If you hear the words “Spanish cuisine” what do you think of? Beyond the wine of course! You think: paella, sangria, tapas? Don´t you? For me, after so many years in Spain, there is still paella, sangria and tapas, but good ones! Not that terrible preprepared stuff, not that bland red wine coloured liquid from a box. No no no!
I remember my first paella. Until now one of the best ones. It was almost twenty years ago in Ibiza. A poor, tiny house with the smallest old lady in the world! María had the biggest heart and she always wanted to give, not to take. Once upon a time she invited me to her house in the middle of nowhere. The gate was made from old iron bedsteads. A long sandy path led to the small white building. A few skinny goats around. One lonely lemon tree. Nothing more. She made a special dinner for a special guest – me! I wanted to learn from her how to make paella, so she allowed me to be her sous-chef. At the end of this great meal sadly I realised that in Poland then, we didn´t have fresh sea food and it would not be possible to create something even close to This Paella. She smiled, she took my hand and we went to her pantry. The pantry was small, very small, but inside it was very big freezer… I understood the lesson.
Oh, can you imagine the flavours of this Big Spanish dinner? 1988, Miquel Barceló in his kitchen preparing a great meal. Rice slowly bubbling on a fire. Mussels waiting for their turn. Or perhaps it was far far away from Mallorca, perhaps this painting reflects Barceló’s hankerings and there were just few empty shells in his studio waiting to be painted? With artists you never know.
Many times I wonder what I would like to eat for the last meal of my life. The Big Spanish Dinner could become the Last Supper. Usually I was adjudicating the superiority of bread over the potato or vice versa. But since this summer I have no problem at all! On one beautiful late August day I had The Best Meal Of My Whole Life and without any doubt for My Last Supper I would ask the great Catalan chef Sergi Calm to cook for me his black paella and make for me flan (a Spanish kind of baked custard). Until that day I had no clue who Mr Calm was,or what meant Cafè Begur and that ,that one day could change my life forever! But it did
It was late summer, as I wrote before. My last day off, which I was happy to spend with my Polish friend. A small half empty beach, sun, sand and quiet. After a few hours a small hunger awoke and we needed to go and find something to eat. We went to Begur, a charming village with many bars and restaurants. But passing one old building I spotted a stunning staircase and I wanted to see where they could lead us. To heaven! They led us to heaven!
Cafè Begur – amazing place, beautifuly designed with old charm and soul. Food soooooooooo great, that after the meal I wanted to congratulate the chef. Here you have the short conversation between me and Sergi Calm, our first (but not the last) conversation ever:
Sergi: Do not worry! I have a wife and two kids!
To prepare any type of rice in Catalonia you need to have sofregit, which is a sauce used as a base. Igredients and preparation may vary, but usually consists of tomatoes, onions and garlic, chopped and cooked in olive oil on a very small fire. You need to add some sea salt and black pepper to taste. You need to pay attention to your sauce, stirring it constantly and adding some water if needed.
In the meantime fry your salmon in another frying pan. When it has a golden skin it should be ready, put aside on another plate. Add 1 glass of water to the rest of the olive oil, to keep all the goodness in and create some flavours, add sepia ink, salt, pepper. It will be your liquid base, stock if you prefer, to add to the paella.
When the onions are almost transparent and everything together creates a nice sauce add the rice, mix everything together, add your glass of “stock”-liquid and 2 glasses of water. Cover with a lid, make the fire as small as possible. Wait. Learn patience. When the rice almost absorbs all of the liquids – try it to see if it is well cooked, if not – add a glass of water, cover it, wait. Perhaps you will need a little more water, it depends on the rice.
Always try what you are cooking, add salt and spices to your own preference. Feel free and improvise!
Eat and enjoy!!!

CZARNY RYŻ, MIQUEL BARCELO I CAFE BEGUR
Słysząc „hiszpańska kuchnia”, o czym myślisz? Poza winem oczywiście. Paella, sangria, tapas? Tak właśnie myślisz? Ja też, nawet pomimo tylu lat spędzonych w Hiszpanii. Tyle, że musi to być dobra paella, dobra sangria i dobre tapas. Żadne tam pierdoły z półfabrykatów, żadne tam kolorowe płyny w mniejszych czy większych kartonikach! Ohydki, o których od razu należy zapomnieć!
Doskonale pamiętam pierwszą skonsumowaną paellę, jedną zresztą z najlepszych w moim żywocie. Ibiza, prawie dwadzieścia lat temu. Mały biedny bielony domek na końcu świata. Wyboista piaszczysta dróżka. Stare łóżko, odgrywające rolę bramy wejściowej. Samotne drzewo cytrynowe. Wychudzone kozy, skubiące pojedyncze źdźbła wysuszonej na wiór trawy. I Ona – María. Drobna staruszka o wielkim sercu. Dająca, nie biorąca. Czułam się wyjątkowo zaszczycona zaproszeniem do Jej domu na kolację, która miała być specjalnie na moją cześć wyprawiona. Prawie stuletnia Ibizenka postanowiła zrobić paellę, a ja postanowiłam być Jej podkuchenną (sous-chef’em, jak to się teraz mawia). Pod koniec już uroczystej wieczerzy zdałam sobie smutno sprawę, iż w ówczesnej Polsce cudem byłoby zdobycie świeżych owoców morza. Wyżaliłam się gospodni, a ta wzięła mnie za rękę i zaprowadziła do maleńkiej spiżarni. Maleńkiej, ale z wielką zamrażalką! Zrozumiałam.
Oczywiście jeśli mieszkasz na jakimkolwiek wybrzeżu i masz nieustający dostęp do najświeższych bogactw morza – korzystaj z tego! Biegnij, kupuj i pałaszuj! To jest najlepsza jakość i nie ma tutaj dwóch zdań! Nie wszyscy jednak jesteśmy znad morza, prawda?
Jak już wcześniej wspominałam, jestem płetwonurkiem, przewodnikiem nurkowym właściwie. I wszystkie podwodne stwory traktuję nie tylko jak przyjaciół, ale nawet jak rodzinę. Tutaj pojawia się problem – jak mogę je jeść? Jak przez gardło przejść mi mogą? Ot i czasami nie mogą! Zdarza się, że z rykiem wybiegam z hali targowej i z Wielkiego Planu fantastycznego posiłku zostaje Wielkie Nic. „Zostań wegetarianinem” – niektórzy mówią. Może. Może pewnego dnia zostanę, ale dziś jeszcze gotowa nie jestem.
Hiszpania. Katalonia. Ibiza. Paella. Ryż. Nurkowanie. I w końcu ostatni, choć jednak Pierwszy – Miquel Barceló – fantastyczny artysta, urodzony na Mallorce, któremu nazwiska wielokroć zazdrościłam. Jego podwodny świat, jego miłość do Balearów, do ziemi, do ojczyzny. Jego niemal obsesja przestawiania ryb, jeżowców, sepii, ośmiornic. Jego woda. Może to typowe dla wyspiarzy. Może TO tkwi w nich samych. Może zamiast krwi w ich żyłach płynie słona woda. Może i ja powinnam życia na wyspie kiedyś spróbować? A Miquel? Pewno nurkuje, zawsze tak myślę. Zawsze myślę, że nie tylko kocha Baleary, że nie tylko kocha malować. Myślę, że kocha jeść, kocha gotować i że nurkuje. Tak, z pewnością nurkuje. (Jeśli Go spotkasz – spytaj, proszę, i napisz mi.)
Oooooo, wybraź sobie smaki tej kolacji! Rok 1988, Miquel Barceló w swojej kuchni, przygotowujący posiłek. Ryż bulgoczący na niewielkim ogniu. Mule czekające na swoją kolej. Cytryna gdzieś na uboczu. A może to było hen hen daleko od Majorki? Może tęsknił właśnie za domem rodzinnym, za smakami ze swojej krainy? Może gdzieś w samotności w pracowni malował puste skorupki po mulach? Z artystami nigdy nic nie wiadomo…
Wiele razy zastanawiałam się co bym chciała (jeśli o chceniu w tym wypadku być może w ogóle mowa) spożyć jako mój ostatni posiłek. Ostatnia Wieczerza w Życiu. To wyjątkowy, genialny temat do rozmów, które po prostu nie kończą się. Spróbuj! Jakaś nudna impreza, jakaś wyjątkowo drętwa kolacja czy obiad – wyskocz z pytaniem. Od razu towarzystwo rozrusza sie, od razu! W każdym razie moje rozważania zazwyczaj krążyły wokół wyższości smaku chleba nad ziemniakami i odwrotnie. Aż … aż do pewnego pięknego sierpniowego dnia, kiedy to skonsumowałam z największą rozkoszą Najlepszy Posiłek Mego Życia! I gdybym musiała wybrać ostatnie danie, to poprosiłabym, by je przygotował wspaniały kataloński kucharz Sergi Calm. Poprosiłabym Go, by zrobił dla mnie czarną paellę, a na deser zażyczyłabym sobie flan (hiszpański deser, będący czymś w rodzaju jajecznego zapiekanego budyniu).
Ale do Tego sierpniowego popołudnia nie miałam zielonego pojęcia kim jest Sergi Calm, co to jest Cafè Begur i że miejsce to odmieni całkowicie moje dotychczasowe życie.
Było późne lato, jak wcześniej wspomniałam. Mój ostatni dzień wolny, który szczęśliwie mogłam spędzić w towarzystwie polskiej przyjaciółki. Maleńka prawie pusta plaża, słońce nie tak już mocno prażące, drobny piasek, święty spokój. Po kilku godzinach pojawiło się ssanie żołądka, postanowiłyśmy więc znaleźć jakąś restaurację. Urocza mieścina Begur wydała się najlepszym z możliwych rozwiązań – masa mniejszych i większych restauracji oraz barów. Całe mnóstwo trudne do ogarnięcia i jeszcze trudniejsze do podejmowania decyzji. Przechodziłyśmy jednak obok pięknego starego domu (jakich w Begur sporo) i zobaczyłyśmy cudowne schody. Od razu zapragnęłam, by poprowadziły nas. Gdziekolwiek. I poprowadziły – do Raju!
Cafè Begur – niesamowite miejsce, obłędnie zaprojektowane w każdym, nawet najmniejszym szczególe! Fantastyczna restauracja, bar, taras w starym domu z baaardzo wyrazistą Duszą. W środku kuchnia. A w niej Sergi Calm, kataloński szef kuchni, z którym odbyłam taką (pierwszą w życiu zresztą, ale nie ostatnią) rozmowę, po uprzednim rzuceniu Mu się na szyję i wycałowaniu (oczywiście!):
Ja: Kocham Cię! … Ale od razu muszę dodać, że jestem już zajęta…
On: Nie przejmuj się! Ja mam żonę i dwójkę dzieci!
I czy nie o TAKIE dialogi w życiu chodzi? Czy nie jest to najwspanialsza metoda na poznawanie nowych ludzi? Coś działa, gdzieś kliknęło – reakcja. Od razu! Bez zbędnego czekania, przekładania na kiedyś! Kiedyś może się nie zdarzyć! Jest dziś. Teraz.
WIELKA HISZPAŃSKA KOLACJA zainspirowana Miquel’em Barceló i Sergi Calm
czyli Czarna Paella Z Łososiem
– 2 szklanki ryżu z Pals* (lub innego ryżu do paelli czy risotta)
– ½ kg pomidorów
– 1 cebula
– 2 ząbki czosnku
– sól (ja użyłam morskiej)
– pieprz
– atrament z sepii
– 4-6 filetów z łososia
– 1 cytryna
– młode pędy groszku
– oliwa z oliwek
– woda
Tu trzeba nieco cierpliwości. Mniej więcej tydzień wcześniej przygotuj niewielki płytki pojemnik z ziemią i zasadź w nim kilka ziaren grochu (do tej pracy możesz spokojnie zatrudnić dzieci, jeśli takowe posiadasz). Po kilku dniach zaczną wychodzić piękne kiełki. Jak już będą wystarczająco wysokie, tak na kilka centymetrów, i atrakcyjnie pozawijane, możesz przygotowywać czarną paellę.
Teraz pora na sofregit, sos, będący bazą wielu dań. Pokrój drobno cebulę i pomidory. Na rozgrzaną oliwę z oliwek wrzuć cebulę i podsmaż na małym ogniu. Dodaj pomidory, wyciśnięty czosnek, sól i pieprz. Zmniejsz ogień do minimum. Uważnie obserwuj, mieszając czasami, a czasami dodając wody. To musi trwać. Tu nie chodzi o szybkie gotowanie, ale o czas i poświęcenie. Sos ma być całością, jednością, intensywną bazą.
Jak sofregit będzie już gotowy, na drugiej patelni usmaż łososia i odłóż filety na talerz. Na patelnię wlej szklankę wody, posól, popieprz, zredukuj na ogniu płyn, który doda smaku ryżowi.
Na patelnię z sofregit dodaj ryż, podsmaż minutę, by sos wymieszał się dokładnie z każdym ziarenkiem. Wlej płyn z rybnymi smakami, atrament oraz 2 szklanki wody. Wymieszaj. Przykryj, zmiejsz ogień do minimum. Czekaj aż ryż wchłonie prawie cały płyn, spróbuj czy jest ugotowany. Najprawdopodobniej nie będzie. Dodaj szklankę wody. Powtórz czekanie i próbowanie. (Próbuj zawsze – czy doprawione, czy ugotowane, upieczone, uduszone. Improwizuj, dorzuć coś od siebie! Nie traktuj przepisu jako inżynierskiej instrukcji, bądź nim zainspirowany i stwórz coś własnego, jedynego w swoim rodzaju, mając nadzieję, że również jadalnego.). Jak ryż będzie gotowy, zostaw go na patelni, nie mieszaj. Połóż kawałki ryby, pokrop cytryną. Udekoruj młodymi pędami groszku i ćwiartkami cytryny. Rozkoszuj się!
P.S. Znajdź kawałek papieru, kartkę, cokolwiek. Poszukaj w biurku odrobiny czarnego atramentu. Rozlej niezgrabnie. Poczekaj aż wyschnie. Podpisz. Opraw. To Twoja Sztuka, zainspirowana Twoją Własną Wieczerzą!