About Daniel Spoerri and post-party landscape

above / powyżej: DANIEL SPOERRI “THE SEVILLE SERIES NO.16 / CYKL Z SEWILLI, NR 16” (1991); MOCAK, KRAKÓW 2017, PHOTO BY CUISINE AND ART


Yesterday’s madness of Henri Toulouse-Lautrec’s 155th Birthday Party unfortunately is finished. Today the “Post Party Landscape” looks like this and somebody has to clean it!

Wczorajsze szaleństwa Balu Urodzinowego Henryka niestety zaliczyć trzeba już do przeszłości. Dziś Krajobraz Post Imprezowy wygląda tak i ktoś to musi posprzątać!

P.S. More about Daniel Spoerri and remains here. / Więcej o resztkach i wyjątkowym Danielu Spoerri’m tutaj.

About being an Outsider, USPIAM and Sweet Potato Cheesecake

above / powyżej: “USPIAM” by Serafin 2016


pl

The decision to leave the country where you were born and grew up entails acceptance of the fact of being an Outsider (a Stranger) always. An Outsider in a new country. An Outsider in your motherland, which is now “only” a place of birth. Usually being an Outsider isn’t negative and it doesn’t cause a sea of tears, or even a river. But sometimes, especially close to a birthday, there is some kind of sadness inside, some type of alienation, lack of belonging. Being an Outsider means also constantly searching for something, constantly trying to find THERE.

TAKE ME THERE.
THERE DOES NOT EXIST.
THERE IS NOWHERE. SOMEWHERE. ANYWHERE.
THERE IS USPIAM.

A year ago I landed on The Other Side Of The World in search of my own paradise and I discovered that “Plus ça change plus ç’est la même chose” (The more things change the more they stay the same). I created the photographic series “USPIAM”, which comes from latin and means “somewhere, anywhere”.

This year I decided to celebrate my birthday, focusing on the bright side of being an Outsider and I created The Outsider Cheesecake, The Uspiam Cheesecake, The Sweet Potato Cheesecake with its amazing orange color derived from sweet potatoes. The Never-Photographed Cake to be honest. But I managed to do a sketch, using the Monge Method of projections.

During my studies at the Academy of Fine Arts we had a whole year long of descriptive geometry, which we – future artists – couldn’t understand at all, most of us. We struggled a lot with pain and anger, not being capable of understanding the whole mystery of descriptive geometry and failing one exam after another. I was no better than the rest, but my honour was saved by a Frenchman – Monsieur Gaspar Monge who discovered a method to describe ANY object.

What I remember is to draw a view from above and a side view or a cross section view. The actual method is far more complicated of course! But for my needs, sketching food when I design it, my adopted method is enough and I always think about Mr Monge. Here you have then The Sweet Potato Cheesecake – above and side views inspired by the Monge Method.

potato-cheescake-views
Sweet Potato Cheesecake – views / Sernik Ze Słodkich Ziemniaków – widoki by Serafin 2017

SWEET POTATO CHEESCAKE inspired by USPIAM (bySerafin)

TIN: Round tin, 18cm diameter

BASE:
– 130g digestive biscuits
– fresh ginger (about 1cm piece)
– 60g melted butter

Blitz the digestive biscuits, add freshly grated ginger and melted butter. Tip everything into the tin, press it evenly into the bottom and sides of the form.
Put into the preheated oven (180C) for 10 min.

FILLING:
– 300g mashed sweet potatoes (you can boil them or roast them with skin, just pricked with a fork)
– 50g cream cheese
– 100g fructose (or 120g sugar)
– 1 lemon (juice and zest)
– 2 eggs
– 1/2 tbsp of soya sauce

Mixed everything in the food processor. Pour on the pre-baked digestive base. Put into the oven, reduce temperature to 170C. Bake 45-60 min, checking after 30 min. The cheesecake should be a little “wobbly” in the centre, then, switch off the oven and let it cool. Place into a fridge overnight (I know, it is almost impossible to wait so long, but…. After one night it will be even better!).



O OBCYM, USPIAM I SERNIKU ZE SŁODKICH ZIEMNIAKÓW

Decyzja o opuszczeniu kraju, w którym się urodziło i wychowało, wiąże się z zaakceptowaniem tego, iż już zawsze będzie się Obcym. Obcym w kraju, który się na nowy dom wybrało. Obcym we własnej ojczyźnie, z której się już “jedynie” pochodzi. Zazwyczaj bycie Obcym nie wiąże się z negatywnymi emocjami czy morzem wylanych łez, niekiedy jednak, zwłaszcza w okolicach urodzin, ta łza jedna czy druga uroniona zostaje z poczucia tegoż wyobcowania, braku przynależności, wykorzenienia w mniejszym lub większym stopniu. Bycie Obcym wiąże się również z poszukiwaniem, z odwieczną ciągotą, tęsknotą za TAM. TAM będzie lepiej. TAM będzie raj. TAM. GDZIEŚ. GDZIEKOLWIEK.

Rok temu wylądowałam na Drugim Końcu Świata, by odkryć, iż “Plus ça change plus ç’est la même chose”, czyli “Im więcej się zmienia, tym bardziej pozostaje tym samym”. Stworzyłam fotograficzną serię “USPIAM”, co oznacza w języku łacińskim GDZIEŚ/WSZĘDZIE/NIGDZIE/GDZIEKOLWIEK/TAM.

ZABIERZ MNIE TAM.
TAM NIE ISTNIEJE.
TAM JEST NIGDZIE. GDZIEŚ.
GDZIEKOLWIEK.
TAM ZNACZY USPIAM.

Świat Obcego. Innego. Skądś.

W tym roku postanowiłam połączyć USPIAM ze zbliżającymi się urodzinami, które stają się niczym więcej jak pretekstem do upieczenia ulubionego przeze mnie ciasta – sernika. Sernika jednak Innego. Obcego. Sernika-USPIAM, którego zdjęcie nie powstało. Powstał jednak szkic (powyżej).

Szkic, będący pozostałością po trudach studiowania geometrii wykreślnej na pierwszym roku Akademii Sztuk Pięknych jakieś dwadzieścia lat temu. Z przedmiotu wyjątkowo mało rozumianego przez przyszłych artystów, zapamiętałam (i to niedokładnie) tak zwane “rzuty Monge’a” [morza], nie ze względu na brzmienie, lecz na ich przydatność w życiu codziennym. Rzut z góry i rzut z boku (albo przekrój?!) wystarczy, by przestawić KAŻDY przedmiot. Oczywiście to ogromne uproszczenie, w dodatku zaadoptowane przeze mnie na potrzeby własne! Genialna prostota, która przydaje się również w kuchni. Kolejne zeszyty, w których notuję pomysły kucharskie, pełne są prostych rysunków, w których gdzieś kryją się ślady Monge’a. Można więc mój rysunek swobodnie nazwać “Widoki Sernika Ze Słodkich Ziemniaków, zainspirowane rzutami Monge’a”.

SERNIK ZE SŁODKICH ZIEMNIAKÓW, zainpirowany USPIAM (bySerafin)

FOREMKA DO PIECZENIA: okrągła, 18cm

BAZA:
– 130 g ciasteczek digestive
– świeży imbir (mniej więcej centymetrowy kawałek)
– 60 g stopionego masła

Zmiksuj ciasteczka w robocie kuchennym, dodaj starty korzeń imbiru i masło, dobrze wymieszaj. Wyłóż do foremki i ubij jednolicie, nie zapominając o bokach, a przynajmniej ich kawałku (1 cm wysokości).
Wstaw do piekarnika nagrzanego do 180°C na 10 min.

MASA:
– 300 g purée ze słodkich ziemniaków (ugotowanych lub upieczonych ze skórką, nakłutych widelcem przed włożeniem do piekarnika)
– 50 g kremowego serka
– 100 g fruktozy (lub 120 g cukru)
– 1 cytryna (sok i starta skórka)
– 2 jajka
– 1/2 łyżki sosu sojowego

Zmiksuj składniki dokładnie. Wlej na podpieczoną wcześniej bazę. Wstaw do piekarnika, obniż temperaturę do 170C. Piecz 45-60 min, sprawdzając po pół godzinie. Sernik powinien nieco trząść się w samym centrum, wtedy piekarnik wyłącz i poczekaj do ostudzenia. Ciasto wstaw do lodówki na noc, mimo ogromnej, gigantycznej, największej na świecie pokusy zjedzenia go od razu i to w całości! Poczekaj, błagam!

eng

 

About Bounties and Toulouse-Lautrec’s Spanish Soup

above / powyżej: BOUNTY #1 / DAR #1 by Serafin 2017


pl

Jean-Claude – The Best Gardener In The Village came one morning with a wooden box of goods  – the crinkly carrots, the biggest ever onions (650 g each one!) and a turnip. A great start for making soup, especially when the weather doesn’t spoil anyone, it’s cold and wet. I took “The Art of Cuisine” cookbook and I read once again every recipe for soup. According to Toulouse-Lautrec and Joyant you always need to have a carrot and a turnip. In Polish cuisine every soup has to have an onion, carrot, parsnip and celeriac, but never a turnip. We are not big lovers of this veg and I have to admit – it is not one of my favorites either! But bounty is bounty and I had to use it.

Writing my two last posts about Spain (1st post and 2nd post) and having Gastrofestival Madrid still going on (until the end of this week) I chose a recipe for the Spanish Soup, which is so beautifully written, that I have no choice but to present it to you in its original form. I have no idea if this soup has any Spanish roots or the French just named it that. It’s great for winter time and according to Henri very healthy too.

www-bounty-nr2-byserafin
BOUNTY #2 / DAR #2 by Serafin 2017

SPANISH SOUP by Henri Toulouse-Lautrec and Maurice Joyant

“For a liter of consommé: put four liters of cold water in a stewpot made of earthenware, some salt, two spoons of lentils, a spoon of split peas, and a spoon of white haricot beans.
When the water boils, add a large leek cut in pieces, a hundred grams of carrots and a hundred grams of thinly sliced turnips, half a stick of celery, a piece of thistle, parsnip, and a lettuce cut in pieces.
Let it boil without a lid; then, with a lid; let it reduce on a low fire until one liter of consommé remains from the four liters of water.
Strain and serve hot.
This soup is excellent for intestinal inflammation and diarrhea and has the same properties as milk.
If one wants to eat it, without being ill, add pepper, salt, and a
binding of butter with egg yolk and fried croutons.”



DARY I HISZPAŃSKA ZUPA TOULOUSE-LAUTREC’a

Jean-Claude – Najlepszy Z Ogrodników zawitał ostatnio ze skrzynką dóbr – powykrzywiane urocze marchewki, największe z cebul (650 g każda!), piękna dorodna rzepa, której jednak miłością nigdy nie darzyłam ani nadal nie darzę. Dary jednak darami są i trzeba je dobrze wykorzystać! A że zimno, mokro i buro za oknem, a że dwa ostatnie posty o Hiszpanii były (ten i ten tutaj), a że Gastrofestival Madrid trwa jeszcze do końca tygodnia, postanowiłam ugotować Hiszpańską Zupę Toulouse-Lautrec’a i Joyant’a. Czy ona hiszpańska czy jedynie tak przez Francuzów nazwana – sprawa to mało istotna. Istotny jest urok przepisu samego w sobie, który powyżej cytuję po angielsku, a poniżej samodzielnie, mniej lub bardziej zgrabnie, tłumaczę. Proszę zwrócić szczególną uwagę na porady zdrowotne Henryka oraz na budowę receptury, czyli brak wyszczególnionych składników, co moim zdaniem nie ułatwia jednak gotowania.


HISZPAŃSKA ZUPA (przepis org. Toulouse-Lautrec’a i Joyant’a)

“Na litr consommé*: wlej cztery litry zimnej wody do glinianego naczynia na zupę, odrobinę soli, dwie łyżki soczewicy, łyżkę grochu łuskanego i łyżkę białej fasoli. Gotuj pod przykryciem, potem bez, na niewielkim ogniu, aż płyn zredukuje się do jednego litra consommé.
Odcedź i podawaj gorące.
Zupa ta jest wyjątkowo dobra na problemy jelitowe, biegunkę. Ma takie same właściwości jak mleko.
Jeśli osoba zdrowa chciałaby ją jeść, dodaj pieprzu, soli, mieszanki masła i żółtka oraz małe grzaneczki.”

*Consommé – klarowny bulion, przygotowany w odpowiedni sposób.
Ze względu na sposób przyrządzania consommé, osobiście nie użyłabym tutaj tej nazwy, ale zastąpiłabym ją „wywarem” lub „bulionem”, w przepisie jednak użyto tego wyrazu.

eng

 

About flatbread, the Universe and What Is Next

above / powyżej: “WHAT IS NEXT” by Serafin 2017


pl

Cuisine And Art is one of my art projects. That’s why I write here very irregularly, especially when I’m preparing an exhibition, or two or three even, as is happening this year. Anyway, not all of my artistic projects are about food! Many of them don’t contain anything to eat at all! Art is art. Food is food. And only sometimes they come together (quite often in my life, to be honest). And it just happened in my latest piece of art – “WHAT IS NEXT?”. Just take a look!


Art is Imagination. It is Creation. It’s Vision.
Art is something very undefined which starts in an artist’s Thoughts And Feelings.
The Idea is the most important.

Then come different processes about how to do it. Without The Idea, but with great tools (Let’s say with an amazing and very expensive camera) you can make a good photo. Yes, it can happen. But with The Idea and with the knowledge “how” you can create an absolutely stunning photo, making it with “only” an empty match box (using it as a pin-whole camera). Francis of Assisi apparently said: “He who works with his hands is a labourer. He who works with his hands and his head is a craftsman. He who works with his hands and his head and his heart is an artist.” And this is how a Simple Burnt Flatbread became Art, telling a story about the universe, destiny and the future. What is next? Who knows.

SIMPLE FLATBREAD TELLING A STORY ABOUT “WHAT IS NEXT” (bySerafin)

– flour
– pinch of salt
– lukewarm water
– olive oil

Mix together the flour and salt in a large bowl. Add water slowly, mixing with your hands. Add olive oil, but not too much. You want to make a nice soft dough. Knead it for a few minutes until it becomes elastic and smooth. Wrap it in cling film and let it rest for at least half an hour (you can leave it even for a day or two!).

Divide the pastry into small balls and roll out into the thickness you want. Cook in a very hot frying pan for a minute or two on each side. Eat with anything you wish (I ate them for the first time in my life about 20 years ago in Eivissa town, Ibiza. It was very late at night, or early morning, and I found a small kiosk serving wraps with rocket and mozzarella cheese. This is still one of my favorites ways to serve flatbread wraps!).

P.S. By the way – nobody won Ottolenghi’s “The Cook Book”. And I’m not going to lie to you – nobody wrote to me. That’s the reason. It is what it is.



O PŁASKIM CHLEBKU, WSZECHŚWIECIE I O TYM “CO (JEST) NASTĘPNE”

Cuisine And Art to jeden z moich artystycznych projektów. Z tego też względu pisuję tu nieregularnie, szczególnie jeśli akurat przygotowuję wystawę, dwie lub trzy, jak ma to miejsce w tym roku. I nie każdy z tych projektów związany jest z jedzeniem. Ba, w wielu z nich jedzenie nie występuje wcale. Nawet kruszynka żadna. W mojej ostatniej pracy zatytułowanej „CO (JEST) NASTĘPNE” jedzenie występuje, i to w roli głównej. Spójrz tylko!


Sztuka to Wyobraźnia. To Kreacja. To Wizja.
Sztuka to coś bardzo nieokreślonego, zaczynającego się w Myślach I Uczuciach /Odczuciach/ artysty.
Idea jest najważniejsza.


Potem pojawiają się mniej lub bardziej skomplikowane procesy twórcze, w których dochodzi do tematu „Jak?”. Bez Idei jednakże to Jak staje się prawie bezcelowe. Mało przydatne jakoś. Owszem, brak Idei, połączony z dobrymi narzędziami (wypasionym aparatem na przykład), może przynieść skutki całkiem pozytywne. Może (bardziej lub mniej przypadkowo) powstać dobra fotografia. Może. Nie musi. Z Ideą jednak to narzędzie będzie całkowicie odmienne, może być nim na przykład puste pudełko od zapałek, zamienione w
camera obscura (rodzaj aparatu fotograficznego), dzięki której powstanie świetne zdjęcie, przedni kawałek Sztuki.


„Ten, który pracuje rękoma, to robotnik. Ten, który pracuje rękoma i głową, to rzemieślnik. Ten, który pracuje rękoma, głową i sercem, to artysta” – to ponoć słowa Franciszka z Asyżu, świetnie oddające ducha tematu. Bo jakże wytłumaczyć to, iż Prosty Spalony Płaski Chlebek nagle i niespodziewanie staje się Sztuką, opowiadając historię o wszechświecie, o przeznaczeniu i o przyszłości? O tym “Co jest następne”? Co dalej?


PROSTY SPALONY PŁASKI CHLEBEK, OPOWIADAJĄCY HISTORIĘ O TYM “CO DALEJ?” (bySerafin)
– mąka
– szczypta soli
– ciepła woda
– oliwa z oliwek (nadaje elastyczności ciastu; można ją zastąpić innymi oliwami)


Wymieszaj mąkę z solą. Dodawaj powoli, ciągle mieszając, ciepłą wodę i mniej od niej oliwy z oliwek. Zagniataj. Ma powstać elastyczne, gładkie ciasto, które będzie łatwe do rozwałkowania. To potrwa kilka minut. Możesz ułatwić sobie życie (to się nazywa „lenistwo”), używając robota kuchennego, z czego zazwyczaj korzystam, spiesząc się. Gotowe ciasto owiń folią spożywczą i odstaw minimum na pół godziny (ciasto może też „leżakować” dzień lub dwa!). Ciężką patelnię postaw na gaz, dodaj odrobinę oliwy. Podziel na kule wielkości tych do gry w golfa. Rozwałkuj cienko, tak jak lubisz. Smaż minutę lub dwie z każdej strony. Podawaj z czymkolwiek sobie zamarzysz. (Ja najbardziej lubię z mozzarellą i rukolą. To kombinacja, którą pierwszy raz jadłam sto lat temu na Ibizie późną nocą, lub wczesnym rankiem, w małej budce, w której nic innego nie podawali. Ależ to było genialne!).


P.S. Tak przy okazji – konkursu, w którym do wygrania była rewelacyjna książka kucharska Ottolenghi’ego „The Cook Book” nikt nie wygrał. Powodem jest to, iż nikt nie podjął wyzwania i nie napisał do mnie. Ot życie. Książka czeka!

eng

 

About Martín Caparrós’s “Hunger” book and “Remains” photos

above / powyżej: “REMAINS / RESZTKI” by Serafin


pl

One year ago I wrote the post About Hugh’s War On Waste, Gregg Segal, Sue Webster with Tim Noble and Small Baby Bajaderas. To be short – about WASTING (food).

Now I’ve just bought The Book. Martín Caparrós’s “HUNGER”, first published in 2014 and afterwards translated from Spanish (Caparrós is an Argentinian writer and journalist) to different lanugages. Mine is a Polish edition, 716 pages. Apparently Faber&Faber will publish “Hunger” in English in the middle of 2017. You have then time to prepare yourself, you will need it. This book is not an easy one, it is full of numbers and statistics, history and facts, but mixed with personal stories of people who Caparrós met and he wanted others to hear to their stories.

martin-caparros-glod
Martín Caparrós “Głód” (Hunger)

“Each day around the world 25,000 men, women and children die of hunger or malnutrition. Never in the entire history of humanity has any plague, epidemic or war taken such a toll. And yet there is no lack of food: our planet is groaning under the weight of its overproduction and trade continues apace. How can this paradox be investigated and presented without degenerating into a mere list of statistics?

This is the question Martin Caparrós tries to answer by meeting the hungry, but also the rich, squandering resources through over-eating. Their stories are here, told with perceptiveness and empathy by the author. Tirelessly delving into the mechanics of a system that deprives some people of this vital procedure, eating, while others die of consuming with excess, this book gives a thoughtful insight into world hunger and its related issues, from Niger to Bangladesh, from the Sudan to Madagascar, from the USA to Argentina, from India to Spain. An uncompromising and essential overview of the situation.”
(by Publisher, from from: www.alternatives-humanitaires.org)

This is probably the most important book for me. I always was interested in the Human and World Condition, expressing myself through my art. In 2013 I started the on-going project “REMAINS”.

“Food is essential for every life . It is one of the basic needs , like breathing. In today’s busy world its value in highly developed countries is undervalued. Food has become a matter of course. Rapid consumption. Around us in the world are about 870 million people who suffer from hunger.

The empty plate reinforces the importance of the topic which then changes the subject to that of society. The human condition.”

REMAINS deals with not only the stories associated with the ritual of eating, but with stories about life and people,their emotions and feelings. Their experience. WHAT THEY HAVE. AND WHAT IS MISSING.” (from www.byserafin.com)



MARTÍN CAPARRÓS „GŁÓD” I „RESZTKI” W FOTOGRAFII

Rok temu napisałam post „Hugh i wojna przeciwko marnotrastwu, Gregg Segal, Sue Webster, Tim Noble oraz małe niewinne bajaderki”.

Teraz kupiłam Książkę. Tak, Książkę przez duże K, argentyńskiego pisarza i dziennikarza Martín’a Caparrós’a – „GŁÓD”, po raz pierwszy opublikowaną w 2014 roku po hiszpańsku. Moja jest po polsku, 716 trudnych jakby nie było stron. Stron, zawierających wiele liczb, dat, statystyki, historię, fakty, ale też (co dla mnie najważniejsze) osobiste historie ludzi, z którymi spotkał się Caparrós i których wysłuchał. GŁÓD powinien przeczytać każdy, kto czytać umie, a temu, który nie potrafi, niech przeczyta sąsiad, przyjaciel, rodzic. I tenże GŁÓD w połowie 2017 ma być w końcu opublikowany po angielsku przez dom wydawniczy Faber&Faber.

Caparrós dokonał rzeczy niemożliwej. Napisał o głodzie WSZYSTKO. Nie zmienił świata, ale otworzył oczy tym, którzy Jego dzieło przeczytali. A czytając, zapłonęli wstydem lub zamilkli jak ja. Bo jak można zareagować na wiadomość, iż każdego dnia 25 tysięcy osób, mężczyzn, kobiet i dzieci, umiera z głodu lub niedożywienia, a w tym samym czasie każdego dnia wyrzucamy tony jedzenia, kupując go za dużo lub produkując za wiele? Jak jest to możliwe????!!!!!

W roku 2013, czyli rok przed pierwszym wydaniem “Głodu”, rozpoczęłam fotograficzny projekt “RESZTKI” (zupełnie nie związany z Cuisine And Art), który jest projektem otwartym, czyli nie posiada daty kończącej. Fotografuję puste talerze, a raczej to, co na nich pozostało. Ślad po osobie, po chwili, po momencie, gdy odbywała się konsumpcja, spożywanie, delektowanie się, pożeranie czy też po prostu zapychanie żołądka.

„Żywność jest symboliczna dla każdego życia. Jest jedną z podstawowych czynności, tak jak oddychanie. Niestety w dzisiejszym zabieganym świecie jej wartość w krajach wysoko rozwiniętych jest zaniżona. Jedzenie stało się czymś oczywistym. Szybką konsumpcją. Obok nas na całym świecie jest około 870 milionów ludzi, którzy cierpią z powodu głodu. Pusty talerz wzmacnia ważność tematu, który staje się nie tyle tematem artystycznym co społecznym.

RESZTKI traktują nie tylko o historiach, związanych z rytuałem jedzenia. Są historią o życiu, o ludziach, ich emocjach i uczuciach. Są doświadczeniem. Tego co jest. I tego czego BRAK.”

eng

 

Still about birthdays, apples and Lubo Stacho

above / powyżej: LUBO STACHO “SITUATION / SYTUACJA”, 1985


pl

Yesterday it was the 152nd birthday of Toulouse-Lautrec with a walnut/chestnut cake with lemon verbena mascarpone icing. For his 151st Bday it was a Tartouillat Apple Pie. I’ve just remembered it and I have written about it on my facebook page. And once more I had a quick look at Henri’s beautiful photo when he looked like a small girl. Yeah… time is flying. Today is grey. Wet. From my window I can see only colourful yellow leaves from a horse chestnut tree. Silence. Millions of thoughts in my head. Nostalgia. November always is like that. You could call it The Saddest Month Of A Year. But is time flying really sooooooo terribly upsetting? Perhaps. Sometimes.

Anyway, one year ago I made this great apple pie and when I think about apples I always (but I mean ALWAYS) think about one of the most important teachers I ever had in my life, the great man, friend and person – Lubo Stacho. I was very lucky to meet him years ago in Bratislava (Slovakia) during the Month of Photography. And after a few months I started to study in his photography class. It was my first experience meeting so many people from so many countries. It was like a brain storm that never stops. A beautiful time. And very important for my professional and personal life.

Lubo Stacho is a great photographer, very conceptual in my opinion, but with a strong touch of documentary photography, which is so specific and typical of Slovak and Czech photographers, that I suppose they are born with it in their blood.

Lubo Stacho’s apples are one of his subjects which returns constantly and stubbornly in his art. I could even create a simple formula here:

APPLES+ART=LUBO STACHO

lubo-stacho-manifest-casu-1976-84
Lubo Stacho – Manifest of Time / Manifest Czasu, 1976-84

I was born in 1976. I’m going to ask Lubo if he still has that apple from his Manifest of Time (the first photo above). I belive he could…

And because I know that he likes dialogues, here is my reply to him with many thanks and greetings. This is my private story about time and apples. Unusual totally black apples, which I found once in my basement. That year some untypical conditions allowed them to look like a coal. Unfortunately I’ve never been able to repeat it.

time-by-serafin-2011-2016
TIME – by Serafin 2011-2016

Google: TIME = “the indefinite continued progress of existence and events in the past, present, and future regarded as a whole”



NIEUSTAJĄCO O URODZINACH, JABŁKACH I LUBO STACHO

Wczoraj były 152. urodziny Henri Toulouse-Lautrec’a i tort orzechowo-kasztanowy z mascarpone i werbeną. Na 151. urodziny upiekłam szarlotkę Tartouillat, o której właśnie sobie przypomniałam i zaraz napisałam na facebookowej stronie. Szybko zerknęłam na nieustająco oczarowującą mnie fotkę małego Henryka w uroczej sukience. Tak … czas płynie. Leci. Z…a. Tak szaro dzisiaj. Jedynie kasztan żółknie na moich oczach, dodając koloru temu mokremu i zimnemu światu wokół. Cisza. Milion myśli kłębiących się w głowie. Nostalgia. Listopad. Zawsze taki. Nigdy inny. Najsmutniejszy Miesiąc Roku. Ale czy aby na pewno, czy aby naprawdę ten upływ czasu był tak przerażający, dołujący, przygnębiający? Być może. Czasami na pewno nawet.

W każdym razie rok temu zrobiłam szarlotkę dla Henryka urodzinową. A jak szarlotka to jabłka. A ja akurat tak mam, że zawsze (ZAWSZE) myśląc o jabłkach, myślę o jednym z moich najwspanialszych nauczycieli, jakich miałam, myślę o Lubo Stacho – cudownym człowieku, świetnym fotografie i wykładowcy, mądrym człowieku. Miałam szczęście poznać Go wiele lat temu podczas Miesiąca Fotografii w Bratysławie, a po kilku miesiącach wylądowałam w Jego pracowni. To było moje pierwsze doświadczenie pracy i nauki z ludźmi z tylu różnych krajów. Nieustająca burza mózgów. Piękny czas, tak ważny dla mego profesjonalnego życia i prywatnego.

Lubo Stacho jest dla mnie osobiście fotografem konceptualnym. Ale z bardzo silną i wyraźną, a tak typową dla słowackich i czeskich fotografów (którzy się z nią chyba urodzili) nutą fotografii dokumentalnej. Fantastyczne połączenie tak odległych światów. I w Jego sztuce tematem, który powraca nieustająco są między innymi jabłka. Mogłabym nawet stworzyć matematyczny wzór: JABŁKA+SZTUKA=LUBO STACHO.

Urodziłam się w 1976 roku. W tymże roku Lubo Stacho zrobił pierwsze zdjęcie (patrz: drugi dyptyk u góry) do swego Manifestu Czasu. Wierzę, że ma To jabłko do dzisiaj. Spytam.

A ponieważ Lubo ceni sobie dialog, chciałabym dać mu swoją odpowiedź. Swoją prywatną opowieść o czasie i o jabłkach. Ba! Nietypowych, bo czarnych! Był to jedyny raz w mym życiu, kiedy natknęłam się na czarne jak węgiel jabłka. Widać temperatura i wilgotność mojej piwnicy plus jakaś bakteria lub bakterie stworzyły warunki idealne do zaistnienia Czarnego Jabłka Doskonałego. Niestety nigdy nie udało mi się tego powtórzyć.

eng

 

About Ancient Recipe, mystery and heaven

above / powyżej: TAKE ME TO HEAVEN. HEAVEN DOESN’T EXIST / ZABIERZ MNIE DO NIEBA. NIEBO NIE ISTNIEJE by Serafin 20142015


pl

ANCIENT RECIPE
by Toulouse-Lautrec and Maurice Joyant, “The Art of Cuisine”

“Full of mystery. It will never be known.
God revealed the knowledge only to his Prophet, who uttered no word about it. This recipe will, therefore, remain forever unknown to all other human beings.”


STAROŻYTNA RECEPTURA
Toulouse-Lautrec i Maurice Joyant „The Art of Cuisine”
(w wolnym tłumaczeniu własnym)

“Starożytna receptura pełna tajemnic, którą Bóg przekazał jedynie swemu Prorokowi, a ten nie pisnął o niej ani słowa. Pozostanie ona zatem sekretem nie poznanym przez żadną ludzką istotę.”

TL-angel-www
by/rys. Toulouse-Lautrec
eng

 

About onion and garlic soup, mountains and Damien Hirst

above / powyżej: DAMIEN HIRST “AND THEN THERE WERE FOUR A FAMOUS MUSKETEER” 2002, *limited edition of / edycja limitowana 2000, photo from / foto z www.mutualart.com


pl

What does Damien Hirst have in common with onion and garlic soup and mountains? Onions of course, onions! Two thousand to be precise.

When travelling by car, many times I press the “info” button on the sat nav screen and I observe at what altitude I am. One place is lower. Another is higher. It is something to do during my trips around the Midi-Pyrénées. That’s why I know that I live at 500m above sea level. Or something like that. Far, far too low for following this recipe.

ONION AND GARLIC SOUP
by Toulouse-Lautrec and Maurice Joyant, “The Art of Cuisine”

“In a large earthenware soup pot put about eight pounds of good butter and brown a good dozen large onions chopped fine and as many cloves of garlic.

Stir continuously with a wooden spoon while adding as much good wheat flour as the butter can absorb.

Salt and pepper strongly; continue to work this mixture as long as possible since it must become a paste. Turn this paste into a pot or into a tinned box with a tight cover and let it get cold.

With this preparation one can, in the high mountains, make about thirty soups, allowing a large spoon of the mixture per hunter.

Pour the spoonfuls into a marmite in which there is boiling water from the glaciers or from the snow; let it boil a few minutes, then soak the bread, previously toasted in front of the fire.

This soup is made to carry when hunters keep to the mountains for a fortnight or so, and in the evening to fortify people in a state of exhaustion, who are no longer hungry but only thirsty, and who sleep out of doors at altitudes of three thousand meters.”

THREE THOUSAND he said! Bloody THREE! And I’m only at 500 metres! Worse, I can’t even see anything 3000 high around me! OK, let’s say that 500 metres is fine. Glaciers? Snow? Nope. The coldest place is a freezer, but being a big one it allows me (I suppose) to say that it is ok. Is it? And I’m not a hunter but when there is hunting season here I can hear shots all day long and I avoid walking into the forest in fear of being mistaken for a deer or a wild boar.

Even in my circumstances I decided that I could make this soup. And I made it, eating so quickly that there was no time to make a picture (no proof then I’m afraid).

P.S. Last month Damien Hirst opened his new restaurant “Pharmacy 2” in south London with chef and restaurateur Mark Hix.

hirst-pharmacy-restaurant-2
Pharmacy 2 from www.pharmacyrestaurant.com

P.S. 2. In 2013 I painted “This is not for Mr Hirst”.

serafin-this-is-not-for-mr-
Serafin 2013, This is not for Mr Hirst, acrylic on canvas


ZUPA CEBULOWO-CZOSNKOWA, DAMIEN HIRST I GÓRY

Co ma wspólnego Damien Hirst z zupą cebulowo-czosnkową i górami? Cebule oczywiście, cebule! Dwa tysiące*, żeby być precyzyjnym.

Podróżując autem wynajduję różnego typu atrakcje, by droga szybciej mijała. Jedną z nich jest obserwowanie na jakiej wysokości nad poziomem morza się w danym momencie znajduję. Zgaduj zgadula z współtowarzyszami podróży. Tu niżej. Tam wyżej. Dzięki niewielkiemu przyciskowi „info” nawigacji satelitarnej wiem więc dokładnie, iż mieszkam 500 m.n.p.m. Mniej więcej, zależy w którym pomieszczeniu przebywam. W każdym razie jest to za nisko, o wiele za nisko, bym mogła ugotować zupę cebulowo-czosnkową według przepisu Toulouse-Lautrec’a:

ZUPA CEBULOWO-CZOSNKOWA
Toulouse-Lautrec i Maurice Joyant „The Art of Cuisine”
(w wolnym tłumaczeniu własnym)

“W dużym glinianym garnku na zupę umieścić około ośmiu funtów dobrego masła i zbrązowić dobry tuzin drobno posiekanych dużych cebul i tyle samo ząbków czosnku. Mieszać nieustająco drewnianą łyżką, dodając tyle mąki pszennej ile wchłonie masło. Posolić i popieprzyć. Cały czas mieszać do uzyskania gęstej pasty. Gdy pasta będzie gotowa przełożyć ją do pojemniczka lub puszki, zamknąć szczelnie i poczekać do ostygnięcia.

Wysoko hen w górach z takiej puszki można przygotować około 30 porcji dla zgłodniałych myśliwych, po sporej chochli dla każdego. Wystarczy włożyć kilka łyżek wcześniej przygotowanej pasty do gotującej się wody (z lodowca lub rozpuszczonego śniegu), pogotować kilka minut i zanurzyć wcześniej przypieczony nad ogniem chleb.

Ta zupa dodaje sił wycieńczonym myśliwym, którzy już nawet nie są głodni, lecz jedynie spragnieni. Którzy od dwóch tygodni śpią na dworze w wysokich górach, trzy tysiące metrów nad poziomem morza.”

TRZY TYSIĄCE?! Przeklęte TRZY! Przebywam/ mieszkam/znajduję się na jedynie 500 metrach! Gorzej, nie mogę nawet dostrzec żadnego trzytysięcznika! Dobrze, może więc jednak 500 metrów wystarczy? Wystarczy! Lodowce? Śnieg? Nic z tego! Aktualnie najzimniejszym miejscem w okolicy jest zamrażarka, ale ponieważ jest bardzo duża to może jednak wystarczy? Przyznaję się też od razu – żaden ze mnie myśliwy! Ale podczas sezonu myśliwskiego myśliwymi otoczona jestem tak szczelnie, że boję się wychodzić do lasu, by nie zostać pomyloną z jeleniem lub dzikiem… W tych więc okolicznościach doszłam do wniosku, że zupę ugotować mogę. Ba, nawet powinnam. I wzmocnić siły.

Strawa okazała się tak dobra, że zniknęła szybciej niż zrobiłam zdjęcia. Brak więc dowodów, iż w ogóle istniała 😉

P.S. Damien Hirst oraz szef i restaurator Mark Hix otworzyli w ostatnim miesiącu w południowym Londynie restaurację “Pharmacy 2”.
P.S.2. W 2013 namalowałam obraz “This is not for Mr Hirst” /”To nie jest dla Pana Hirst’a/.

eng

 

About Hugh’s War On Waste, Gregg Segal, Sue Webster with Tim Noble and Small Baby Bajaderas

above / powyżej: GREGG SEGAL “7 DAYS OF GARBAGE / 7 DNI ŚMIECI” 2014 – “Marsha and Steve” and “Gaby”/”Marsha i Steve” oraz “Gaby”


pl

In 2015 Hugh Fearnley-Whittingstall from the River Cottage – activist and chef, thanks to whom the fishing rules in the UK have been changed, made for the BBC, the series “War On Waste” concerning all of us. It doesn’t matter where in the world we are – we produce rubbish, we buy too much, we possess too many things and the worst – we waste, we waste, we waste. At the same time a third of all the food we produce never gets eaten and every 10 minutes in the UK alone, people throw away 7 (S E V E N!) tonnes of clothes. DO NOT WASTE! – This is Hugh’s War On Waste! And mine, and yours!

wastenotuk
waste not a third

Every 10 minutes in the UK people throw away 7, S E V E N, tonnes of clothes:

waste not cloths
Hugh on the 7 tonne pile of clothes / Hugh na 7 tonach ubrań, które zostały wyrzucone na śmieci w ciągu 10 minut!

And artists create their art, using rubbish as a material:

In 2014 Gregg Segal made “7 DAYS OF GARBAGE”. He photographed people with their trash and recycables collected during a period of 1 week. You can read more about it and see more pictures on www.greggsegal.com.

So – what do you have today destined for your rubbish bin? Any food? Any goods to throw away? Perhaps old biscuits and dry pieces of yesteday’s cake? Four days old lonely chocolate muffin? A not very fresh piece of any kind of sweet bun? Look for it well! I’m pretty sure you will find something hidden in a cupboard, bread box or a metal tin. Have you got it? Great! Now you can create an extremely easy and tasty Polish “bajaderas” – delicious small sweet balls made from pastry leftovers. Still, in these days in Poland almost every bakery makes them – they use all their unsold cakes, biscuits etc.

SMALL BABY BAJADERAS FOR THE WAR ON WASTE

– old biscuits, pieces of cake, muffins, sweet bun or bread (like a brioche for example)
– sugar/brown sugar/honey
– butter
– pinch of salt
– brandy or any strong alcohol you like
– espresso coffee
– cocoa powder
– raisins
– white sesame seeds or shredded coconut

I’m not going to give you amounts for this recipe. Here you have to use what you find in your kitchen! You have to use those biscuits you found five minutes ago next to your bed! You have to use that half piece of cake your youngest has not finished! You have to use those two spoons of honey left in the jar and eight small packages of sugar you always take from cafes! Last few drops of your favorite brandy! A good gulp of whisky too! A handful of old raisins from the bottom of a bag in the cupboard! Go in! Be creative, use your imagination!

First of all crush very well all bakery leftovers. If you have biscuits you can blend them. You have to obtain some kind of minced-ground-blend-pastry-stuff. Melt some butter, not too much at the begining. Mix all ingredients (except sesame seeds or shredded coconut) together with your hands (Yes, get them dirty!). You should obtain something almost-like-plasticine in texture, something you can easly roll into a golf ball size. Taste it, add what you need to add to be happy. If it is too dry add more melted butter, perhaps a few more drops of alcohol or a small amount of espresso. Form balls and toss them in sesame seads or shredded coconut. Let them rest few hours in a fridge. Eat them! Share with your family and friends! Give a few to your neighbour or to a stranger passing by on the street!



HUGH I WOJNA PRZECIWKO MARNOTRAWSTWU, GREGG SEGAL, SUE WEBSTER, TIM NOBLE ORAZ MAŁE NIEWINNE BAJADERKI

War On Waste, czyli akcja przeciwko marnotrawstwu, przeprowadzana aktualnie na Wyspach przez Hugh Fearnley-Whittingstall – szefa kuchni i aktywiście, dzięki któremu m.in. zmieniono zasady połowów w UK (www.fishfight.net). Wyspy czy nie, ta kwestia dotyczy nas wszystkich!

W Wielkiej Brytanii co 10 minut powstaje 7-tonowa góra ubrań, które są wyrzucane na śmietniki.

1/3 wyprodukowanego jedzenia ląduje na wysypiskach. Marnują ją supermarkety, a producenci zmuszani są do wyrzucania „brzydkich” warzyw i owoców, nie odpowiadających „standardom”. Marchewka musi być prosta, a banan zakrzywiony o tyle i tyle stopni.

W międzyczasie artyści używają odpadów jako materiału do tworzenia sztuki – Sue Webster i Tim Noble w swoim „śmieciowym” projekcie układali góry wyrzucanych przedmiotów w ten sposób, by tworzyły teatr cieni. Gregg Segal w 2014 stworzył serię zdjęć, zatytułowanych „7 dni śmieci”. Prosił rodzinę i znajomych by przez tydzień niczego nie wyrzucali, a potem fotografował ich z odpadami, które sami wyprodukowali. Przepiękny, fascynujący i mądry projekt, który możecie dokładnie poznać na www.greggsegal.com.

No to jak? Co dzisiaj wyrzuciłeś? Jakieś jedzenie? Dobra jakieś, których chcesz się pozbyć? Może stare herbatniki albo suchy kawałek wczorajszego ciasta? 4-dniowa czekoladowa babeczka? Niezbyt świeże słodkie pieczywo? Rozejrzyj się dobrze! Jestem pewna, że znajdziesz coś na dnie szuflady, w pojemniku na chleb czy jakiejś metalowej puszce. Masz już? Świetnie! Teraz możesz zamienić te wszystkie resztki w coś, z czego my Polacy powinniśmy być dumni – w bajaderki! W nasz narodowy recyclingowy cukierniczy produkt!

BAJADERKI W WOJNIE PRZECIWKO MARNOTRAWSTWU

– stare herbatniki, kawałki ciast, ciasteczek i słodkiego pieczywa
– cukier/brązowy cukier/miód
– masło
– szczypta soli
– odrobina brandy lub innego mocnego alkoholu
– mała filiżanka mocnej kawy espresso
– kakao w proszku
– rodzynki
– wiórki kokosowe lub ziarna białego sezamu

Nie, nie mam zamiaru podawać ilości produktów do zrobienia bajaderek! Wszystko zależy od tego, co znajdziesz u siebie w domu, i w jakich ilościach! Musisz przecież zużyć herbatniki, znalezione pięć minut temu obok łóżka! Musisz zużyć niedojedzone przez Najmłodszego ciastko! Te dwie łyżki miodu, zalegające od dawna na dnie słoika! Osiem saszetek cukru, które zawsze zabierasz z kawiarni! Musisz w końcu zużyć ostatnie krople ulubionej brandy! Ostatni łyk whisky również! I tę garść starych rodzynek, zalegających na dnie szuflady! Użyj wyobraźni! Kreuj! Twórz!

Najpierw rozdrobnij wszystkie resztki. Herbatniki – w blenderze, miękkie ciasta – widelcem. Ma powstać sypka, ale nieco wilgotna masa. Roztop masło, na początek niewiele, ale może potem będzie trzeba trochę jeszcze dodać. Wymieszaj wszystkie składniki (oprócz wiórków kokosowych i/lub sezamu). Wymieszaj dobrze rękoma (Tak! Utytłaj się!). Masa ma być taka, by łatwo formować z niej kule wielkości piłeczek golfowych. Próbuj, dodawaj składniki według uznania! Na koniec rób kulki i obtocz je w wiórkach lub sezamie. Odstaw na kilka godzin do lodówki. Jedz! Częstuj rodzinę i przyjaciół! Podziel się z sąsiadką i przypadkowym przechodniem!

eng

 

About Fotonoviembre – XII International Biennale of Photography in Tenerife (Spain) and Serafin’s “7/Seven”

With a great pleasure I would like to invite you to FOTONOVIEMBRE 2015 – XIII INTERNATIONAL BIENNALE OF PHOTOGRAPHY in Tenerife (Spain), where I’m presenting “7/SEVEN” ( 9 Nov – 10 Dec 2015).
More information can be found at www.byserafin.com, www.fotonoviembre.org and below.


Z prawdziwą przyjemnością zapraszam do obejrzenia serii moich zdjęć, zatytułowanej “7/Siedem”, która bierze udział w Fotonoviembre 2015 – XIII Biennale Fotografii na Teneryfie (Hiszpania).
Więcej informacji: www.byserafin.com, www.fotonoviembre.org oraz poniżej.

About Wayne Thiebaud, Serafin, chocolate mousse and L.’s birthday

above / powyżej: WAYNE THIEBAUD “CHOCOLATE CAKE / TORT CZEKOLADOWY” 1971


pl

My dear friend L. used to receive every birthday morning chocolates from D. Pure small pleasures whilst still in bed. Every year. Every morning. Waiting for. And enjoying with.

With your D., with J. and with Mr Thiebaud we wish you the best chocolates in the whole universe!!!! Not those terrible posh ones with tobacco-bacon flavours! HAPPY BIRTHDAY TO YOU – L.!!!

serafin-39-nr2www
Serafin 2015, double exposed self-portrait / autoportret

Since 2002 on every B’day I make a selfportrait. No, not a bloody selfie! I hate that word. Selfie is soooo flat. It is so quick and without any soul. Selportrait has its own tradition, depth and ideas. It takes time. As a photographer I started with an “old-style” (read: the best one) camera, developing the film myself and working in a dark-room. I used to make my own pin-hole camera and enjoy the magic of photography. Today I work mostly with a digital camera, but still I have the biggest respect for the Old Classic Photography – Magic is Magic. Full stop.

The same magic I would like to give to you – L. Not only today. But always. With small food pleasures too. The strangest recipe I ever heard of and I ever made. And it really really works! Is here for you (unfortunatelly from hundreds of kilometers away):

CHOCOLATE MOUSSE HARD TO BELIEVE

– “aquafaba” – water from chickpeas (yes, the water you always pour into the sink, when you use chikpeas!)
– 1 bar of good quality dark chocolate
– honey or brown sugar to taste
– teaspoon or two of espresso
– pinch of sea salt

Melt chocolate over a water bath. Leave to cool. Whisk well the aquafaba until fluffy, white and shiny. Slowly add the honey or sugar and a pinch of salt. Whisk until firm (turn the bowl upside down as when making meringues). Drizzle chocolate into the foam, mix it very very gently. Slowly add espresso coffee. Pour into small glasses and chill for a few hours. And do not worry – nobody will notice any chickpea flavour!



WAYNE THIEBAUD, SERAFIN, MUS CZEKOLADOWY I URODZINY L.

Moja droga przyjaciółka L. w każde urodziny zwykła była otrzymywać od ukochanego D. czekoladki prosto do łóżka. Bez zbędnego wstawania. Prosto ze snu wyciągnięta. Zawsze czekała. I czekać będzie. Nieustająco. Rozkoszując się.

W dzisiejszym dniu wraz z D., J. oraz Szanownym Panem Thiebaud życzymy najlepszych czekoladek we wszechświecie!!! Byleby to nie były wymyślne tabakowo-bekonowe świństwa, którymi nas kiedyś uraczyłaś! Były to pierwsze (i mam nadzieję, że ostatnie!) wyplute przez mnie czekoladki! Wolałabym już masę czekolado-podobną, z którą w końcu dzieciństwo przeżyłam (fakt, że w stanie pogrubionym).

Od 2002 roku w każde własne urodziny robię autoportret. Nie żaden bzdurny płytki selfie! Nie żaden obleśny współczesny półprodukt masowy! Autoportret tradycyjny, który wymaga nie tylko czasu, ale i myśli. Umysłu, natchnienia, skupienia. Wtedy pracowałam z tradycyjnymi filmami, wywołując je w czeluściach najczarniejszych i robiąc odbitki w ciemni, w którą zamieniała się tymczasowo mini-łazienka lub kąt przyjaciółki piwniczny. Bo fotografia tradycyjna to Magia. Koniec i kropka! I choć zamieniłam tradycyjny aparat, choć zamieniłam własnoręcznie zrobioną kamerę otworkową na cyfrową lustrzankę – jestem wierna tradycji i czas wraz z koncepcją są dla mnie najważniejszymi składnikami zdjęć.

Magii doszukuję się nie tylko w fotografii. Szukam jej w świecie podwodnym. I dodaję ją w kuchennych przestworzach. Z najlepszymi więc urodzinowymi życzeniami dla L. przepis, który jest czymś, co dotychczas w gotowaniu zaskoczyło mnie najbardziej. Jest czymś, w co nie wierzyłam (a uwierzyłam).

CZEKOLADOWY MUS NIEMOŻLIWOŚCI
– „aquafaba” – woda z ugotowanej ciecierzycy (Tak, tak! Ta woda, którą wylewasz do zlewu, kiedy używasz ciecierzycy!)
– tabliczka ciemnej czekolady bardzo dobrej jakości
– miód lub ciemny cukier do smaku
– łyżeczka lub dwie kawy espresso
– szczypta morskiej soli

Roztopić czekoladę w misce nad gotującą się wodą. Odstawić do wystygnięcia. Ubić pianę z „aquafaba” w ten sam sposób jak ubija się pianę z białek (tak, również należy na samym końcu odwrócić miskę do góry nogami!). Dodać miód lub cukier do smaku oraz szczyptę soli. Bardzo powoli wlewać roztopioną czekoladę, delikatnie mieszając masę szpatułką (baaaaaardzo delikatnie, żeby pęcherzyki powietrza nie uległy zniszczeniu!). Na końcu wlać powolutku kawę, łącząc ją z masą. Posmakować. W razie potrzeby dosłodzić. Przełożyć do małych filiżanek, miseczek czy kieliszków. Odstawić do lodówki na minimum kilka godzin. I nie martwić się – nikt nie poczuje żadnego smaku ciecierzycy!

eng

 

About Andy Warhol, bottles, cans and diving

above / powyżej: ANDY WARHOL “CAMPBELL’S SOUP CANS / PUSZKI Z ZUPĄ FIRMY CAMPBELL” 1962, synthetic polymer paint on 32 canvases / syntetyczna farba polimerowa na 32 płótnach


2015-08-09-fanta1y2
Serafin 2015, Before And After – Underwater Fanta Can / Przed I Po – Podwodna Puszka Fanty
pl

Yes! This is a can of Fanta! No! This is not advertising for Fanta! And yes – you are absolutely right – this is a culinary artistic blog! So what is IT doing here after such a long silence???!!!

When I’m not creating art and when I’m not cooking – I dive. I just disappear into The Big Blue. And I do not have time to create, to cook, to write or even to think about all this “land-life-stuff”. And every year for few months I become A Fish. And I was thinking – should I explain my silence to you? Should I find perhaps better excuses than going to the underwater world? And I was waiting waiting and waiting. I wanted to find something that connects cuisine and art and diving. I really wanted to express myself, I really wanted to show you my three passions together. And finally I got it!

Yesterday morning I went for a dive and I found my “Absolutelly Full Underwater Fanta Can” on the sea bed at 10 metres deep! I do not drink Fanta, but it seemed a great occasion to write few words here. If Andy Warhol could make some art with Coca Cola bottles – why not me? If Andy could make art from the image of a can – then why not me?

andy warhol Green coca cola bottles 1962 oil on canvas
Andy Warhol, Green coca cola bottles, 1962, oil on canvas

The only difference I can find is that I had just ONE can. Not 32 or god knows how many. Just one. I decided to do not cook anything with its contents. Just drink it, post it and that’s it! At the end of the day it is a type of food!



ANDY WARHOL, BUTELKI, PUSZKI I NURKOWANIE

Tak! To jest puszka Fanty! Nie! To nie jest reklama Fanty! I owszem, macie zupełną rację – to jest kulinarno-artystyczny blog! To co do jasnej cholery TO robi tutaj???!!!

Kiedy nie tworzę, kiedy artystą nie jestem, kiedy nie gotuję – nurkuję. Po prostu zanurzam się głęboko w Wielki Błękit i nic mnie nie obchodzą przyziemne-naziemne sprawy. Nic a nic! Oddycham! Głęboko.

I tak czekałam. Czekałam. I czekałam. Szukałam okazji, by w końcu odezwać się, wytłumaczyć milczenie. Chciałam wytłumaczyć i połączyć trzy moje pasje: sztukę, gotowanie i nurkowanie. Szukałam. I znalazłam!

Wczoraj rano zanurzyłam się i na 10. metrach znalazłam moją „Przed I Po – Podwodną Puszkę Fanty”! Nie piję Fanty, ale uznałam to znalezisko jako cudowną okazję do odezwania się, do napisania słów kilku. Skoro Andy Warhol z butelkami Coca-Coli mógł? Skoro z puszką zupy mógł? To i ja mogę!

Jedyną różnicę, jaką odnajduję, jest liczba. Ja mam puszkę jedną. On 32 butelki Coca-Coli i cholera wie ile puszek zup! Po prostu wypić, wrzucić na bloga i to wszystko! Nie gotować! W końcu jest to płynne jedzenie samo w sobie (swego rodzaju materia żywieniowa)?

Dobranoc!

eng

 

About wildlife, Cuisine And Art

above / powyżej: UNTITLED COLLAGE / KOLAŻ BEZ TYTUŁU by CUISINE AND ART


pl

GREY. Miserable day. Week. Month. Dyeing everything, including my hands, grey. With an absence of energy and fresh air. Being totally alone in the middle of nowhere, finally I opened my mind and invited in some creatures from the wilderness around. Beautiful deer jumped in. Fish slowly swam in. Giant squid approached majestically. Sheep and a cows just passed by chance. I tried to catch everything, some antlers, even some seeds. Infinite mind, full of wildlife – ready to begin again with a huge hunger for food and life!



O SZAREJNAGIEJJAMIE

SZARO. SZARY. SZARA. SZARANAGAJAMA. Szary dzień. Dzień za dniem. Tydzień w toku. Miesiąc. Farbuję wszystko, łącznie z rękoma, rękomamajuższarymi. W tęsknocie za energią, za świeżym powietrzem. Za. Będąc w oddali, gdzieś na końcu świata. Samotnie. Otworzyłam w końcu umysł, zapraszając dziki świat. Piękny jeleń wskoczył. Ryby wpłynęły. Gigantyczne monstrum majestatycznie wślizgnęło się do samego środka głowy. Krowy, owce – całkowicie przypadkowo. Łapię wszystko – pojedyncze poroża, drobne ziarna, źdźbła, trawy. Zachłystuję się. W końcu z głową wypełnioną po brzegi gotowa i głodna na wszystko!

eng