiebaud we wish you the best chocolates in the whole universe!!!! Not those terrible posh ones with tobacco-bacon flavours! HAPPY BIRTHDAY TO YOU – L.!!!

serafin-39-nr2www
Serafin 2015, double exposed self-portrait / autoportret

Since 2002 on every B’day I make a selfportrait. No, not a bloody selfie! I hate that word. Selfie is soooo flat. It is so quick and without any soul. Selportrait has its own tradition, depth and ideas. It takes time. As a photographer I started with an “old-style” (read: the best one) camera, developing the film myself and working in a dark-room. I used to make my own pin-hole camera and enjoy the magic of photography. Today I work mostly with a digital camera, but still I have the biggest respect for the Old Classic Photography – Magic is Magic. Full stop.

The same magic I would like to give to you – L. Not only today. But always. With small food pleasures too. The strangest recipe I ever heard of and I ever made. And it really really works! Is here for you (unfortunatelly from hundreds of kilometers away):

CHOCOLATE MOUSSE HARD TO BELIEVE

– “aquafaba” – water from chickpeas (yes, the water you always pour into the sink, when you use chikpeas!)
– 1 bar of good quality dark chocolate
– honey or brown sugar to taste
– teaspoon or two of espresso
– pinch of sea salt

Melt chocolate over a water bath. Leave to cool. Whisk well the aquafaba until fluffy, white and shiny. Slowly add the honey or sugar and a pinch of salt. Whisk until firm (turn the bowl upside down as when making meringues). Drizzle chocolate into the foam, mix it very very gently. Slowly add espresso coffee. Pour into small glasses and chill for a few hours. And do not worry – nobody will notice any chickpea flavour!



WAYNE THIEBAUD, SERAFIN, MUS CZEKOLADOWY I URODZINY L.

Moja droga przyjaciółka L. w każde urodziny zwykła była otrzymywać od ukochanego D. czekoladki prosto do łóżka. Bez zbędnego wstawania. Prosto ze snu wyciągnięta. Zawsze czekała. I czekać będzie. Nieustająco. Rozkoszując się.

W dzisiejszym dniu wraz z D., J. oraz Szanownym Panem Thiebaud życzymy najlepszych czekoladek we wszechświecie!!! Byleby to nie były wymyślne tabakowo-bekonowe świństwa, którymi nas kiedyś uraczyłaś! Były to pierwsze (i mam nadzieję, że ostatnie!) wyplute przez mnie czekoladki! Wolałabym już masę czekolado-podobną, z którą w końcu dzieciństwo przeżyłam (fakt, że w stanie pogrubionym).

Od 2002 roku w każde własne urodziny robię autoportret. Nie żaden bzdurny płytki selfie! Nie żaden obleśny współczesny półprodukt masowy! Autoportret tradycyjny, który wymaga nie tylko czasu, ale i myśli. Umysłu, natchnienia, skupienia. Wtedy pracowałam z tradycyjnymi filmami, wywołując je w czeluściach najczarniejszych i robiąc odbitki w ciemni, w którą zamieniała się tymczasowo mini-łazienka lub kąt przyjaciółki piwniczny. Bo fotografia tradycyjna to Magia. Koniec i kropka! I choć zamieniłam tradycyjny aparat, choć zamieniłam własnoręcznie zrobioną kamerę otworkową na cyfrową lustrzankę – jestem wierna tradycji i czas wraz z koncepcją są dla mnie najważniejszymi składnikami zdjęć.

Magii doszukuję się nie tylko w fotografii. Szukam jej w świecie podwodnym. I dodaję ją w kuchennych przestworzach. Z najlepszymi więc urodzinowymi życzeniami dla L. przepis, który jest czymś, co dotychczas w gotowaniu zaskoczyło mnie najbardziej. Jest czymś, w co nie wierzyłam (a uwierzyłam).

CZEKOLADOWY MUS NIEMOŻLIWOŚCI
– „aquafaba” – woda z ugotowanej ciecierzycy (Tak, tak! Ta woda, którą wylewasz do zlewu, kiedy używasz ciecierzycy!)
– tabliczka ciemnej czekolady bardzo dobrej jakości
– miód lub ciemny cukier do smaku
– łyżeczka lub dwie kawy espresso
– szczypta morskiej soli

Roztopić czekoladę w misce nad gotującą się wodą. Odstawić do wystygnięcia. Ubić pianę z „aquafaba” w ten sam sposób jak ubija się pianę z białek (tak, również należy na samym końcu odwrócić miskę do góry nogami!). Dodać miód lub cukier do smaku oraz szczyptę soli. Bardzo powoli wlewać roztopioną czekoladę, delikatnie mieszając masę szpatułką (baaaaaardzo delikatnie, żeby pęcherzyki powietrza nie uległy zniszczeniu!). Na końcu wlać powolutku kawę, łącząc ją z masą. Posmakować. W razie potrzeby dosłodzić. Przełożyć do małych filiżanek, miseczek czy kieliszków. Odstawić do lodówki na minimum kilka godzin. I nie martwić się – nikt nie poczuje żadnego smaku ciecierzycy!

eng

 

About red currant ice cream, Joseph Beuys and summer buzz

above / powyżej: JOSEPH BEUYS “DOUBLE GOUACHE / PODWÓJNY GWASZ” 1959-1960


pl

This is the season for red currants, which can be quite difficult to love. They are not so sweet, they have millions of pips and they are not easy to buy. My neighbour has a few beautiful bushes in his garden and for several days I was trying to catch him there. Obviously he went somewhere, and I didn’t want just to go and take his precious currants. Finally I visited his wife and I could go and pick some red beauties. It seems to me that Toulouse Lautrec had to have some red currant bushes in his garden too, because he wrote the recipe for……………red currant salad. However – it was THE MOST BORRING RECIPE EVER*! Take currants, pour over sugar, eat. It more or less sounds like that! First of all – I do not follow any recipe exactly, I just can’t, even if I try sometimes. In the end I made Henri’s red currant salad frozen and in liquid form! It was fun, messy and all around me changed colour, into pink. Pink? Oh, pink certainly is not my favorite colour! However … it can be intriguing!

2015-06-27-red-currant-ice-

RED CURRANT ICE CREAM inspired by Toulouse-Lautrec

– 1 glass of red currants
– 2 very ripe bananas
– kirsch

A day before, peel very ripe bananas and slice them. Put into the freezer.

Squash red currants and wipe them through a sieve to separate the pips from the juice. You will end up with a beautifully deep red, velvety thick liquid. Blend the frozen bananas until smooth, add the red currant juice and a few drops of kirsch, just to add some flavour. Eat immediately or put into a silicon form and freeze it. Take out of the freezer about 1/2 hour before serving.

Yes, there is no sugar added. No cream nor milk. Nothing. Just the pure pleasure of fruit. You can prepare it for children not adding the kirsch. They will have no clue that there are eating only fruit! Just a small magic trick –  healthy ice cream? Yes!

2015-06-27-RCIC-2

Already having the red currant salad in frozen form made, some alcohol around (kirsch) and the colour pink in fifty shades, I decided to invite to my Red Currant Salad Event a special guest. An artist who’s art is not easy for me. And never was. Do I like him? The truth is – sometimes. Sometimes I do not. Do I belive in his art? I’m not so sure. But I’m addicted to his greys, to his love for felt and I find his pink gouache a very acurate and intriguing art work for this recipe.

Once upon a time, many years ago, I went to the Spanish coast to start my new life. A few days after me, my girl friends joined me. We lived in small tiny flat next to the beach and we were the most happy girls in the world. Beach, parties, relaxing, good food and great drinks. However – one day we felt tired of wine and we wanted to drink something different. We bought fresh coconut, pineapple and a bottle of rum. Easy peasy lemon squeezy! I was in charge of putting all the ingredients into a blender and mixing them. First – fruit, after – alcohol. Ooooo, not sweet at all! Sugar needed urgently! White stuff in, blend, try……………Pour everything, but really EVERYTHING, into the sink!!! Yes, I put … salt instead of sugar!!! A whole litre of rum wasted!!! What a nightmare!!! But it was the beginning of my Spanish life and I didn’t realize that Spanish salt has bigger grains than sugar, not like in Poland. And all of us we learn from our mistakes… Don’t we? (But why? Why a whole litre of rum?!).

After that story I learned not only the difference between Polish and Spanish sugar/salt, but I learned a lot more. About great summer buzzes too. And I started to love mixtures of fresh fruit juices with cava (Spanish sparkling wine). However this time I’m in France without the cava, but with prosecco (Italian sparkling wine), which I adore.

RCL 1 DSC_6873

RED CURRANT SALAD IN LIQUID inspired by Toulouse-Lautrec and Joseph Beuys

– 1 prosecco or cava or champagne
– red currants
– honey (agave syrup for a vegan option)
– splash of kirsch

Make the red currant juice as above. Add honey to your taste. Mix it with prosecco/cava or champage. Add a splash of kirsch. Serve in very cold glasses, preferably with ice cubes. Enoy your happy summer days!


JOSEPH BEUYS, CZERWONE PORZECZKI I COŚ MOCNIEJSZEGO NA LATO

Sezon na czerwone porzeczki uważam za rozpoczęty już jakiś czas temu, odkąd przyuważyłam u sąsiada pięknie czerwieniące drobiny na krzakach. Zamarzyłam. Zapragnęłam, choć przecież miłość to trudna. One – niesłodkie, z obrzydliwymi okropnymi ohydnymi milionami małych wrednych pestek, trudne do kupienia, takie niedoceniane, gdzieś tam zagubione wśród truskawek, jagód czy malin. Ale mocne! Wyraźne, głębokie! Zupełnie w końcu obłędnie uzależniające!

Podejrzewając, iż Henri Toulouse-Lautrec sam w ogrodzie czerwone porzeczki posiadał, udałam się do sąsiada „po prośbie”. On sam wybył, pozostała żona. Za jej zgodą udałam się w stronę krzaków i radośnie rwałam, rwałam, rwałam. Nieświadomie, że już niebawem świat mój zaróżowi się pięćdziesięcioma odcieniami niezbyt lubianego koloru, który jednak odpowiednio użyty może stać się bardzo intrygującym i akuratnym!

Oto historia Najnudniejszego Przepisu Świata. Toulouse-Lautrec rekomenduje zasypać porzeczki cukrem i cieszyć się tak powstałą … sałatką!

NAJNUDNIEJSZA SAŁATKA ŚWIATA wg Toulouse-Lautrec’a*
czerwone porzeczki
cukier

Postanowiłam pójść nieco dalej i stworzyłam dwie sałatki z czerwonych porzeczek – pierwszą w stanie mrożonym, drugą w stanie płynnym (dla dorosłych).

SAŁATKA Z CZERWONYCH PORZECZEK W STANIE MROŻONYM,
inaczej zwana Lodami Z Czerwonych Porzeczek, zainspirowana Toulouse-Lautrec’iem

– 1 szklanka czerwonych porzeczek
– 2 bardzo dojrzałe banany
– kirsch

Dzień przed przyrządzaniem lodów obierz banany, pokrój na plasterki i włóż do zamrażalnika.

Rozgnieć czerwone porzeczki i przetrzyj przez sito, oddzielając pestki od soku. Zmiksuj banany na gładką masę, dodaj porzeczkowy sok i odrobinę kirsch’u do smaku. Serwuj od razu lub włóż do foremek i zamróź. Wyjmij z zamrażalnika ½ godziny przed podaniem.

Jeśli masz gdzieś w pobliżu dzieci, które nie przepadają za owocami – nie dodawaj alkoholu i serwuj im zdrowy deser bez cukru, bez śmietany, bez mleka – ot Deser Idealny!

Mając już jedną „sałatkę” gotową, mając już odrobinę alkoholu w pobliżu ( w tę rolę wcielił się kirsch) oraz mając różu poza dziurki w nosie, postanowiłam zaprosić na mój Porzeczkowy Wieczór specjalnego gościa – artystę, którego sztuka nigdy dla mnie łatwą nie była. Czy go lubię? Czasami. Czy wierzę w to, co tworzył? Nie jestem taka pewna. Ale wiem, że już dawno temu uzależniłam się od jego szarości, pokochałam filc i zauroczyłam się różowawmi plamami (patrz: praca powyżej). Oto Joseph Beuys!

Dawno dawno temu, kiedy rozpoczynałam nowe życie w Hiszpanii, odwiedziły mnie przyjaciółmi i miałyśmy przepiękne błękitne lato, będąc najszczęśliwszymi istotami pod słońcem. Razu pewnego, zmęczone piciem wina, postanowiłyśmy napić się czegoś specjalnego. Dziewczęta pobiegły żwawo po kokosy, ananasy i rum. Ja wcieliłam się w rolę barmana i odpowiedzialna byłam za przygotowanie owoców, zmiksowanie i zmieszanie z alkoholem. Początkowo wszystko szło zgodnie z planem, aż do momentu, gdy okazało się, że cukier jest nagle bardzo potrzebny. Dodałam, spróbowałam. I … wylałam CAŁOŚĆ do zlewu!!! Taaaaaaaaaaak, zamiast cukru dodałam … soli, która w Hiszpanii bardzo często jest większa od cukru, czyli odwrotnie niż w Polsce. Cóż, człowiek uczy się na błędach, choć muszę szczerze przyznać, że trudno było nam się pogodzić ze stratą litra rumu!

W późniejszych już czasach rozsmakowałam się w mieszankach świeżych soków z hiszpańską “cava” (hiszpańskie wino musujące). Stąd też zaczerpnęłam inspirację do płynnej sałatki z czerwonych porzeczek, mimo iż aktualnie nie przebywam w Hiszpanii, a we Francji, nie mam cavy ani szampana, lecz prosecco (włoskie wino musujące).

SAŁATKA Z CZERWONYCH PORZECZEK W PŁYNIE,
zainspirowana Toulouse-Lautrec’im i Joseph’em Beuys’em

– 1 prosecco / cava / szampan
– czerwone porzeczki
– miód (opcja dla wegan: syrop z agawy)
– odrobina kirsch’u

Zrób sok z czerwonych porzeczek jak w przepisie na porzeczkowe lody. Dodaj miodu do smaku. Wymieszaj z bardzo wyziębionym prosecco/cavą czy szampanem. Podawaj w schłodzonych kieliszkach, najlepiej z lodem. Rozkoszuj się latem, pij z umiarem!

eng

 

Whistler’s Mother, Mother’s Day, Tim Berg with Rebekah Myers and pistachio ice cream

above / powyżej: TIM BERG + REBEKAH MYERS “ENJOY IT WHILE IT LASTS / CIESZ SIĘ PÓKI TRWA”, lacquered wood / lakierowane drewno, 2007; from / z https://deanproject.com/artists/tim-berg-rebekah-myers/


Whistlers-Mother-700
James McNeill Whistler, Whistler’s Mother (Arrangement in Grey and Black No.1) / Matka Whistlera, 1871
pl

Today in Poland we celebrate Mother’s Day. Therefore I have decided to show you a beautiful painting by James McNeill Whistler – the portrait of his mum painted in 1871. The first time I saw this huge oil painting was many years ago in Paris in the Musée d’Orsay. I stood spellbound. I forgot about the whole world. Those grey colours, those blueish dark shadows… And all of those feelings behind it. Mum – I love you! Thank you for everything!

TIM BERG + REBEKAH MYERS “ENJOY IT WHILE IT LASTS / CIESZ SIĘ PÓKI TRWA” detail / detal; from / z https://deanproject.com/artists/tim-berg-rebekah-myers/

I wanted to do a special dessert, dedicated to all mums around the world. And I was thinking – what do all of us (almost all) like? What treat is so special? Ice cream! I always thought that we enjoy them so much because they give us magical moments when we become children once again. This is a moment of pleasure which doesn’t last long.

I have loved ice cream ever since I can remember. I grew up in a communist country and in those days we had nothing. Shops were empty, you could only buy … vinegar (!). But occasionally we could buy some ice cream after queuing for a few hours, it was a real treat! But, to be honest, they weren’t any good. Just something sweet and cold. Normally they were vanilla or cocoa (yes, cocoa not chocolate) flavoured, without any vanilla of course. When communism died a not so natural death in Poland we started to have more ice cream shops and more ice cream flavours. Strawberry, lemon, caramel and “malaga” (rum and raisin without any rum). Still nothing exiting.

When I was 15 I went for the first time to France (yes, with my Mother).

– “You can have as many ice creams as you can eat my darling” – she said.

So I did. I bought the biggest ice creams you could imagine. All flavours – melon, blackberry, kiwi, stracciatella, salted caramel, cherries, walnut, hazelnut, chocolate and God knows what else. Including pistachio. Since that day I have understood what heaven means to me. Then I started to try pistachio ice cream everywhere and made a private competition listing them from best to worst. Sometimes they were awful, almost inedible, just green frozen horrible stuff. Sometimes they were almost orgasmic. For years the leading light was a small “gelateria” in Eivissa town (Ibiza). For the last one and a half years I have struggled to decide between two others – in Bergamo and in Barcelona. Finally “DeLaCrem” in Barcelona won with its  Italian artisan ice cream maker – Massimo Pignata. Grazie mille!

Unfortunately I don’t live in Barcelona and I can’t go every day to DeLaCrem, so I had to make the pistachio ice cream myself. And it didn’t last long.

pistachio-ice-cream-3
pistchio-diptych

PISTACHIO ICE CREAM

150g pistachios
1/2 l milk (I used sheep’s milk)
2 tbs corn starch (I used Polish potatoe starch)
70g sugar

Boil some water and blanch shelled pistachios (put them into the boiling water for about 2-3 minutes). Drain them and take off the skins. Then blitz in a food processor until smooth, adding a splash of water. You should obtain a nice paste.

Mix the potato starch with half the milk. Warm the rest of the milk in a small pan, adding sugar until it is desolved. Slowly pour into it the mixture of starch and milk. Stir gently until it thickens. Remove from heat and chill well.

When cold mix it with the pistachio paste and pour into the ice cream machine (use it according to the machine’s instructions). Freeze it or eat at once. With your mum of course!



JAMES McNEILL WHISTLER, TIM BERG, REBEKAH MYERS, DZIEŃ MATKI I LODY PISTACJOWE

Dzisiaj Dzień Matki, zdecydowałam się więc zaprezentować jeden z moich ulubionych obrazów – “Matka Whistler’a” z 1871 roku, znany również jako “Aranżacja szarości i czerni nr 1”. Pamiętam jak dziś, kiedy ujrzałam ten ogrom szarości i niebieskich cieni lata temu w paryskim Muzem d’Orsay. Stanęłam zaczarowana. I tak stałam. Stałam. Stałam. A czas płynał, jak to ma w swoim zwyczaju. James McNeill Whistler zaczarował mnie, oczarował, obsypał magicznym pyłem. Te uczucia, ten związek, ta relacja między dzieckiem a matką! Mamo – kocham Cię i dziękuję za wszystko!

Z okazji Ważnego Święta i ku zapomnieniu szału (politycznego) ostatnich dni, chciałam zrobić deser. Specjalny. Matczyny. Zadedykowany wszystkim mateńkom tego świata. A cóż kochamy prawie wszyscy? Lody, oczywiście lody! Myślę, że ta miłość to podziękowanie za kilka krótkich chwil Absolutnej Przyjemności i powrotu do Kraju Dzieciństwa. Minuta, dwie i bańka pryska, topi się…

Kocham lody odkąd pamiętam. I mimo wychowania w komunie, a może dzięki temuż, wspominam nawet ohydne mrożone paskudy z sentymentem. Z trudem wystane w kolejce waniliowe bez wanilii i kakaowe, mające być namiastką czekoladowego marzenia. Kule lub kostki. Wraz z niezupełnie naturalną śmiercią komunizmu narodziła się nowa era lodowa. Kolejne lodziarnie. Nowe smaki. Karmelowe, truskawkowe razem z cytrynowymi, malaga z rodzynkami, ale bez rumu. Niestety nadal mało interesujące. Świąteczne, owszem, ale bez ochów i achów.

I tak do momentu, gdy mając lat 15 pojechałam po raz pierwszy do Francji (z Mateczką oczywiście, bo w końcu to matczyny ma być post), a Szanowna Pani Matka oznajmiła:

„Dziecko, możesz kupić sobie tyle lodów, ile jesteś w stanie zjeść.”

Uczyniłam, co było nakazane. Tyyyyyyyyle. I o wszystkich smakach. Melonowe, jeżynowe, o smaku kiwi, stracciatella, słonego karmelu, wiśniowe, orzechowe, laskowe, czekoladowe i jakie tylko istniały. Również pistacjowe, które od tego czasu stały się moją obsesją i dla których stworzyłam osobistą listę rankingową. Na samym jej szczycie przez lata figurowała niewielka lodziarnia z Ibizy. Jednak półtora roku temu została zdetronizowana – do wyboru (bardzo trudnego zresztą) miałam lodziarnię z włoskiego Bergamo i lodziarnię z Barcelony. W końcu po wielu żmudnych próbach pełnych poświęceń wygrała barcelońska DeLaCrem, ale z włoskimi korzeniami, ponieważ rzemieślnikiem lodowym jest Włoch Massimo Pignata. Grazie mille!

Niestety nie mieszkam w Barcelonie i niestety (a może na szczęście?) nie mogę chodzić każdego dnia do DeLaCrem. Postanowiłam więc zrobić lody pistacjowe i od razu je zjeść!

LODY PISTACJOWE
150 g pistacji
½ litra mleka (użyłam owczego)
2 łyżki mąki ziemniaczanej
70 g cukru

Zagotuj wodę i zblanszuj obrane orzechy pistacjowe (czyli wrzuć je do gotującej się wody na 2-3 minuty). Odcedź i obierz ze skórek. Zmiksuj na pastę, dodając odrobinę wody.

Wymieszaj mąkę ziemniaczaną z połową mleka. Drugą połowę zagotuj. Dodaj powolutku miksturę mąki ziemniaczanej i mleka, ciągle mieszając, aż zgęstnieje. Odstaw. Wystudź.

Do zimnej masy dodaj pastę pistacjową i dobrze wymieszaj. Przełóż do maszynki do robienia lodów i postępuj zgodnie z instrukcją (nie zapomnij wstawić maszynki dzień wcześniej do zamrażalnika!). Gotowe lody zamróź lub jedz od razu, z mamą oczywiście!

eng

 

About breaking the ice (strawberry sorbet)

above / powyżej: RIIKO SAKKINEM “THE ENEM HAS POISONED THE ICE CREAM / WRÓG ZATRUŁ LODY”, 2003


pl

First look. Shy blush. Sun. Finally fresh warm air. Waiting for more. Transient moments.


STRAWBERRY SORBET

– strawberries
– acacia honey
– a little lemon juice
– a little lemon zest
– pinch (very small one) of sea salt
– lemon balm (optional, if you have in your garden)

Blend everything till smooth. Sweeten to taste. Freeze in a flat dish. Break the ice and take the pleasure!

That was my short story. About the bright side of ice. And its other side, the dark one. Fin Riiko Sakkinem (“the founder of Turbo Realism, a 21st century art movement which depicts the globalized capitalism with a mocking verisimilitude”) made this above work.


O LODACH PRZEŁAMYWANIU

Pierwsze spojrzenie. Słońce. Wreszcie ciepłe świeże powietrze. W oczekiwaniu na więcej. Nieustająco. Uchwytne chwile. Lub nie.

TRUSKAWKOWY SORBET
– truskawki
– miód akacjowy
– trochę soku z cytryny
– odrobina startej cytrynowej skórki
– minimalna ilość morskiej soli
– melisa (opcjonalnie, jeśli masz w ogrodzie)

Zmiksuj wszystkie składniki, dosładzając według własnych upodobań. Włóż do zamrażalnika w płaskim naczyniu na minimum kilka godzin. Przełam lody (wszelakie), zamieniając je w rozkosze!

To było kilka moich krótkich zdań. Tak krótkich, jak topniejące lody. Minimalistyczna historia o jasnej stronie. A ponieważ zawsze istnieje również ciemna – oto praca Fina Riiko Sakkinem’a z 2003 roku, zatytułowana „Wróg zatruł lody”.

eng

 

About stinging breakfast for Toulouse-Lautrec

above / powyżej: ALICE MAHER, NETTLE COAT / PŁASZCZ Z POKRZYW” 1995


pl

Thick gloves? – Ready! Cream wellies with block heels, looking like part of a mannequin’s leg? – Ready! Sharp scissors? – Ready! Impassable terrain? – Muddy Mud Mad Country (played by my garden, ex-garden I should say). Objective? – to gain nurture for H. (by the way – he is dead, I’m not sure he really needs anything?) and for myself. REEEAAADYYY???!!! GOOOOOOOOOOOOOOOOOO!!!

So I went. No choice. Hunger in the house. Dear me, all of us, and I really mean A L L – elderly, young and even babies. Mums and dads. Grandparents. Friends and enemies. Intelligentsia and proletariat. Beauties and beasts. Good people from here and bad from there. Local creatures from the Midi-Pyrénées, being absolutely certain what they want. Without any doubts! They come to hunt. They come to chop heads. Young heads. They come to fight. And win. The Majestic Nettle Family is waiting to be devoured! In ravioli, pasta, tarts, pesto, pizzas, breads, cakes, biscuits, ice-creams and drinks.

This is really healthy, easy and quick to prepare. A beautiful beginning to any day. Forget about regular flour – use oats! Forget about white sugar – use moscovado sugar! Forget about butter – just add a little olive oil!

STINGING BREAKFAST FOR TL
(Lemony oatmeal muffins with nettles, cream cheese and red peppercorn)

– 2 glasses of oats
– 2 tbs bran
– 2 eggs
– 2 small yoghurts (2x125g)
– 1 lemon (juice and zest)
– 1 tsp bicarbonate of soda
– 1/2 glass of moscovado sugar
– 1/2 glass of olive oil
– pinch of salt
– 100g fresh nettles

NETTLES – take only young leaves, wash them carefully. In a pan boil a small amount of water and put the nettles into it for about 1 minute to blanche them. Strain it. Pour cold, almost icy, water over to stop them cooking. Mix into a paste, using a blender.

CAKE – whisk eggs with moscovado sugar, add yoghurt, lemon juice and lemon zest. Mix it well. Grind oats into a flour (you can do it in a coffee grinder). Add it to the batter. Mix it with bran, bicarbonate of soda and salt. Let it rest for at least half an hour, the oats and bran will absorb all the liquid – if needed add a little milk, water or any juice. Slowly pour in olive oil. At the end incorporate the nettle paste. Pour batter into the muffin cases (you should obtain 6). Bake in a preheated oven, 180 C, for about 25-30 minutes. Serve with cream cheese, lemon zest and red pepper corns. The muffins aren’t very sweet, so if you prefer – serve with a little of honey.

COMMENTS – oatmeal muffins, cakes, american pancakes are not so fluffy and they will never rise like those made from regular flour. To add some lightness to them, I put in a little bran.

Why are you still here?!!! Go, go, go and sting yourself! N O W!


O KŁUJĄCYM ŚNIADANIU DLA TOULOUSE-LAUTREC’a

Grube rękawice? – Gotowe! Kremowe kalosze na obcasie, wyglądające jak nogi manekina? – Gotowe! Ostre nożyce? – Gotowe! Teren do pokonania? – Bagniste Bagna Bagienne (w ich roli mój ogród, a raczej … mój były ogród) Cel? – Zdobycie pożywienia dla H. i dla mnie samej (nawiasem mówiąc H. jest martwy, więc może już niczego nie potrzebuje?) GOTOWI???!!! START!!! Pobiegłam więc. Nie miałam przecież wyboru, głód zaglądał do każdego kąta. Pobiegliśmy w końcu wszyscy. Naprawdę, W S Z Y S C Y. Młodzi, starcy i niemowlęta. Ojcowie i matki. Dziadkowie. Przyjaciele i wrogowie. Inteligencja i lud pracujący. Piękne i bestie. Dobrze ludzie stąd i źli stamtąd. Miejscowe kreatury ze Średnich Pirenejów, gotowe na wszystko i dokładnie wiedzące czego chcą. Bez wahań, bez wątpliwości. Pragnące polowania. Pragnące głów do ścięcia. Głodne walki i zwycięstwa. Głodne! Królewska Rodzina Pokrzyw gotowa na pożarcie! W ravioli, makaronach, tartach, pesto, pizzach, chlebie, ciastkach, ciasteczkach, lodach oraz napojach wszelakich.

Oto przepis na niezwykle zdrowe, szybkie i proste rozpoczęcie dnia. Zapomnij o zwykłej mące – użyj płatków owsianych! Zapomnij o białym cukrze – użyj cukru moscovado! Zapomnij o maśle – użyj oliwy z oliwek!

KŁUJĄCE ŚNIADANIE DLA H.
czyli cytrynowe owsiane babeczki z pokrzywami, twarożkiem i czerwonym pieprzem

– 2 szkl płatków owsianych
– 2 łyżki otrębów
– 2 jajka
– 2 małe jogurty (2x125g)
– 1 cytryna (sok i skórka)
– 1 łyżeczka sody oczyszczonej
– ½ szkl cukru moscovado
– ½ szkl oliwy z oliwek
– 100 g świeżych pokrzyw

POKRZYWY – zbieraj jedynie młode liście z górnych partii rośliny. Umyj je delikatnie. W garnku z niewielką ilością wody zagotuj je przez minutę (=blanszowanie). Odcedź na sicie. Przelej zimną, prawie lodowatą, wodą, by przerwać proces gotowania. Zmiksuj na pastę.

CIASTO – ubij jajka z cukrem, dodaj jogurt, sok i startą skórkę z cytryny. Wymieszaj. Zmiel płatki w młynku do kawy. Dodaj do masy razem z otrębami, sodą oczyszczoną i solą. Wymieszaj, odstaw na pół godziny lub dłużej. Ten czas pozwoli płatkom i otrębom na wchłonięcie płynów i jeśli to będzie konieczne – dodaj trochę mleka, wody lub jakiegokolwiek soku. Powoli dolej do masy oliwę i wymieszaj. Wlej do foremek (powinno wystarczyć na 6) i wstaw do nagrzanego do 180 C piekarnika na około 25-30 min. Podawaj z kremowym serkiem typu Philadelphia, skórką z cytryny i czerwonym pieprzem. Babeczki nie są zbyt słodkie (twarożek jest naturalny), możesz więc polać odrobiną miodu.

UWAGI – babeczki, ciasta czy placuszki, zrobione z płatków owsianych, nigdy nie będą tak puszyste ani wyrośnięte jak te, zrobione z białej mąki. Dla dodania im lekkości dodałam niewielką ilość otrębów.

Ty ciągle tutaj???!!! Gotowy na kłucia i poparzenia? Do bieguuuuu!!! – S T A R T!!!

eng

 

About oranges, herring and black pancakes

above / powyżej: ANNA KRÓLIKIEWICZ


pl

Today in Poland, instead of Pancake Day or Mardi Gras, we have “Śledzik”, which means herring. Before going to the last party of carnival we eat as “tapas” small different types of herring and we drink pure, really cold vodka. But … I’m not in Poland and I don’t have any herring around me! Only squid ink. Both of which are from an Underwater Paradise.

Henri didn’t mention pancakes in his book, but he wrote a recipe for an orange preserve. It is the orange season now! They are so juicy, so sweet. Fantastic for pancakes!

25 years ago. A Polish forest. A tiny village at the end of a dirt track. A wooden house, a kitchen the size of a handkerchief. My dad, me and my friend. A big stove, a few old rustic frying pans. Eggs and milk from the neighbours. First lesson – how to prepare batter for pancakes. Second lesson – how to toss them!!! ……………………….. OK, I have to be absolutely honest – the whole, but I mean THE WHOLE, kitchen was covered in batter!!! The ceiling, the wooden floor, the stove, my friend, my dad and myself… Good old days.

Nowadays I can toss pancakes without any problems. Usually I make them not from regular flour, but from oat flour (I’m addicted to oats). Usually they are yellow, because of my other addiction – turmeric. But today … they are black, thanks to squid and thanks to Anna Królikiewicz – a great Polish artist, who loves to cook, to feed, to create work concerning food. Last night I couldn’t sleep thinking about her amazing pink/violet/amaranth pancake! I would like to dedicate this post to her.

As I wrote before, this is a blog based on TL’s recipes, but not only his. This is an artistic culinary blog and I’m going to introduce to you more and more artists and some of their works.

Today I made black pancakes with labneh, which is a thick strained yoghurt popular in Middle Eastern cuisine, two versions – savoury and sweet (with Henri’s marmalade).

One night before, I prepared labneh, using 1 kg of natural yoghurt, which I strained through muslin over a bowl. In the morning the gorgeous labneh was done – creamy, smooth, thick and rich of flavor. I also had about 250 ml of whey, which I used for making the batter (I always try not to waste anything when I’m cooking).

BLACK PANCAKES WITH LABNEH

250 g oat flour (you can use regular oats and grind them)
1 organic egg
a pinch of Himalayan pink salt
250 ml whey (leftover liquid after making labneh) *ZW
squid ink
olive oil for frying

Whisk the egg. Mix with oat flour and salt, adding the whey slowly. It should have the consistency of cream. Let it rest for minimum half an hour. Afterwards add some more liquid if needed. Fry the pancakes in a small frying pan, because of the oats they are a lot more delicate and not so elastic like those made from regular flour.

SAVORY BLACK PANCAKES WITH LABNEH by serafin

1 shallot or 1/2 red onion
1/2 a small red chili
fresh mint
freshly ground black pepper
freshly crushed red peppercorn
Himalayan pink salt
olive oil to drizzle

SWEET BLACK PANCAKES WITH LABNEH AND MARMALADE

MARMALADE
– for 5 small jars –

about 20 big oranges (after peeling you should have about 3 kg)
1 kg of fructose
the juice from 1 lemon

Wash the oranges well. Peel them delicately (you need only the zest, not the pith!). Remove all the pith and pips. Chop the fruit into small pieces, about 1 cm square. Put into a pan with a thick bottom. Add the fructose (it is sweeter than white sugar and helps to set the marmalade or any jam), lemon juice and half of the orange zest (the other half you can freeze and use, for example, for cakes or duck). Cook over a low heat until it’s shiny, almost transparent and thick. And remember – if it is too thick add a little water.

This orange preserve is full of flavor, chunks of fruit, sweetness and southern sunshine. Pure nature in a jar. Colourful happiness for the end of a long cold winter.



O POMARAŃCZACH, ŚLEDZIACH I CZARNYCH NALEŚNIKACH

Dzisiaj „Śledzik”, czy też Mardi Gras (Tłusty Wtorek) lub Pancake Day (Dzień Naleśnika). Gdybym była w Polsce, z pewnością zjadłabym śledzia w oleju i z pewnością nie popiłabym, nawet zmrożoną, wódką. Ale w Polsce nie jestem i śledzi wokół brak! Najbliższe śledziom, co znalazłam, to atrament kałamarnicy, wszystko pozostanie więc w Raju Podwodnym.

Henryk w swej książce o naleśnikach nie wspominał. Milczał. O śledziach owszem, ale ja nie o śledziach, nie tym razem. Napisał jednak o dżemie z pomarańczy, a tenże przecież doskonale nada się do naleśników! Mam więc sezonowe cudowne pomarańcze i atrament – będą czarne naleśniki z nadzieniem pomarańczowym, zainspirowane innym artystą, a raczej artystką. Anna Królikiewcz stworzyła Naleśnik Idealny, purpurowy/różowy/amarantowy, przez który nie przespałam pół nocy. Figlarnie zawinięty, kolorem tak mocny, tak urzekający. Tak inny, choć tak oczywisty. Przepiękny, jak i autorka tegoż, formą, celowością, tradycją i nowoczesnością. Aniu – dziękuję!

25 lat temu w małej zabitej dechami wsi, w środku Mrocznych Borów, w drewnianej chatynce Ojciec dzieciom lekcje dał. Pierwsza – jak zrobić naleśnikowe ciasto. Druga – jak je smażyć, przerzucając zgrabnie pod sam sufit. Efekt – wtedy była to CAŁA, ale doprawdy C A Ł A, kuchnia w cieście. Oblepione ściany, sufit kapiący niezgrabnie, podłoga klejąca się prawie. Piec pokryty szybko palącą się masą. Dziatki mało widoczne spod jajeczno-mączno-mlecznej masy. Ojciec dzielnie próbujący się bronić. To były czasy…
Dziś naleśniki przerzucać potrafię bez oblepiania ciastem świata wokół i robię je zazwyczaj z mąki owsianej (staram się wszystko z niej robić, a ją samą uzyskuję mieląc po prostu płatki owsiane w zwykłym młynku do kawy). Zazwyczaj robię je żółte, gdyż prawie do wszystkiego wrzucam kurkumę. Dnia dzisiejszego – czarne z labneh (gęstym jogurtem bardzo popularnym na Bliskim Wschodzie). W dwóch wersjach – wytrawnej i słodkiej (z Henrykowym dżemem).

LABNEH
Wczoraj wieczorem na sicie położyłam kawałek białego płótna, a na nim 1 kg zwykłego naturalnego jogurtu. Rano cieszyłam się gotowym labneh, gęstym, cudownie kremowym, białym i aksamitnym. Uroki prostoty.

CZARNE NALEŚNIKI Z LABNEH
– 250 g mąki owsianej
– 1 jajko
– szczypta himalajskiej różowej soli
– 250 ml serwatki (która została po zrobieniu labneh) *ZW
– atrament kałamarnicy
– oliwa z oliwek do smażenia

Wymieszać trzepaczką jajka, dodać mąkę owsianą, sól, mleko i atrament, aż do uzyskania gładkiej konsystencji śmietany. Odstawić na minimum pół godziny, by mąka owsiana mogła dokładnie wchłonąć płyny. W razie potrzeby dodać wody lub mleka.
Naleśniki smażyć na gorącej patelni z odrobiną oliwy z oliwek. Patelnia musi być niewielka, inaczej naleśniki porozpadają się (mąka z owsa nie jest tak elastyczna jak zwykła).

CZARNE WYTRAWNE NALEŚNIKI Z LABNEH
– 1 szalotka
– ½ małej papryczki chili
– świeża mięta
– czarny pieprz
– czerwony pieprz
– różowa himalajska sól
– oliwa z oliwek do pokropienia


CZARNE NALEŚNIKI Z DŻEMEM POMARAŃCZOWYM

– DŻEM POMARAŃCZOWY (ok. 5 słoiczków)

– 18-20 pomarańczy (po obraniu powinno ok. 3 kg)
– 1 kg fruktozy
– sok z 1 cytryny

Umyć dobrze pomarańcze, wyszorować gorącą wodą, wrzątkiem prawie. Zetrzeć delikatnie skórkę (tylko pomarańczową część!). Nożem usunąć białą skórę. Wyrzucić pestki. Owoce pokroić w kostkę. Smażyć w garnku o grubym dnie, razem z fruktozą, sokiem z cytryny i połową startej skórki (resztę można zamrozić i użyć np. do ciast czy kaczki!) na małym ogniu. Gotowa masa powinna być błyszcząca, prawie przezroczysta. Jeśli jest zbyt gęsta, należy dodać wody. Gorący dżem ma konsystencję dość płynną, ale fruktoza sprawi, iż oziębiając się, zgęstnieje (jest również o wiele słodsza od cukru, dlatego nie używam jej zbyt dużo). Wlać go do wyparzonych słoików do pełna, zamknąć je i odwrócić do góry dnem aż do wystygnięcia.
Pomarańczowe cudo, zamknięte w szklanych słoikach, jest pełne słodyczy cząstek owoców, aromatu skórki południowego słońca. Podane z czarnymi naleśnikami i labneh staje rajem, rozkoszą, sztuką samą w sobie.

eng

 

About locals, non-locals, Max Weber, strangers and two pears

above / powyżej: MAX WEBER “TWO PEARS / DWIE GRUSZKI” litograph/litografia 1930-32; from/z MOMA


pl

I’m a big fan of local food. But what does it mean in my case? What is “local” for me? I’m a stranger living in four countries, two houses, three flats and one boat (unfortunately none of them are mine). “You don’t need to be local to feel local” – as I read last week in The Queen’s City. So here I am – sometimes local, sometimes non-local, but with a local feeling!

Max Weber was born in 1881 in Białystok to a Jewish family. Polish treat him as a Polish artist, because now Białystok is a Polish city. However in 1881 Poland didn’t exist and it was a part of the Russian Empire. In addition Weber emigrated to the USA, where he was the first to introduce  cubism. He also  spent a lot of time in France. Who was he then? For those who like to put labels on (and who aren’t Poles) he was just simply a Russia born Jewish-American! Simple as that! What did he write when filling out papers and seeing “nationality”? Where did he feel “ at home”? I truly believe that it was everywhere. These kind of “wandering souls” find home in any place. They just have an ability to domesticate it. They are locals in any latitude. And with two pears!

And what about “local” food? I took from my neighbour’s tree some pears. Nobody in our village seems to pick up fruit and it is good! It is good for me! I can take anything I want – apples, pears, plums, crab apples, quince and hazelnuts (walnuts I have in my garden). This autumn wasn’t a great season for fruit, but I managed to find some, including pears. Beautifully shaped and sweet… Heaven! Till that moment they were local, weren’t they? But (always there is a but!) I took them on My Long Trip, we traveled together a few thousand kilometres. We had rain, snow, wind and finally sun. Are they still “local” today, being so far away from their home pear tree?

In my opinion yes, they are, because they feel like it! And today I found two of them, hiding at the bottom of a basket somewhere in the larder.

The original recipe “Cooked pears” sounds quite boring to me, to be honest. Just cook pears in water with sugar? No, not for me! First of all I’m not a big fan of white sugar. Second of all – I’m not a fan of boiled things, in my opinion they lose plenty of flavor and goodness in the water and after I need to use this flavored water for something else. Having local-non-local pears I went to the garden to pick up some rosemary. And I ran to buy some great local cheese from the Kingdom – The Great Stilton.

PEARS WITH STILTON, ROSEMARY AND POMEGRANATE SEEDS
(inspired by Toulouse-Lautrec and Joyant)

– 2 pears
– acacia honey or any different honey you have (local or stranger – you choose)
– Stilton cheese (in my case today, because one month ago it would’ve been Roquefort)
– fresh rosemary (always local!)
– one pomegranate (local or stranger?, if you are i.e. in Turkey now, it will be  perfectly local!)
– olive oil (today non-local, half a year before – absolutely truly local for me!)
– a little butter

Heat a pan, add a little olive oil. Put in unpeeled, but quartered pears without the cores. Fry them gently changing sides. Add some butter to obtain a golden colour. At the end pour on honey and add rosemary. If it’s needed, add some water to make steam, helping the pears to cook, it will also make a nice sauce full of flavors. Take off the flame and add the pieces of Stilton cheese and pomegranate seeds.

Eat hot or warm, preferably with a glass of cold white wine – local or not, possibly bought in a local shop. You can also eat it, drinking good cava, prosecco or champagne. I recommend you the organic prosecco “Brut And The Beast”, which I drunk in Franco Manca in London, eating great pizza with wild mushrooms, but you can buy it / drink it too in Warsaw in the small vegetarian bistro, Eden. This is The Prosecco to write a book about…my number one (while drinking it, please breathe slowly and deeply, you will discover new flavors, I promise). Now having The Beast in your fridge, prepare pears. Enjoy your life!



O LOKALSACH, OBCYCH, MAXIE WEBERZE I DWÓCH GRUSZKACH

Jestem fanką lokalnych produktów, z tym, że mam problem z lokalnym patriotyzmem. Czymże jest dla mnie owo „lokalne”? Mieszkając pomiędzy czterema krajami, dwoma domami, trzema mieszkaniami i jedną łodzią (niestety nic z tych dóbr nie należy do mnie), trudno jest uznać, że coś jest lokalne lub nie. Ja sama przecież lokalną być nie mogę, bo jestem obcą! Jakże więc potraktować mam jabłka z przydrożnej jabłoni, zebrane tydzień temu, zabrane w podróż daleką? Czy po tysiącach kilometrów, spędzonych w bagażniku, szarlotka będzie z lokalnych produktów? Czy cudownie obłędne dwie gruszki, zerwane u sąsiadów, po przelocie do innej krainy, będą lokalnym produktem? Czy ja-obca z obcą-gruszką, ale tydzień temu jeszcze lokalną, będziemy jeszcze w jakikolwiek sposób swojskie? A może już na wieki pozostaniemy lokalne-obce? Max Weber urodził się w 1881 roku w Białymstoku w żydowskiej rodzinie. Przez Polaków uważany jest więc za polskiego artystę. Problem w tym, iż w 1881 roku Polska nie istniała na mapie, a Białystok należał do Cesarstwa Rosyjskiego. Na dodatek Weber wyemigrował do Stanów Zjednoczonych, gdzie stał się prekursorem kubizmu, sporo też czasu spędził we Francji. Kim był? Dla lubiących szufladki był amerykańskim Żydem rosyjskiego pochodzenia. Co wpisywał w rubryce „narodowość”? Gdzie czuł się jak u siebie w domu? Śmiem wierzyć, że wszędzie. Takie „wędrujące dusze” odnajdują dom w każdym miejscu, po prostu oswajając je – lokalsi pod każdą szerokością geograficzną. W dodatku z dwoma gruszkami!

Podobno „bycie lokalsem” jednoznaczne jest z „czuciem się lokalsem”. Zebrane więc przez mnie owoce, oliwa z oliwek z wybrzeża, które jeszcze pół roku temu było moim domem, czy ryż z pól, które były moim sąsiedztwem, my wszyscy CZUJEMY SIĘ lokalsami. Jesteśmy więc nimi! I równocześnie witamy z otwartymi rękoma (czy też gałęźmi lub łodyżkami) wszystkich obcych, bo nimi też się równocześnie czujemy.

W oryginalnym przepisie na Henrykowe gruszki świat wydał mi się nieco nudnawy. Czymże jest w końcu ugotowanie gruszek w wodzie z cukrem? Cóż, niczym więcej jak … ugotowaniem gruszek w wodzie z cukrem! Gdzie miejsce na wyobraźnię? Przecież nie w wodzie z cukrem białym! Przecież nie w wygotowaniu aromatu i słodkości owoców w lepkim roztworze!

Będąc posiadaczką lokalnych-obcych gruszek, powędrowałam do ogrodu zerwać rozmaryn. Następnie udałam się po cudowny ser – fantastyczny angielski Stilton! I zabrałam się do roboty.

GRUSZKI ZE STILTONEM, ROZMARYNEM I GRANATEM (inspiracja: Toulouse-Lautrec, Joyant)

– 2 gruszki (lokalne-obce)
– miód akacjowy lub jakikolwiek inny (lokalny lub obcy – do wyboru)
– Stilton (lokalny dzisiaj, bo kilka dni temu byłby to roquefort)
– rozmaryn (zawsze świeżo zerwany z jakiegoś mniej lub bardziej przypadkowego krzaka)
– 1 granat (lokalny dla np. przebywających w Turcji)
– oliwa z oliwek (dziś obca, 6 miesięcy temu lokalna)
– odrobina masła (lokalne lub obce)

Pokrój gruszki na ćwiartki, pozbądź się gniazd. Nie obieraj owoców, skórki są bardzo zdrowe i dzięki nim gruszki nie rozpadną się. Na rozgrzaną patelnię wlej oliwę z oliwek. Wrzuć poćwiartowane gruszki. Podsmaż je z każdej strony. Dodaj masło i poczekaj, aż się zezłocą. Dodaj trochę miodu i rozmaryn. Jeśli potrzeba, wlej odrobinę wody (utworzona para pomoże owocom zmięknąć i stworzy cudowny sos).
Podawaj ciepłe lub gorące nawet, z serem stilton i owocami granatu. Do tego kieliszek schłodzonego białego wina – lokalnego czy nie, ale zakupionego prawdopodobnie w lokalnym sklepie.

Zamiast wina możesz wypić prosecco, a jeśli jesteś akurat w Londynie, to proszę – idź do pizzerii Franco Manca, zjedź pizzę z grzybami, kup na wynos genialnegenialnegenialne prosecco Brut And The Beast*, które jest moim ostatnim odkryciem i wielką miłością, które należy pić powoli, głęboko oddychając, by odkryć nowe pokłady smaku.

Nie mając jednak Bestii w lodówce i nie zjadłszy pizzy, należy wrócić do gruszek i rozkoszować się życiem! Smacznego!

*UPDATE 06/2020: Brut And The Beast możecie nabyć w świetnym Eden Bistro (kuchnia wegańska i wegetariańska) w Warszawie! (ul. Jakubowska 16)!

eng